OSZOŁOMY. Political (non) fiction. NASZA RECENZJA

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

W kolejną rocznicę smoleńskiej katastrofy warto sięgnąć po powieść Martyny Ochnik, będącą ubiegłoroczną książką „rocznicową”. Dzięki temu przypomnimy sobie emocje towarzyszące feralnemu dziesiątemu kwietnia, reakcje społeczeństwa, skalę medialnej manipulacji, „akcję krzyż” i tak dalej; epilog zahacza o demonstracje ACTA sprzed ponad roku. To właściwie w warstwie „publicystycznej” kontynuacja Zgreda Ziemkiewicza (sprzed dwóch lat), który kończył się katastrofą smoleńską i okrzykiem „trzeba orać”; odniosłem wrażenie, że autorka wzięła to zawołanie do serca i przejęła pług.

Trudno nazwać książkę jakąś wyrafinowaną ucztą literacką, choć wkomponowanie krążących „memów spiskowych” w fikcyjną intrygę sensacyjną i polityczną to zabieg dość ciekawy. Przykładowo sławny filmik z odgłosami strzałów-niestrzałów przy wraku okazuje się mieć ciąg dalszy; gdy nagranie trafia do jednego z bohaterów, ten staje na celowniku FBI… znaczy ABW. Autorka sprawnie łączy fakty podatne na „spiskową” interpretację, przypominając o lawinie podejrzanych śmierci osób, które mogły posiadać jakieś niewygodne informacje – czy takie nagromadzenie „przypadków” rzeczywiście jest przypadkowe? Moją ulubioną teorią spiskową, jakby żywcem wyjętą z serialu Zagubieni, jest hipoteza wraku jako gigantycznej inscenizacji, maskirowki…

Gdyby powieść Ochnik była zwykłą political fiction budującą naokoło Smoleńska fabułę z rodem z Forsytha czy Ludluma bez pretensji do prawdy, nie wzbudziłaby takich emocji; w końcu wydana jest jako fikcja, a podobieństwo do czegokolwiek ma być przypadkowe. Ale nie jest, bo tej dość wątłej intrydze sensacyjnej czy szpiegowskiej towarzyszy przegląd rzeczywistych wydarzeń związanych ze Smoleńskiem (wybory prezydenckie, „akcja krzyż”, raport MAK, zabójstwa Eugeniusza Wróbla i Marka Rosiaka, powołanie komisji Macierewicza, demonstracje Gazety Polskiej, film Solidarni 2010 itd.) – przyległość do realu jest tu duża, a emocjonalność silna, choć autorka stara się ukryć uczucia pod suchą narracją.

Więc oczywiście nie o sensacyjną fikcję tu chodzi, co o prawdę o katastrofie, a przynajmniej demaskowanie oficjalnych kłamstw i zasianie wątpliwości u lemingów. Ale czy tylko o prawdę? W pewnym momencie pada – słuszne zresztą – stwierdzenie, „z czego mamy czerpać siłę, jeśli nie z mitów” (królowie, wieszczowie, Piłsudski, powstania itd.), a tu nareszcie mamy „mit” smoleński, wpisujący się idealnie w ich ciąg. Jak z tego nie skorzystać i jak sprowadzić do trywialnego wypadku „z przyczyn naturalnych”? Ale też druga strona, ta mitoalergiczna, nie jest ową prawdą zainteresowana. Na relacje naocznych świadków zajść spod krzyża na Krakowskim Przedmieściu demonstracyjnie zatyka uszy, bo to przecież „PiS-owska propaganda”. Wystarczy, że telewizja pokaże agresora, ale już nie tego, kto go sprowokował, by widz wyrobił sobie „własną i niezależną” opinię. Przecież gromadziły się pod krzyżem gangi modlących się staruszek, prawda? Prawda. A przecież to ogromne zagrożenie dla demokracji, wolności słowa i ładu społecznego…

