ADAM SANDLER Utalentowany aktor w pułapce komedii

Adam Sandler w swojej najlepszej roli "Zabić wspomnienia"
Adam Sandler w swojej najlepszej roli "Zabić wspomnienia"

Znów to samo. Adam Sandler dostaje Złotą Malinę dla najgorszego aktora. Sandler jest rekordzistą po względem antynagród. A jest to naprawdę utalentowany aktor, który szczególnie w dwóch rolach dowiódł, że ma wielki potencjał aktorski. Adam Sandler rok temu zdobył Malinę w kategorii najgorszego aktora, najgorszej aktorki, najgorszego scenariusza i najgorszego filmu za film „Jack i Jill”. Był to rekord Malin. W tym roku dostał „tylko” jedną nagrodę. Pobił w ten sposób dotychczasowy rekord pięciu nominacji do Złotych Malin, jakie otrzymał Eddie Murphy. Ja jednak mam inne zdanie na temat aktora. Przypominam mój starszy tekst o Sandlerze.

Adama Sandlera wszyscy znamy z głupawych komedyjek, w których zawsze pajacuje z takimi samymi minami. Ja akurat należę do osób, które nie dąsają się na niewymagające kino i Sandler często mnie śmieszy, choć gustuję bardziej w Benie Stillerze czy Normie McDonaldzie. Niestety mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że Sandler nie jest wcale durnowatym looserem i podobnie jak Sasha Baron Cohen („Borat”) czy wielu innych komików, jest bystrym i gruntownie wykształconym facetem. Aktor jest absolwentem sztuk pięknych na Uniwersytecie Nowojorskim i na dodatek od lat popiera Partię Republikańską (co jest przejawem nonkonformizmu w Hollywood).

Sandler debiutował w kultowej kuźni komediowych talentów „Saturday Night Live” i to ukształtowało go jako aktora. Po sukcesie w telewizji przyszły więc takie obrazy jak „Kariera frajera”, „50 pierwszych randek”, „Duże dzieci”, „Dwóch gniewnych ludzi” (ciekawy duet z wielkim Jackiem Nicholsonem) czy „Nie zadzieraj z fryzjerem”. Te role przyniosły mu miliony na koncie, ale niestety powodowały również, że zbierał on kolejne nominację do Złotych Malin i był wyśmiewany przez krytyków. Sandler został również zaszufladkowany jako aktor komediowy dla nastolatków. Ambitny filmowiec postanowił zerwać z tym wizerunkiem. Przełom (niestety krótkotrwały) przyszedł wraz z przedziwnym filmem „Lewy sercowy” Paula Thomasa Andersona. Twórca „Boogie Nights” i „Magnoli” niespodziewanie obsadził Sandlera w roli znerwicowanego, pełnego fobii (mroczna wersja Woodego Allena), wychowanego w towarzystwie 7 sióstr Barrego, który zakochuje się w przypadkowo poznanej kobiecie (Emily Watson). Gdy życie Barry’ego zaczyna się powoli układać, na horyzoncie pojawiają się kłopoty z właścicielem sex-telefonu (fenomenalny Philip Seymour Hoffman), z którego korzystał Barry.

Z głupkowatego frajera Adam Sandler stał się pełnym problemów emocjonalnych, skomplikowanym mężczyzną, który walczy z własnymi demonami. Recenzent „Chicago Sun-Times” napisał, że Sandler nie tylko pokazał swoją głębie jako aktor, ale nawet mógłby z powodzeniem grać mroczne postacie w filmach Dennisa Hoopera. Za tą rolę aktor dostał nominację do „Złotego Globu”. Niestety, film nie przyniósł spodziewanych zysków, choć nie był katastrofą finansową. Może to spowodowało, że Sandler nie poszedł za ciosem i kolejną poważną rolę zagrał dopiero cztery lata później u Jamesa L. Brooksa w filmie „Spanglish”. Obraz niestety przepadł, zarabiając mniej, niż kosztował. Sandler spróbował jeszcze tylko raz swoich sił jako dramatyczny aktor i zrobił to (w moim przekonaniu) fenomenalnie.

Reżyser Mike Binder postanowił zrobić film o głębokiej depresji faceta, który stracił całą rodzinę w zamachach terrorystycznych 9 września 2001 roku. Napisał rolę specjalnie dla Toma Cruisa. Ten jednak ją odrzucił. Podobnie jak Brad Pitt. Wówczas reżyser zwrócił się do Adama Sandlera. W moim przekonaniu był to pomysł świetny. Niestety, Amerykanie byli innego zdania. Film stał się „blockubuster poison” i przepadł, zarabiając niecałe 7 mln dolarów przy budżecie kilkakrotnie wyższym. Film „Zabić wspomnienia” w Polsce nawet nie wszedł do kin. A szkoda. Sandler stworzył rolę wybitną. Oglądając go na ekranie naprawdę czuło się jego ból i dramat. Jego relację z postacią graną przez Dona Cheadle’a były nacechowane ciągłym napięciem, które obaj aktorzy subtelnie odegrali. Sandler ze swoją typową „amerykańską gębą” idealnie pasował do roli pogrążonego w graniczącej z psychozą depresji, dentysty, który dokonuje prawdziwej „wewnętrznej emigracji” po 9/11. Widzowie jednak nie kupili znakomitego występu Sandlera. Nawet krytycy kręcili nosem, dając filmowi bardzo różne noty. Trudno się więc dziwić, że aktor powrócił do swoich dawnych wcieleń. Wczoraj zebrał 11 nominacji do Złotych Malin, co wydaje się mu nie przeszkadzać. W końcu widzowie na całym świecie szturmują kina, by oglądać „takiego” Sandlera.

Bardzo wielu komediowych aktorów pragnie zerwać ze swoim wizerunkiem. Jimowi Carreyowi udało się to zrobić w „Truman Show” i w wybitnym „Człowieku z księżyca”. Niestety, dziś nie pojawia się zbyt często w dramatach i chyba porzucił poszukiwanie dla siebie nowego repertuaru po słabym „Numerze 23”. Will Farrell stworzył ciekawą rolę w „Przypadku Harolda Cricka”, jednak była on napisana specjalnie dla niego. Nie jest to oczywiście zarzut, bowiem tak drugą młodość zyskał „ghosbuster” Bill Murray, który na zawsze porzucił komedię, grając u takich artystów jak Anderson, Jarmush czy Coppola. Zdaje się, że wielu komediowych aktorów marzy o drodze Toma Hanksa, który wyrwał się z lekkiego kina i wkroczył na sam szczyt amerykańskiego świata filmu. Niestety, jest to chyba nieosiągalne. Hanks dokonał niemożliwego i w ciągu dwóch lat dostał dwa Oscary.

Trudno wyobrazić sobie by ta sztuka udała się Sandlerowi. Na razie pobił on rekord Złotych Malin i wydaje się, że sam dla siebie będzie godną konkurencją w tej dziedzinie. Czy pokaże kiedy swój potencjał?

Łukasz Adamski

Autor

Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych