DANIEL DAY- LEWIS ekscentryk, perfekcjonista, geniusz

Daniel Day- Lewis stał się jedynym aktorem w historii, który ma trzy Oscary za pierwszoplanowe role. Aktor zapowiada kilka lat przerwy od aktorstwa. To nie pierwsze rozstanie chimerycznego i skromnego artysty z kinem. Tym razem odchodzi jednak w pełnej chwale.

85 rozdanie Oscarów było historyczne z kilku względów. Naprzeciwko siebie w tej samej kategorii stanęła najstarsza aktorka w historii nominacji do Oscarów 86 letnia Emmanuelle Riva oraz najmłodsza nominowana aktorka -letnia Quvenzhané Walli. Pierwszy raz w historii Oscary za reżyserię i zdjęcia dostali twórcy filmu wygenerowanego niemal w całości w studiu filmowym i na komputerach. Na trzeciego Oscara w karierze miało szansę aż trzech wybitnych aktorów: Denzel Washington, Robert de Niro i Daniel Day Lewis. Wszyscy mogli trafić do elitarnej grupy aktorów, którą stanowili Walter Brennnan i Jack Nicholson. Jednak tylko jeden z nich mógł przebić wymienioną dwójkę. Daniel Day Lewis zdobywając Oscara za absolutnie wybitną kreację w absolutnie niewybitnym „Lincolnie” Stevena Spielberga przeszedł do historii jako jedyny aktor z trzema Oscarami za pierwszoplanową rolę męską. Niełatwo będzie przebić ten wyczyn. Od dziś Anglik mógłby przebierać w propozycjach zarówno wybitnych reżyserów jak i twórców blockusterowych hitów. On zamierza natomiast na kilka lat wycofać się z kina. Szokujące? Nie, jeżeli znamy nastawienie byłego chuligana, który stał się wybitnym aktorem.

Od chuligana do Oscara

Daniel Day Lewis urodził się w Londynie ,ale dorastał w Irlandii, co odbiło się na jego osobowości mimo, że od wczesnych lat był przesiąknięty sztuką. Aktorką była jego matka Jill Balcon, ojciec był znanym poetą zaś dziadek Sir Michael Balcon produkował filmy. Młody Daniel odrzucał jednak życie artysty i spędzał chuligańsko czas na ulicach. W 1968 roku rodzice wysłali go do szkoły z internatem, z której został wyrzucony. Jednak to tam pierwszy raz zaraził się aktorstwem. Już w wieku 14 lat zadebiutował w filmie „Sunday Bloody Sunday”, gdzie zagrał…wandala. Aktor opowiadał później w jedynym z wywiadów, że niezwykle cieszyła go możliwość rozbijania drogich samochodów, za co mu jeszcze jako statyście płacono. Zanim Daniel stworzył swoje wielkie role występował w serialu BBC „Mały nakład” i występował na deskach wielu teatrów. Do filmu wrócił epizodyczną rolą u Richarda Attenborough w „Ghandim” oraz w nieudanym remaku „Bunt na Bounty”. Dopiero jednak w „Mojej małej pralni” Stephena Frearsa aktor pokazał na co go naprawdę stać. Rola byłego punka i homoseksualisty była wyrazem odwagi w połowie lat 80-tych. Już wtedy okazało się, że Day-Lewis nie boi się nietypowych wyzwań i potrafi walczyć o rolę. Frears nie był bowiem przekonany czy pochodzący z artystycznej rodziny aktor potrafi przekonująco zagrać punka z robotniczej dzielnicy. Day Lewis napisał do reżysera, że połamie mu nogi jeżeli nie dostanie roli, natomiast na spotkanie z reżyserem przyszedł w roboczym ubraniu i z wypracowanym akcentem. Od tego czasu metoda aktorska Day Lewisa przeszła do legendy.

