PRODUCENT UKŁADU ZAMKNIĘTEGO: Na szczęście nikt nas nie aresztował. NASZ WYWIAD

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Najlepszym argumentem za „Układem zamkniętym” jest patronat Business Centre Clubu, który uznał, że film jest pewnym protestem przeciwko bezprawiu wobec polskich przedsiębiorców – mówi Olga Bieniek, producent filmu „Układ zamknięty” w rozmowie z Aleksandrem Majewskim

Aleksander Majewski: Do kogo chcą Państwo dotrzeć z filmem „Układ zamknięty”?

Olga Bieniek (producent filmu „Układ zamknięty”): Po prostu do ludzi. Do odbiorców, którzy chcą obejrzeć polskie kino na wysokim poziomie.

Czy nie jest jednak tak, że chodzi o odbiorcę identyfikującego się z opozycją czy krytykującego polską rzeczywistość?

Dla mnie – jako producenta – jest to film skierowany do polskiego widza. Mam nadzieję, że do niepolskiego również. Już wiemy, że premiera będzie miała miejsce również m.in. w Wielkiej Brytanii, Irlandii i Stanach Zjednoczonych. Oczywiście pojawiają się różne spekulacje i przyznam, że trudno ich uniknąć, bo film opowiada o konkretnej sprawie. Obraz powstał na kanwie pewnych wydarzeń, których jest znacznie więcej, w czym utwierdził nas Business Centre Club, ale można powiedzieć, że każdy film niesie ze sobą jakąś prawdę i każdy można interpretować po swojemu.

Można powiedzieć, że życie dopisało dalszą część tej historii. Wiem, że mieli Państwo problemy z urzędem skarbowym...

No, na szczęście nikt nas nie aresztował, miejmy nadzieję, że nie aresztuje w przyszłości. Choć Kazika Staszewskiego już to spotkało (śmiech). Rzeczywiście mieliśmy kontrole skarbowe, ale nie pierwsze i nie ostatnie. W końcu do tego jest powołany urząd skarbowy, o ile wykonuje takie kontrole sumiennie i bez jakichkolwiek spekulacji. Mieliśmy takie kontrole, ale nie obawiamy się ich w żaden sposób. Mamy porządek w dokumentach, wszystko się zgadza, więc mogliśmy być spokojni. Można powiedzieć, że staliśmy się ofiarami własnej inicjatywy. Postanowiliśmy zrealizować taki film i nie przypuszczaliśmy, że będą aż tak wielkie problemy z pozyskaniem środków. Zwróciliśmy się do Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej o dofinansowanie, ale nie otrzymaliśmy go. Na szczęście na wysokości zadania stanęli polscy biznesmeni, którzy uznali, że film jest ważny i należy go wyprodukować.

Skoro już o tym mowa, to jaki wpływ na powstanie filmu miało wsparcie udzielone ze strony prywatnych przedsiębiorców? Czy stwarzało to dla Państwa większe możliwości?

Nie wiem, czy można mówić o większych możliwościach, ponieważ budżet od początku był taki sam i nie uległ zmianom. Nie przekroczyliśmy go. Prywatni przedsiębiorcy sprawili, że po prostu mogliśmy wyprodukować ten film. Pokryli wszelkie koszty z tym związane, a warto pamiętać, że nie są one wcale małe. Kasa Stefczyka pojawiła się w krytycznym momencie i uratowała całą sytuację. Zdjęcia były zamknięte, film był zmontowany, ale by przystąpić do następnych etapów potrzebna była – po prostu – gotówka. Fundusze, jakie otrzymaliśmy od Kasy Stefczyka sprawiły, że w ogóle mogliśmy skończyć ten film i zachować wysoki poziom. Te środki zapewniły nam spokojną postprodukcję, dzięki której film wygląda dobrze.

A gdyby PISF przyznał dofinansowanie? Jak wówczas mogłyby wyglądać prace?

Polski Instytut Sztuki Filmowej był jedną z pierwszych instytucji, do których drzwi zapukaliśmy. Taka jest droga każdego producenta, który zamierza wyprodukować film przy wsparciu PISF-u, który pokrywa 50% kosztów realizacji. Wystąpiliśmy do instytutu ze stosownym wnioskiem, mieliśmy zabezpieczenie na pozostałe 50%, dobre opinie ze strony krytyków i recenzentów, a mimo to nie otrzymaliśmy go.

Jak argumentował decyzję PISF?

Oficjalnie: brak środków.

Niedawno Mirosław Piepka, scenarzysta „Układu zamkniętego”, powiedział mi, że w tym samym czasie dofinansowanie dostały inne filmy. A zatem, jak jest z tym brakiem środków?

Tak, wiele innych filmów dostało takie dofinansowanie. Do każdej sesji, a jest ich trzy lub cztery w ciągu roku, znaczna liczba producentów zgłasza swoje filmy. Rzeczywiście, część filmów takie dofinansowanie dostaje, a część nie. Dziwne jest tylko to, że dofinansowanie otrzymały filmy, które nie miały tak dobrych recenzji, jak „Układ zamknięty”.

Jednak dzięki Kasie Stefczyka wszystko wyszło na prostą. Jakie oczekiwania towarzyszą producentom i twórcom „Układu zamkniętego”?

Teraz – po prostu – chcemy przeżyć do tej premiery! (śmiech). W tej chwili w mediach i na forach internetowych rozgorzała dyskusja wokół tego filmu. Część komentatorów zarzuca nam, że jest to film polityczny, opowiadający się za którąś z sił politycznych, a naprawdę chodzi o coś zupełnie innego! Naszym priorytetem jest stworzenie dzieła filmowego. Z takim założeniem podchodziliśmy do każdego etapu powstawania tego obrazu. Staraliśmy się stworzyć dobry film na podstawie świetnego scenariusza, z wybitna obsadą, pod okiem uznanego reżysera. Mając takie argumenty w kieszeni, mieliśmy – i nadal mamy – nadzieję, że będzie to porządny obraz na dobrym poziomie artystycznym. Na razie wygląda na to, że udało nam się ten efekt uzyskać. A teraz zobaczymy, co na ten temat powiedzą widzowie, którzy już 5 kwietnia mogą zobaczyć go w kinach.

Jak rozumiem, już nikt nie będzie rzucał Państwu kłód pod nogi?

Myślę, że jeszcze musimy się z tym liczyć, ale po tych wszystkich przygodach, już się nie boimy. Większość rzeczy jest już za nami, taśmy opuściły już Polskę, dlatego teraz nastawiamy się na jak najlepszą promocję i sprawną dystrybucję naszego obrazu w kinach. Mam nadzieję, że ludzie uznają, iż stworzyliśmy coś naprawdę dobrego.

A jakiego rodzaju problemy mogą się jeszcze pojawić? Powiedziała Pani, że trzeba się z nimi liczyć...

Mam na myśli różnego rodzaju dyskusje, spekulacje medialne i pytania: dla kogo miał być ten film, po co powstał, itd. Owszem, inspiracją dla obrazu były prawdziwe wydarzenia, które mamy udokumentowane, ale na pierwszym miejscu była dla nas sama sztuka. Najlepszym argumentem za „Układem zamkniętym” jest patronat Business Centre Clubu, który uznał, że film jest pewnym protestem przeciwko bezprawiu wobec polskich przedsiębiorców.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Aleksander Majewski

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych