BURDZY z Chicago: „The Flight” czyli odlot banalny

Miłośnicy kina akcji będą zadowoleni. Już od pierwszych minut zaczyna się ostra jazda, a im dalej, tym lepiej. Ostatecznie cywilny kapitan Whitaker (świetna rola Denzela Washingtona) będzie próbował wylądować pasażerskim samolotem lecąc … do góry kołami. Z jakim skutkiem? Oszczędzę Państwu szczegółów, żeby nie psuć zabawy. Ale z drugiej strony miłośnicy kina akcji mogą czuć się rozczarowani: ostra jazda kończy się bowiem około 25 minuty. Potem jest dość banalne życie..

Banał człowieka uzależnionego, choć w sytuacji specjalnej (po katastrofie). Uzależnionego przede wszystkim od alkoholu, ale także narkotyków (ostatecznie nic tak nie stawia na nogi po całonocnej libacji, jak ścieżka kokainy) i pewnie też seksu. I wbrew pozorom to nie jest opowieść jakoś niesamowita. Bo życie uzależnionych jest – tak, tak – banalne. W powtarzaniu upadku i próbach – głównie nieskutecznych – zerwania z nałogiem. No i w kłamstwie. Jako głównym elemencie systemu umożliwiającego picie i pracę na pełnych obrotach jednocześnie. „Będę ci kłamał, jak się nazywa mój pies, jak mam na imię, byleby pić” mówi w pewnym momencie kapitan Whitaker grany przez Washingtona. „Nie mów jak kłamać o moim piciu. Robiłem to cały czas” rzuca kiedy indziej.

Trzeba powiedzieć, że film nie wytrzymałby tak gwałtownego zwolnienia po akcji z pierwszych 25 minut gdyby nie Denzel Washington. Gra znakomicie zarówno gdy jest na ostrym alkoholowo-narkotykowym haju, jak i na kacu, gdy czas rozciąga się niemiłosiernie a każdy dźwięk rozsadza czaszkę. Nawet gdy poci się tuż przed wypowiedzeniem kolejnego kłamstwa (ten lotniczy as w przestworzach, na ziemi – przez nałóg – musi bez przerwy kluczyć), wygląda bardzo, ale to bardzo autentycznie. Oprócz Washingtona, jest jeszcze jedna aktorska perełka: to mała rola Johna Goodmana, jako przyjaciela i… dilera głównego bohatera.

Film przyciąga świetnym trailerem (z muzyką Rolling Stonesów), no i lotniczym mundurkiem postaci granej przez Washingtona. To także bardzo udany powrót Roberta Zameckisa, reżysera takich hitów jak „Powrót do przyszłości” (z niezapomnianym Michaelem J. Foxem) czy obsypanego Oscarami „Forresta Gumpa”. Choć film amerykańskich w kinach jest zaledwie od 2 listopada, to po pierwszym tygodniu lutego zarobił już w USA prawie 94 mln. Czyli trzy razy tyle, ile kosztowała produkcja. A perspektywy na dalszy zarobek są wcale dobre, bo „The Flight” ma dwie nominacje do Oscara – dla Denzela Washingtona (pierwszoplanowa rola męska) i Johna Gatinsa za oryginalny scenariusz.

I na koniec dygresja. Bo skoro katastrofa lotnicza, to nie sposób uciec od Smoleńska. W filmie są sceny, które nie pozwalają na pewne refleksje. W pierwszej – spadający samolot (nieco mniejszy od TU 154) kosi skrzydłem ceglaną wieżę kościoła – na maszynie nie ma nawet śladu po kolizji. Jest też hangar, gdzie skrupulatnie rekonstruuje się rozbity w katastrofie samolot:. Naprawdę nie przypomina on pokrytego brezentem i deskami kawałka płyty lotniska na rosyjskim lotnisku…

Paweł Burdzy z Chicago

The Flight (2012) – prod. USA, reż: Robert Zameckis, występują: Denzel Washington, Kelly Reilly, Don Cheadle, John Goodman

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.