Najmocniej była ona widoczna w „Mojej lewej stopie” Jima Sheridana. Grając sparaliżowanego malarza Christego Browna Day Lewis doprowadził do skrajności metodę Stanisławskiego. Jego rola mogła być porównana do dokonań Roberta de Niro z „Wściekłego byka”. De Niro grając boksera Jakea LaMottę najpierw stał się przyzwoitym bokserem z wyrzeźbionym ciałem, by szybko przytyć 20 kilko i rozregulować sobie cały organizm. Daniel Day Lewis dokonał podobnej rzeczy. Brown przez porażenie mózgowe mógł poruszać jedynie swoją lewą stopą. Lewis przygotowując się do roli przebywał w dublińskim szpitalu i zawierał przyjaźnie z niepełnosprawnymi. Nawet między zdjęciami aktor nie pozwolił by pozwolono mu wyjść z roli. Nie schodził więc niemal z wózka inwalidzkiego. Ekipa filmowa karmiła go i wnosiła z wózka do samochodu. Podczas bardzo trudnych zdjęć aktor złamał sobie dwa żebra i nabawił się urazów przez zbyt długie przybywanie na wózku. Wysiłek się opłacił i przyniósł mu w 1989 roku Oscara za najlepszą rolę pierwszoplanową. Nieznany w Hollywood aktor pokonał w swojej kategorii Toma Cruisa, który również znakomicie wcielił się w sparaliżowanego weterana wojny w Wietnamie. Patrząc na role obu aktorów, z całym szacunkiem dla znakomitego filmu „Urodzony 4 lipca”, widać gołym okiem kto dosłownie stał się kaleką na ekranie.

Prawdziwy kameleon i perfekcjonista

Rola w „Mojej lewej stopie” była wielkim osiągnięciem nieznanego szerzej aktora. Co by większość artystów po takim sukcesie zrobiło? Mniej więcej to samo co Ben Affleck, który po zdobyciu ( wraz z Matem Damonem) Oscara za scenariusz do „Buntownika z wyboru” rzucił się wir komercyjnego kina i romansu z Jennifer Lopez. Affleck wyszedł z komercyjno-narkotyczno-alkoholowego rollercoastera dopiero kilka lat temu, gdy zaczął reżyserować filmy. Udało mu się w końcu podbić świat „Operacją Argo”. Daniel Day Lewis poszedł zupełnie inną drogą. W następnych trzech latach po zdobyciu Oscara ponownie zachwycił świat zupełnie różnymi kreacjami. Najpierw pojawił się w wyróżnionym 7 nominacjami do Oscara „W imię ojca”, w którym wraz z Jimem Sheridanem opowiedział o niesłusznie skazanych Irlandczykach za zamachy IRA. W tym samym roku wcielił się w arystokratę w zaskakującym i niedocenionym epickim dziele Martina Scorsese „Wiek niewinności” oraz zagrał w „Ostatnim Mohikaninie” Michaela Manna. W każdej z ról odznaczył się perfekcyjnym podejściem do pracy. Nauczył się więc obdzierać ze skóry zwierzęta, budować kajaki w jakich pływali Indianie oraz walczyć tomahawkiem. Aktor nosił ze sobą broń nawet podczas wigilijnej kolacji z rodziną. Po skończeniu zdjęć cierpiał na halucynację. Klaustrofobii nabawił się zaś po roli w „W imię ojca” przez to, że spędził w celi dwie noce i dni bez jedzenia i wody. Chciał poczuć jak naprawdę był karcony bohater, którego grał.

Gdy człowiek podpisuje zeznanie, które niszczy mu życie, moim obowiązkiem było dowiedzieć się co go do tego popchnęło.

mówił w jednym z wywiadów. Do legendy przeszło również szukanie idealnych perfum dla jego arystokratycznego bohatera w filmie Scorsese. Reżyser opowiadał, że Daniel Day Lewis nie rozstawał się też ze swoją laską przez cały okres produkcji. Aktor w następnych dwóch filmach równie mocno oddawał się roli. Jednak finansowe i artystyczne porażki „Czarownic z Salem” oraz „Boksera” spowodowały rozczarowanie aktora i wycofanie się przez niego z zawodu. „Po obejrzeniu każdego kolejnego filmu byłem coraz bardziej rozczarowany. Podczas przygotowań do ról i na planie prowadziłem walką z samym sobą. Walkę na śmierć i życie o przetrwanie w roli. Efekt zawsze wydawał mi się mizerny w stosunku do włożonego w tę pracę wysiłku. Byłem zmęczony, przestało mnie to interesować”- mówił w jednym z wywiadów. Powrócił dopiero po 5 latach. I zrobił to w wielkim stylu.

