Roman Polański to żywa legenda światowego kina. Reżyser zazwyczaj kojarzony jest ze swoimi najbardziej nagradzanymi obrazami. Dla mnie znakiem rozpoznawczym wspaniałej twórczości polskiego Żyda jest film „Lokator” z 1976 r.
Choć na jeden z moich ulubionych filmów nie spadł większy deszcz nagród, a nazwisko reżysera wychowanego w Krakowie nadal jest bardziej powiązane z produkcjami takimi jak „Dziecko Rosemary”,, „Pianista”, „Tess” czy „Chinatown”, to właśnie filmowa adaptacja książki Rolanda Topora „Chimeryczny lokator” najlepiej oddaje klimat idée fixe twórczości Polańskiego. Właśnie w tym filmie reżyser zawarł wszystkie elementy, które stanowią jego niepowtarzalne znaki rozpoznawcze.
Mrok, utajona groza, klaustrofobiczny klimat. To wszystko skrywa świat w jakim przebywa tytułowy bohater. Trelkovsky, jak wskazuje nazwisko – imigrant, a zdaniem wielu krytyków – swoiste alter ego Polańskiego, czuje się nieswojo w obcym miejscu. Niczym bohater Kafkowskich powieści nie potrafi zrozumieć sytuacji, jaka panuje w kamienicy, którą zamieszkuje. Nie pomagają mu w tym również pozostali lokatorzy, których zachowanie jest równie enigmatyczne, co postawa postaci „Zamku”.
Nie sposób nie snuć tu analogii do biografii Romana Polańskiego. Gdyby nie data powstania filmu, śmiało można byłoby odnieść się również do skandalu, jakiego niechlubnym bohaterem został twórca „Noża w wodzie”. Sprawa zgwałcenia nieletniej Samanthy Gailey, sprawiła, że musiał opuścić swoją ziemię obiecaną – Amerykę i wybrać nowe miejsce na ziemi. Podobnie jak w przypadku Trelkovsky’ego padło na Francję, drugą – po Polsce – ojczyznę Polańskiego. W jednym z wywiadów reżyser mówił, że po całej seksaferze czuł się „jak mysz”. Oglądając „Lokatora”, możemy odnieść wrażenie, że podobne emocje towarzyszą Trelkovsky’emu.
Imigrant zamieszkuje w mieszkaniu zajmowanym wcześniej przez Simone Choule, młodą kobietę, która zdecydowała się popełnić samobójstwo. Dlaczego? To pytanie nieustannie towarzyszy bohaterowi filmu. Trelkovsky nie tylko przejmuje jej lokal, ale również – chcąc nie chcąc - zachowania, upodobania, coraz bardziej wcielając się w jej postać. Poczucie osaczenia i tragizmu własnej sytuacji, wyjętej żywcem z tragedii Sofoklesa, doprowadzają do istnego obłędu.
W dobie hałaśliwych produkcyjniaków i nieprzyzwoicie patetycznych epopei, „Lokator” może być miodem na serce każdego widza, który oczekuje kina nie bojącego się poszukiwania odpowiedzi na trudne pytania bez taniego (ale również tego droższego) efekciarstwa. Polański hipnotyzuje, straszy, momentami śmieszy, szokuje, ale przede wszystkim zmusza nas do stanięcia przed lustrem. Może w każdym z nas jest Trelkovsky? A może raczej… Simone Choule.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/247418-gdzie-schowal-sie-lokator-film-polanskiego-wzbudza-podziw