Poza rachitycznym wątkiem sensacyjnym i rozbudowaną doraźną publicystyką Oszołomy są też próbą współczesnej powieści obyczajowej, która coś chce nam o Polsce powiedzieć, nie tylko o tej z telewizora. Fabuła rozpisana została na kilku bohaterów, związanych z tłumaczem-anglistą Maćkiem. Jego babcia Aleksandra, która pomimo przywiązania do tradycji i patriotyzmu jest też zapaloną internautką, jego sympatia Sara to z zawodu fotograf, wreszcie przyjaciel Kuba to zagorzały kibic Legii. Wszyscy są oszołomami jak się patrzy, poza Maćkiem, choć to on właśnie jest zaplątany w niebezpieczną intrygę i może podważyć wersję o błędach załogi. Dobrze opisane w powieści są posmoleńskie podziały, idące w poprzek rodzin i dzielące murem przyjaciół. Jest też próba rozliczeń pokolenia Solidarności, o czym świadczy postać idealisty-antykomunisty (ojciec Maćka), rozczarowanego Okrągłym Stołem, który nie odnalazł się w III RP. Za to Jurek, wuj Sary, jest spełniony życiowo, ale sukces finansowy zawdzięcza niejasnym powiązaniom ze służbami. Niemniej lepiej być nieudacznikiem-antykomunistą niż sprytnym esbekiem…

Powieść próbuje więc mierzyć się z polską niedawną historią. Grzech zaniedbania lustracji i niedostatku wychowania w patriotycznym duchu mści się obecną generacją lemingów, nie rozumiejących np. związku nierozliczenia postkomunistów z polską ogólną „niemożnością wszystkiego”.

Dobrze, że jest w "Oszołomach" trochę opisana polska prowincja, co jest rzadkością; tu również mieszkają lemingi, a nie tylko faszyści, jak twierdzi Cezary Michalski. Wiem o tym, jako jej dumny mieszkaniec, z autopsji.

Natomiast nie wiem, czy akurat warto było unieśmiertelniać w literaturze coś takiego jak Taniec z gwiazdami, Nowy Wspaniały Świat (lokal Krytyki Politycznej, czy różne efemeryczne byty medialne i internetowe. Choć internet jest ukazany jako ostatnia oaza wolności, a ACTA jako niebezpieczna próba jej ograniczenia. W końcu internauci, którzy wykonują na własną gigantyczne śledztwo w sprawie katastrofy, również przyczyniają się jeśli nie do znalezienia odpowiedzi, to do postawienia kolejnych pytań.

Dziś, kiedy jesteśmy podzieleni jak nigdy dotąd, warto przypomnieć, że smoleńska tragedia miała być znakiem służącym do zgody narodowej i końca podziałów – tak się wtedy mówiło i tego oczekiwano. Wyszło, że nie była ich końcem, a początkiem, a „to co nas podzieliło / to się już nie sklei”, jak mówi klasyk. W powieści Ochnik to autentyczny lęk drugiej strony przed realnym jak nigdy dotąd przebudzeniem „demonów polskiego patriotyzmu” jest przyczyną „akcji Wawel” i nieustannego obrzydzania Polakom Smoleńska, patriotyzmu, tradycji i siebie samych.

Nie potrafię ocenić jednoznacznie tej książki, bo też nie w wartościach czysto literackich jej siła. Momentami jest napisana dość topornie – językiem, który chce być maksymalnie neutralny i lakoniczny, a pod spodem aż kipi od wściekłości. Autorka cytuje długie wypowiedzi Ewy Stankiewicz czy Antoniego Macierewicza, czyli oszołomów „pierwszoligowych”. Pozostaje czekać na kolejne utwory o Smoleńsku (Łukasz Orbitowski mógłby napisać dobry horror), a, póki co, poczuć „oszołom pride” podczas lektury powieści Ochnik.

Sławomir Grabowski

Martyna Ochnik, Oszołomy. Zysk i S-ka, Poznań 2012.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych