ATLAS CHMUR piękna wizualnie wydmuszka PREMIERA DVD

To miał być najwybitniejszy film Sci-fi dekady. Twórcy „Matrixa” połączyli siły z europejskim artystą Tomem Tykwerem, po to by stworzyć spektakularną wizualnie filozoficzną opowieść. Wyszło im tylko połowicznie. Film jest jak lalka Barbie- piękny i pusty.

Poprzedni papież Benedykt XVI napisał w zeszłym roku książkę o narodzinach Jezusa Chrystusa, w której przypomina, że Boże Narodzenie nie polega na fascynacji błyskotkami, reniferami i świątecznymi cukierkami, które wszyscy tak kochają. Papież, ku oburzeniu mediów, które niebawem zaczną go pewnie porównywać do Grincha, przypomina, że świętowanie narodzenia naszego Zbawiciela polega na czymś głębszym, niż upajanie się św. Mikołajem i jego czerwonym nosem. „Atlas Chmur” jest jak przepełniony świątecznymi gadżetami supermarket, z wszechobecnym „Last Christmas” grupy Wham. Przez jakiś czas dobrze nam w tym klimacie. Jest miło, ciepło i bardzo komercyjnie. Jednak wiemy, że nic poza komercją za tym klimatem nie stoi, i w pewnym momencie czujemy nieznośną ciężkość przesłodzenia w ustach. Niestety podobne wrażenia ma się podczas seansu najgłośniejszej premiery ostatniego roku.

Film rodzeństwa Wachowskich (już nie braci- jeden z nich zmienił płeć) powstał na podstawie bestsellerowej powieści brytyjskiego pisarza Davida Mitchella, która została nominowana do Nagrody Bookera i została uznana za jedną ze stu książek dekady przez brytyjskich krytyków literackich Richarda Madeleya i Judy Finnigan. Po premierze książki Mitchell porównywany był do Umberto Eco, Haruki Murakamiego i Philipa K. Dicka. Rodzeństwo, które stworzyło trylogię „Matrix” przez długi czas nie mogło dopiąć produkcji. Wydawało się, że książki po prostu nie da się zekranizować. „Cudotwórcy” wynajęli w końcu reżysera „Pachnidła” Toma Tykwera, który miał zapewnić, że ekranizacja nie będzie płytka jak łopatologiczny „Matrix”. Niestety nawet europejski twórca nie sprostał wielowątkowej i wielopiętrowej opowieści Mitchella.

"Atlas chmur" składa się z sześciu opowiadań, tworzących pozornie oddzielne całości. Każda opowieść rozgrywa się w innym czasie i miejscu, a choć bohaterów dzielą niekiedy wieki. Bohaterami powieści są: Adam Ewing - pasażer statku płynącego przez Pacyfik w czasach postkolonialnych, Robert Frobisher, homoseksualny asystent znanego kompozytora muzycznego czasów międzywojnia, Luisa Rey, idealistycznie nastawiona do świata dziennikarka próbująca zdemaskować diabolicznym biznesmenów w Kalifornii lat 70-tych, wydawca książek umieszczony przez mściwego brata milionera w domu starców i Sonmi-451, piękny klon egzystujący w czadach dyktatury korporacji, oraz Zachariasz, który żyje w postapokaliptycznych czasach rodem z Mad Maxa, i przyglądający się końcowi cywilizacji. Wszyscy są ze sobą połączeni. Czym? Opierając się tylko na filmie Wachowskich można wysnuć wniosek, że chodzi o reinkarnację i karmę, która powoduje, że ciąg naszych porażek i sukcesów wynika z działań w poprzednich wcieleniach.

Mitchell musiał być rozczarowany tym dosyć prymitywnym spłyceniem swojej powieści. To co było siłą jego książki, zupełnie nie sprawdziło się na ekranie. Zamiast opowieści o humaniźmie, dostaliśmy więc banalne historie z patetycznymi dialogami. W ekranizacji Wachowskich i Tykwera drań w każdej epoce jest draniem, prześladowany jest zawsze prześladowanym, poszukiwacze prawdy zawsze poszukują, a wyzyskujący bez względu na epokę wyzyskują bliźnich. Banał? O tak. I to typowy dla dzisiejszych czasów, w których „postępowi” mieszkańcy zachodnich krajów zamieniają Jezusa na wróżkę i masaże tantryczne. Nie o to chodziło chyba Mitchellowi.

Twórcy „Atlasu Chmur” zebrali w swoim filmie fenomenalną obsadę na czele z Tomem Hanksem, Halle Berry, Jimem Broadbentem, Susan Sarandon, Hugh Grantem czy ulubieńcem Wachowskich Hugo Weavingiem. Oglądając w filmie najróżniejsze wcielenie gwiazd można mieć wrażenie, że scenariusz został napisany po to by mogli się oni świetnie bawić. Na szczęście ta zabawa udziela się również widzom. Z całego gwiazdozbioru najmocniej błyszczy zdobywca dwóch Oscarów Tom Hanks, który jest fenomenalny zarówno jako oślizgły lekarz trujący swojego pacjenta, brytyjski chuligan- pisarz zrzucający z dachu krytyka literackiego czy madmaxowy narrator całej historii. Nie można nie docenić również zupełnie nietypowych wcieleń Hugh Granta, który szczególnie w roli staruszka może się równać z Bradem Pittem w „Ciekawym przypadku Benjamina Buttona”.

„Atlas Chmur” jest porównywany do książek Philipa K. Dicka. Film Wachowskich nie ma z przenikliwą twórczością tego autora nic wspólnego. Nie można jednak odmówić mu rozmachu, który na dodatek nie przytłacza widza. Podejrzewam, że wizja neo Seulu przez lata nie zostanie przez nikogo w kinie przebita. Dobrze również się stało, że twórcy nie zdecydowali się na realizację filmu w 3D, i postarali się o zachwycenie widza klasycznymi środkami. W tej części „Atlas Chmur” jest perfekcyjny. Niestety jest to za mało, by uznać obraz za przełomowe wydarzenie w historii kina. „Atlas Chmur” zostanie szybko zapomniany przez fanów Sci-fi, i wyląduje na półce z innymi przeintelektualizowanymi, pseudoreligijnymi i banalnymi dziełami zblazowanych filmowców z Hollywood. Może z drugiej strony będzie to przestroga dla tych, którzy na siłę chcą ekranizować książki, niemożliwe do przełożenia na język filmu?

Łukasz Adamski

"ATLAS CHMUR", USA- Niemcy 2012, reżyseria: Lana Wachowski, Andy Wachowski, Tom Tykwer,wyst: Tom Hanks, Halle Berry, Hugo Weaving, dystrybucja: Kino świat.

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.