Kameleon ponownie znika. Tym razem w chwale

Martin Scorsese powiedział, że oglądając „Aż poleje się krew”, za który to film Day Lewis zdobył drugiego Oscara, nie rozpoznał go na początku na ekranie. Trudno było również było rozpoznać aktora w „Gangach Nowego Jorku” tego reżysera. Aktor przyjął rolę, którą odrzucił Robert de Niro i dokonał rzeczy niemożliwej. Spowodował, że nikt nie wyobrażał sobie stałego współpracownika twórcy „Kasyna” w roli Billa „Rzeżnika”. Aktor tak bardzo wczuł się w rolę psychopatycznego mordercy i politycznego demiurga słynnej dzielnicy Five Points w Nowym Jorku XIX wieku, że przerażał nawet ekipę filmową. Film otrzymał 10 nominacji do Oscara. Daniel Day Lewis był uważany za absolutnego faworyta w walce o drugiego Oscar, ale ostatecznie przegrał z Adrianem Brody („Pianista”). Podobno niespodziewana porażka “Gangów Nowego Jorku” wynikała z nieuczciwej promocji obrazu przez dystrybutorów wśród Akademików.

Daniel Day Lewis na szczęście nie zniechęcił się po raz kolejny do aktorstwa i ze zdwojoną siłą udowodnił w następnych latach, że jest jednym z największych żyjących artystów pracujących w „fabryce snów”. Po roli w skromnej „Balladzie o Jacku i Rose” wyreżyserowanej przez jego żonę Rebeccę Miller ( córka pisarza Arthura Millera) pojawił się w „Aż poleje się krew” jednego z najciekawszych reżyserów ostatniej dekady Paula Thomasa Anderssona. Rola wydobywcy ropy naftowej w Teksasie przyniosła aktorowi drugiego Oscara.Scena, gdy potentat finansowy zabija syna pastora, z którym zbudował zalążek styku protestantyzmu i polityki po prawej stronie amerykańskiej sceny politycznej, przeszła już do klasyki kina.

Nigdy nie widziałem czegoś takiego w filmie. Śledzisz ciekawą akcję i nagle następuje wybuch czystego szaleństwa. Powiedziałem Day- Lewisowi, gdy go spotkałem „Nigdy czegoś takiego nie widziałem, Nie mogłem pojąć, skąd się to wzięło. A on odparł: „ Zabawne to samo powiedziała mi moja matka”.

pisał jeden z najsłynniejszych krytyków filmowych na świecie Richard Schickel. Znamienna odpowiedź dla zdystansowanego i skromnego geniusza. Daniel Day Lewis dowiódł, że można jednak pójść dalej. Już trailer “Lincolna” pokazał, że aktor nie na darmo zwracał uwagę członkom ekipy filmu Stevena Spielberga by zwracali się do niego na planie “panie prezydencie”. Mimo tego, że film Spielberga słusznie przegrał wszystkie najważniejsze filmowe nagrody z „Operacją Argo”, Daniel Day Lewis nie miał sobie równych. Każdy gest aktora, najmniejsza mimika, wypowiadane słowa pokazują, że artysta zrósł się ze swoją rolą. Lewis zaprezentował najwyższy kunszt aktorski, który możemy obserwować raz na kilka lat.**

Nie potrafię w chwili obecnej wyobrazić sobie jakiegokolwiek nowego projektu, bo po tym wszystkim byłoby mi trudno. Znikam na parę lat. Muszę odpocząć.

powiedział aktor po odebraniu trzeciego Oscara i przejściu do historii kina. Po raz kolejny wybrał więc życie na wsi w Irlandii niż w lśnienie w blasku świateł Hollywood. Co będzie robił? Tego nie wiadomo. Nikt nie wie czym się zajmował w Irlandii pod koniec lat 90-tych. Daniel Day Lewis jest aktorem i nie w sobie nic z medialnego celebryty. Ostatnio wrócił do aktorstwa po rozczarowaniu kinem i długich namowach Scorsese. Teraz odchodzi w chwale jakiej do niedawna nie można było sobie w świecie filmu nawet wyobrazić. Czy ma jeszcze po co wracać?

Marlon Brando pisał w swojej autobiografii jaką zmianą było pojawienie się w świecie filmu aktorów wychowanych w słynnym Actors Studio. Gwiazdy lat 30 i 40-tych zawsze grały swoje role nie zmieniając nawet akcentu do danej roli. Gdy młody Dustin Hoffman zastanawiał się jak wczuć się zaszczutego człowieka w „Maratończyku”, weteran, o którym mówił Brando- sir. Lawrance Oliver powiedział mu- po prostu to zagraj. Daniel Day Lewis podobnie jak nowa fala aktorów z lat 60-tych nigdy nie odgrywa swojej postaci. On jest tą postacią.

Łukasz Adamski

Rozszerzona wersja tekstu z tygodnika Sieci

Autor

Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych