TOP 5 niedocenionych płyt HARD ROCKA z lat 80. RECENZJA

Lata 80-te były dekadą wzlotów i upadków hard rocka i heavy metalu. Paradoksalnie rozwój technologii dobijał muzykę, u podstaw której był feeling. Fascynacja nowinkami doprowadzała do absurdów, jak wykorzystywanie perkusji elektronicznej w muzyce heavy metalowej. Powstały jednak w tym czasie rewelacyjne hard rockowe płyty, które dziś są niestety zapomniane, a wtedy były niedocenione.

Lata 80-te nie były korzystne dla hard rocka i heavy metalu. Jednak przełom lat 70. i 80. ukazywał inną perspektywę. Nowe technologie w zakresie produkcji nagrań dawały im moc i pobudzały do kreatywności. Początek lat 80. był rewelacyjny. Solidność europejskiej szkoły produkcji nagrań, pobudziła do powstania rasowego heavy metalu, który przy okazji potrafił wchodzić w crossover z punkiem, czerpiąc z niego agresję, tempo i nawet image - tak było z pierwszymi nagraniami Iron Maiden. Przy okazji hard rockowe kapele zaczęły balansować na granicy wejścia w heavy lub tę granicę przekraczały, stając się ikoną metalu - tak stało się z Judas Priest. Inne pozostawały na pograniczu, grając heavy rock, jak Scorpions. Rok 1980 ukazywał niezwykła perspektywę rozwoju stylistyki, wspomaganą przez nowe technologie.

Iron Maiden - Phantom Of The Opera

Co zatem się stało, że koniec omawianej dekady, kończył się nawet dla tuzów ciężkiej muzyki porażką. AC/DC, Iron Maiden, Judas Priest, Black Sabbath, czy Deep Purple były w mocnym kryzysie, a takie kapele, jak Saxon straciły zupełnie na znaczeniu. Muzyka europejska wpadła w ślepą uliczkę wtórności. Z samego dna wyciągnął ją rynek muzyczny, który doprowadził do upadku - amerykański. Grunge był renesansem hard rocka, jednak nie doprowadził do odrodzenia się europejskiego heavy metalu, którego ikoną na Wyspach nadal jest kilkudziesięcioletni Iron Maiden - nie pojawiły się tam nowe kapele, godne przejęcia pałeczki.

Cofnijmy się do początku lat 80. Większość kapel europejskich wyraźnie wpadła w pychę, sądziła, ze może podbijać wszystkie rynki, w tym przede wszystkim rynek amerykański. Nie koncentrowała się już na Starym Kontynencie - chęć zysku robiła swoje. Był tylko mały problem, amerykańska młodzież nie potrzebowała europejskiego przekazu, z europejskim brzmieniem. Nie chciała skomplikowanych i zaangażowanych tekstów w utworach i surowego soundu. Domagała się delikatniejszej nuty i bezrefleksyjnych tekstów, bądź okultystycznych, tajemniczych, z pogranicza filmów grozy, które w tamtym czasie były niezwykle popularne. Kompromis był zatrważający, którego kulminacją np. dla Judas Priest była płyta "Turbo" z 1986 roku, dla Iron Maiden "Seventh Son of a Seventh Son" z 1988, a dla Saxon "Crusader" z 1984. W tamtym czasie dla fana europejskiego solidnego brzmienia, było zdradą wręcz wprowadzanie instrumentów klawiszowych i łagodzenie, zwłaszcza brzmienia perkusji.

Saxon - Crusader

Specyfika rynku amerykańskiego polegała na tym, że rządził się zupełnie swoimi prawami. Mocne, rockowe granie, ewoluowało z amerykańską młodzieżą. Ta nie była już nastawiona na hippisowski free love luz, a na luz szkolny i filmowy, pozbawiony rodzicielskiej dyscypliny wieczny pęd do samozadowolenia - hedonizmu. Stąd amerykańskie kapele zaczęły śpiewać o miłosnych podbojach, szkolnych balangach i komiksowym sympatyzowaniu diabelstwu. Prekursorem takiego grania był Alice Cooper, kontynuatorem Ozzy Osbourne, a kompletnie skopały gatunek, kapele pop metalowe pokroju Motley Crue, Cindarella, Poison, czy Bon Jovi. Zadziwiające, że zaczynały te kapele granie od dobrych hard rockowych nagrań. Potem zmiękczali je syntetyzatorem, rozmydlonym brzmieniem basu i zniekształconym, dudniącym bądź "stukającym" perkusji. Wiele uznanych grup pod wpływem tego nurtu, aby być na topie musiało dostosować się. Whitesnake, Van Halen, Aerosmith, April Wine, Ted Nugent czy nawet Osbourne "tapirowali" swoje fryzury i muzykę. Jedne przetrwały, inne nie wytrzymały ciągłego bycia na erotyzującym metal "haju".

Whitesnake - Is This Love

Wydaje się, że popularność bezkompromisowych kapel, jak Metallica, Anthrax, Slayer czy Megadeth wynikała bardziej z buntu przeciw odbiorcom pop metalu, niż samym kapelom glamowym. To był dla nich sztuczny świat, niewątpliwe rodzaj buntu. Środowisko nowej fali muzyków heavy metalowych wywodziło się przeważnie z trudnych rodzin, małych miast, nie byli uczniami college'ów, czy szkół wyższych. Przez to nie pociągały ich szybkie samochody i drogie szkolne balangi, na które zwyczajnie ich nie było stać. Z komiksowego okultyzmu Coopera i Ozzy'ego, podbudowanego europejskim, wtórnym muzycznie, ale ostrym satanistycznie undergroundem, wyciągali mroczną esencję i obudowywali ją mocnym dźwiękiem - ekstremalnym łączeniem punku i metalu.

Jej amerykańska erupcja, wsparła skandynawskie i niemieckie undergroundowe środowiska muzyczne, które zaczęły eksponować ten rodzaj muzyki, dopełniając go death i black metalem, jednocześnie grzebiąc kreatywność hard rocka i klasycznego metalu już na stałe. Jednak wytworzona ekstrema, thrash, czy speed metalowa nie miała nic wspólnego z hard rockiem, a jej ekstremalne mutacje wręcz go wypaczały. Były bowiem odhumanizowane, pozbawione feelingu, wpisane w treści ideologiczne osłabiające tego ducha. Hard rock to muzyka wypływająca z bluesa, rhythm'n'bluesa, boogie i rocka. Podstawą jest dynamizm sekcji rytmicznej, który daje pole do popisu gitarzystom solowym i przede wszystkim pokazania możliwości wokalnych. Najważniejszy jednak jest riff. Mocny, konkretny i soczysty riff. To lokomotywa, która nie może być zelektryfikowana. Taka modyfikacja da jej szybkość, ale pozbawi siły.

Technologiczne modyfikacje pod wpływem mody w latach 80., doprowadziły stylistykę hard rockową na krawędź przepaści, wiele muzycznych dyskografii poważnych kapel wypełnionych jest tandetą, która lepiej pominąć milczeniem. Warto jednak przypomnieć płyty, które zapowiadały twórczy rozwój, ale w efekcie zostały niedocenione, a dziś nad nimi zapadła cisza. To esencja hard rocka lat 80-tych.

1. Aerosmith - Rock in a Hard Place (1982)

Siódmy album studyjny zespołu Aerosmith. Wydany w sierpniu 1982 roku. Zaprezentowany utwór to "Jailbait". Lokomotywa. Rewelacyjny dialog wokalu z gitarą i sekcją rytmiczną. Nie ma miękkiej gry. Choć na płycie pojawiają się klawisze, harmonijka ustna i nawet saksofon, to ich bluesowa wykorzystanie harmonizuje z dynamiką materiału. Aerosmith wydał dobrą następną płytę "Done With Mirros", jest ona bardziej spójna niż "Rock in a Hard Place", jednak zbyt sterylna. Grupa poddała się jednak dominującej modzie od płyty "Permanet Vacation" z 1987 roku, by na płycie "Pump" (1989) wyskoczyć zupełnie z klasycznego hard rocka.

2. UFO - "The Wild, The Willing And The Innocent" (1981)

Dziewiąty studyjny album zrealizowany przez brytyjski hard rockowy zespół UFO. Choć grupa do tej pory wsławiła się takimi hitami jak "Doctor Doctor", to dopiero "The Wild, The Willing And The Innocent" scalił w jednolite tworzywo materiał zespołu. Żaden utwór nie odstaje od całości, a bywało tak wcześniej.

Niestety płyta została wydana w czasie, kiedy Brytyjczycy byli dopiero co po zachwycie punk rockiem, a w trakcie euforii New British Of Heavy Metal. Materiał nie zyskał rozgłosu, a szkoda, bo płyta perełka. Być może zmieniająca się moda na lżejsze granie spowodowała, że w zespole z czasem zaczęły dominować instrumenty klawiszowe, choć w kompozycjach czuć przede wszystkim mocno uzupełniające się osobowości Phila Mogga i Pete Way'a. Na komercyjne szczyty , a zespół UFO również chciał zyskiwać amerykańską sławę, grupa wspięła się następną płytą " Mechanix" z 1982 roku.

3. Thin Lizzy - Thunder and Lightning (1983)

Takiej wokalnej wściekłości, to znany też z romantycznych piosenek, Phil Lynott nigdy wcześniej, ani później nie pokazał. Dwunasty album irlandzkiego zespołu Thin Lizzy. Wydany został 4 marca 1983. Ostatni zarazem w dyskografii zespołu i to pewnie dlatego, ze bezkompromisowy. Niestety nawet uznane zespoły musiały kapitulować, gdy nie szły na kompromis. 40 minut fantastycznego hard rocka mocno wgryzającego się w heavy za sprawą Johna Sykesa. Grał bardzo metalowo, do tego niezwykle umiejętnie uzupełniał się ze Scottem Gorhamem.

4. Gillan Band - Future Shock (1981)

Ian Gillan, John McCoy,Bernie Tormé, Colin Towns i Mick Underwood stworzyli niezwykle brzmiącą płytę. Co prawda już na "Mr.Universe" było bardzo dobrze, ale "Future Shock" była mocnym, hard rockowym uderzeniem z ukłonem w stronę bluesa. Taki hard rockowe wcielenie zespołu Free.

Nawiązania do Deep Purple konieczne, tak grać na klawiszach mógł i sam John Lord, ale wybrał inny zespół i mniej skomplikowaną muzykę. Tu klawisze są idealnie wpasowane w sekcję rytmiczną, metalizujące sola gitarowe i mocny głos Gillana. Szkoda, że po drodze trafił się Gillanowi Black Sabbath, wstrzymało to rozwój solowy Iana, choć w późniejszych latach pokazywał solowo hard rockowy pazur, nawet na koncercie w Polsce.

5. April Wine - Power Play ( 1982)

Kanadyjski zespół hard rockowy, który nie nagrał już później dobrej płyty - efekt zmiany brzmienia, złych aranży i złagodzenia grania. "Power Play" to najlepsza pozycja w ich dyskografii. Posiłkowanie się europejskim wzorcami, jak UFO dawało dobre efekty. Choć czuć było komercyjne naleciałości w produkcji brzmienia bębnów i basu. Płyta nagrana w składzie: Myles Goodwyn, Gary Moffet, Steve Lang, Brian Greenway i Jerry Mercer.

Warto jeszcze zwrócić uwagę na płyty, które zawierały hard rockowe perełki, ale niestety jako całość nie przetrwały próby czasu. Były one krzykiem muzyków, pewnie tęsknotą za takim graniem, niestety kompozycje te przepadły razem ca całymi wydawnictwami.

Blue Oyster Cult - Lips The Hills

Utwór z płyty " Cultosaurus Erectus" z 1980 roku. To siódmy album studyjny zespołu z czerwca 1980 roku. Niestety płyta nierówna przez mieszanie psychodelicznych elementów z epickimi. Tych hard rockowych było zbyt mało. Na koncertach zespół prezentował się za to idealnie - mocno i z ciężkim brzmieniem. BOC mocno inspirowali się hard rockowych utworach zespołem Aerosmith.

Kansans - Musicatto

Nagranie instrumentalne z płyty "Power" z 1986 roku. Pierwsza płyta po reaktywacji zespołu w zmienionym składzie. Zbyt dużo analogii do grupy Emerson Like And Palmer i nawet Yes. Zespół na tej płycie został zasilony przez amerykańskiego gitarzystę Steve'a Morse'a, który obecnie jest podporą Deep Purple. Ze względu na gitarowy feeling, nagranie ma hard rockowy walor, choć płyta jest dosyć nierówna stylistycznie.

Ted Nugent - Thunder Thighs

Lata 80. to w twórczości Teda Nugenta mało stabilny brzmieniowo czas. Po rewelacyjnych lata 70. spotkał się z koniecznością podpasywania się pod trendy. Efekty czasem były śmieszne, ale zawsze każdą płytę, nawet najmniej ciekawa, ratowały gitarowe sola. "Thunder Thighs", to rewelacyjny utwór, najbardziej hard rockowy z płyty "Penetrator" z 1984 roku.

Choć lata 80. z perspektywy wydają się lekko anachroniczne, to niewątpliwe ratunkiem dla odhumanizowywanej muzyki, był wtedy hard rock. Styl, który nie zakładał kompromisów, bo go od razu gubiły, a który odnoszeniem się do tradycji muzyki, potrafił ją ożywiać. Szkoda, że ten potencjał nie miał wtedy mocnego wsparcia, a sami muzycy wytrwałości w jego upowszechnianiu.

Grzegorz Kasjaniuk

Autor

Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych