"Lot Wrony". Prawdziwa historia rejsu i lądowania, które 1 listopada 2011 roku oglądał cały świat.. TYLKO U NAS FRAGMENT

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

1 listopada 2011 roku cała Polska wstrzymała oddech. Boeing 767 z 220 pasażerami na pokładzie krążył nad Warszawą, ale nie lądował. Obok pasażerskiej maszyny przemknęły wojskowe myśliwce F-16. Potwierdził się najgorszy scenariusz - awaria podwozia. Godzina po godzinie, minuta po minucie dowiadujemy się, co dokładnie działo się z bohaterami pechowego rejsu numer LO016.

Leszek Chorzewski – ówczesny rzecznik LOT-u – nie tylko przestudiował raporty, ale i spędził długie godziny na rozmowach z pasażerami i swoimi kolegami m.in.: kapitanem Tadeuszem Wroną, szefem załogi Jerzym Konofalskim i stewardesami. Z tych opowieści powstała pełna niezwykłych emocji i zaskakującym zwrotów akcji powieść, której lektura jest bardziej wciągająca niż pełne fikcyjnych sensacji thrillery. Bo tę dramatyczną historię z pięknym happy endem napisało samo życie.

Co się działo na pokładzie? Czy wybuchła panika? Czy załoga zaczynała tracić zimną krew? O czym myślał kapitan? Co przeżywali pasażerowie? - tego wszystkiego Czytelnicy dowiedzą się już wkrótce!

„Lot Wrony” trafi do sprzedaży już 22 kwietnia. A tylko u nas już dziś fragment:


Boeing 767 krążył nad Warszawą, ale nie lądował. Było w tym coś niepokojącego. Obok pasażerskiej maszyny przemknęły wojskowe myśliwce F-16. Co się działo?

Głos z telewizora wyjaśnił, że samolot może mieć kłopoty z lądowaniem. Zanim jeszcze dziennikarz zamilkł, odstawiłem z hukiem świąteczny obiad. Żeberka były pyszne, ale właśnie straciłem apetyt. Po chwili dostałem SMS-a z centrali: "Samolot ma awarię centralnego układu, krąży nad Warszawą, nie wyszło podwozie. Na tę chwilę uruchomiona jest procedura awaryjnego lądowania”. Pobiegłem do samochodu.

Pędziłem już na Okęcie, kiedy znów usłyszałem telefon. Dzwonił dziennikarz. Potem kolejny. Starałem się jednocześnie rozmawiać i prowadzić, trzymać jedną ręką kierownicę, drugą – telefon. To nie było ani bezpieczne, ani zgodne z przepisami.

I wtedy z bocznej ulicy wyjechał mi wprost pod koła inny samochód. Przeraźliwy pisk opon i szarpnięcie auta zakończyło rozmowę…

Wysoko w powietrzu szarpnęło też boeingiem 767.

Kiedy samolot leciał w dół i nabierał prędkości, kapitan Wrona poderwał go raptownie. Po manewrze – ponieważ to szarpnięcie było celowe – zerknął na wskaźniki i szepnął coś pod nosem. Nie był zadowolony. Nie udało mu się wysunąć kół. Będzie musiał lądować bez podwozia, na brzuchu. A jeszcze chyba nikt nigdy tego nie robił taką maszyną. Na pewno nie z ponad dwustoma pasażerami na pokładzie!

Lot z 1 listopada miał być rejsem, jakich wiele, a zamieniał się w koszmar.

-Chcę, żeby było szybko – powiedziała sobie pasażerka, która już niemal pogodziła się ze śmiercią.

-Byle się nie męczyć, bez szpitali, bez nie wiadomo czego, rach-ciach i już! – przeszło przez myśl stewardesie, która też zaczynała się już bać wypadku, cierpienia i bólu. Marzyła, żeby to skończyło się jak najprędzej.

W dole dziennikarze powtarzali sobie w myślach, co będą musieli powiedzieć. Że to była typowa atlantycka trasa z turystami i emigrantami, biznesmenami i celebrytami, Polakami i cudzoziemcami. Że boeing 767 Polskich Linii Lotniczych LOT, nazywany pieszczotliwie „Papa Charlie”, zabrał ich z lotniska w amerykańskim Newarku. Że nic nie wskazywało, że lot do Warszawy z 1 listopada 2011 roku stanie się wyjątkowy. Może to data – dzień, w którym Polacy odwiedzają groby – okazała się pechowa? Tylko co było przyczyną zagadkowej awarii?

Miliony przed telewizorami wstrzymały oddech, gdy życie pasażerów i załogi znalazło się na krawędzi. Każdy miał przed oczami czarno-białe wspomnienia, klatki z filmów dokumentalnych i katastroficznych. Słyszał piosenkę Anny Jantar, której ił-62 runął do fosy koło Okęcia. Słyszał mrożące krew w żyłach opowieści o katastrofie w Lesie Kabackim. Lotnicze tragedie były wręcz wpisane w naszą historię…

-Lot 16, zezwalam lądować – powiedział pilotom kontroler z wieży, a na koniec dodał: – Powodzenia.

-Dziękuję – odparł drugi pilot Szwarc. A kapitan Wrona zaczął szybować w dół...


"Lot Wrony"to historia widziana oczami świadków

To był wyjątkowy dzień, choć rankiem nic tego nie zapowiadało. Niczego nie planowałem, poza tradycyjną wizytą na grobach bliskich. Był przecież 1 listopada. Kiedy szedłem na cmentarz zapalić znicze, pasażerowie lotu nr LO016 z Newark do Warszawy byli już w powietrzu. Tylko kapitan i drugi pilot wiedzieli, że ten lot nie będzie rutynowy. I że jego finał jest trudny do przewidzenia. A potem ruszyła machina, która zmieniła życie wielu osób.

-tak okoliczności słynnego lądowania bez otwartego podwozia na płycie lotniska Okęcie zapamiętał Leszek Chorzewski wówczas rzecznik prasowy LOT autor książki „Lot Wrony”.

Chorzewski niezwykle sugestywnie oddaje atmosferę lotu, a także okoliczności, które doprowadziły do pojawienia się awarii. Nie dając jednoznacznych odpowiedzi na pytania o rzeczywiste przyczyny usterki, która naraziła życie ponad 200 osób, stara się przybliżyć złożoność procesu operacji lotniczej. Chytrze i po cichu zagląda za kulisy przygotowań do lotu, a także kronikarsko relacjonuje jego przebieg. Nic się przed nim nie ukryje, odsłania tajemnice i niedopowiedzenia, których przeciętny człowiek nie zauważa.

Wartka akcja „Lotu Wrony” nakreślona jest wyraziście, a jej dynamika przypomina rasowy thriller, którego nie powstydziłby się ani Henning Mankell, ani Jo Nesbo. Chorzewski jest przy tym rzetelny, nie pozwala sobie na fantastyczne opisy, trzyma się realiów, narzuca sobie rygor bezstronnego informowania. Wyciąganie wniosków pozostawia czytelnikom. Jego książka oparta jest na encyklopedycznej wiedzy dotyczącej funkcjonowania rynku lotniczego, którego analizowaniem zajmuje się od 20 lat – najpierw jako dziennikarz, potem jako rzecznik prasowy i szef pionu komunikacji w Polskich Liniach Lotniczych LOT. Do tego oddaje w niej głos prawdziwym bohaterom tej historii – pilotom, personelowi pokładowemu i pasażerom lotu nr LO016.

O autorach

Leszek Chorzewski - prawnik, dziennikarz radiowy, wieloletni rzecznik PLL LOT. Wśród wielu pasji lotnictwo stało się najważniejszą. Razem z Witoldem Filusem pierwszy raz w historii zimą przeleciał balonem nad Tatrami. Jest autorem wielu spektakularnych akcji promocyjnych LOT-u w tym promocji Boeinga 787 Dreamliner. Miłośnik gór i wspinaczki, dalekich podróży i fotografii.

Współpraca: Adam Węgłowski - dziennikarz, stały współpracownik magazynów „Focus Historia” i „Śledczy”, publikował także w „Tygodniku Powszechnym” I „Zwierciadle”. Wielbiciel historycznych zagadek i kryminałów w stylu retro, autor powieści kryminalnej „Przypadek Ritterów”.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych