W tej opowieści nie ma miejsca na pomnikowych herosów bez skazy i zdrajców będących kolejnym wcieleniem Judasza. Granica między bohaterstwem a zdradą jest słabo widoczna, zupełnie jak w tytułowej mgle.
Miłośnicy filmów takich jak „Bękarty wojny” Quentina Tarantino czy „Obława” Marcina Krzyształowicza mogą czuć satysfakcję. Niebawem na ekrany polskich kin wejdzie nowy film Siergieja Łoźnicy (autora głośnego „Szczęście Ty moje”) „We mgle”, który na festiwalu w Cannes zdobył prestiżową Nagrodę Międzynarodowej Federacji Krytyki Filmowej FIPRESCI w kategorii „Najlepszy film”.
Łoźnica przenosi nas na tereny zachodniej części Związku Radzieckiego (obecnie Bialorusi). Jest 1942 r., a kraj znajduje się pod okupacją sowiecką. Realizm obrazu jest potwierdzeniemm doświadczenia reżysera jako dokumentalisty. Nie ma tu miejsca na hollywoodzki lukier. Postacie są nakreślone wprawną ręką reportera. Są tu ludzie z krwi i kości, ich ubrania są brudne, płacz przejmujący do szpiku, a rozmowy w niczym nie przypominają naciąganych dialogów, jakie rozpisują na kartach scenariusza twórcy oper mydlanych. Ten obraz jest autentyczny.
W filmie widz towarzyszy Suszenji, pracownikowi kolei, kóry mimo swojej prostoty nie waha się zadawać pytań o moralność. Gdy koledzy proponują mu udział w akcji dywersyjnej, napomina ich, że w odwecie za wykolejnie pociągu, Niemcy spacyfikują całą wioskę. Ostatecznie wszyscy trafiają do aresztu, ale – dzięki dobrej woli (a może raczej przewrotności?) niemieckiego oficera – Suszenja zostaje wypuszczony na wolność. Chociaż odmówił kolaboracji, a dowodem nieugiętości są pamiątkowe blizny, w oczach mieszkańców wsi, a nawet własnej żony jest zdrajcą, który musiał w jakiś sposób wkupić się w łaski okupantów. Na domiar złego, partyzanci, a wśród nich wieloletni kolega Suszenji, postanawiają go zgładzić. Splot tragicznych wydarzeń sprawia, że bohater filmu znowu musi dać świadectwo swojego humanizmu, pomimo psychicznych cierpień, jakie sprawiało mu bycie podejrzanym o zdradę i przyłożenie ręki do śmierci swoich kolegów.
Minimalizm, surowa oprawa filmu, krzycząca cisza i akcja oparta na licznych retrospekcjach sprawiają, że Łoźnica nie popada w schematy. Reżyser oszczędził widzowi ckliwego moralitetu z do bólu przewidzianą fabułą. Efektu dopełniają zdjęcia Olega Mutu, którego można uznać za stałego współpracownika reżysera. Wiosna, jesień, zima we wschodnim pejzażu wyglądają imponująco, a las będący miejscem decydującej rozgrywki hipnotyzuje widza swoją różnorodnością, tajemnicą i – chyba przede wszystkim – mrokiem.
Niektóre sceny można określić – w ślad za jednym z bohaterów filmu „Rejs” - mianem „dłużyzny”. Z drugiej strony, widz nie byłby w stanie wejść w specyficzną, ciężką atmosferę filmu. Tylko tak może odczuć namiastkę tego, co przeżywa Suszenja i inne postacie, będące synami podłego czasu wojny.
"We mgle" to dopiero drugi film fabularny Siergiej Łoźnicy. Jest adaptacją powieści o tym samym tytule białoruskiego pisarza Wasyla Bykowa. Co ciekawe, kostiumy zaprojektowała Polka Dorota Roqueplo ( znana choćby z takich produkcji jak "Młyn i krzyż", "Sala samobójców” czy "Mój Nikifor").
Obraz Łoźnicy może być szczególnie atrakcyjny właśnie dla polskiego widza. W końcu, kto jak nie Polak, lepiej zrozumie dylematy związane z działalnością partyzancką i osobiste dramaty żołnierzy, którzy muszą zmierzyć się z demonami wojny?
Aleksander Majewski
"We mgle", Niemcy/Holandia/Białoruś/Rosja/Łotwa 2012 (polska premiera: 13 kwietnia 2013), reż. Siergiej Łoźnica, wyst.: Władimir Swirskij, Władisław Abaszyn, Nikita Pietriemotow
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/247329-we-mgle-brutalna-partyzancka-opowiesc-o-zdradzie-nasza-recenzja