A to się porobiło – pomyślałem od razu czytając recenzję Pawła Felisa z filmu „Tajemnica Westerplatte” w telewizyjnym dodatku „Wyborczej.
„Efektem jest wymęczony gniot historyczny, o którym szybko trzeba będzie zapomnieć” – orzeka Felis. Dlaczego dał filmowi mimo wszystko dwie gwiazdki? Jego słodka tajemnica.
Przypomnijmy, że recenzent „Wyborczej” wydaje wyrok na film, który stał się pięć lat temu przedmiotem wielkiej kontrowersji. Bronili liberałowie i lewicowcy. Prawica, ba nawet czołówka Platformy Obywatelskiej, ganiła i przestrzegała. Filmu jeszcze nie było, ale był bardzo kontrowersyjny scenariusz. Dziś z tamtych podziałów nic nie zostało. Film wywołał moją powściągliwie życzliwą ocenę w portalu wNas i w „W sieci”. Jeszcze cieplej ocenił go wśród prawicowych recenzentów Piotr Zychowicz. Chłodno przyjęła film „Polityka”, choć Zdzisław Pietrasik nie przypuścił ataku. Teraz jest anatema krytyka „Wyborczej”.
Nie absolutyzuję roli podziałów ideowo-politycznych przy ocenie takich dzieł, ale trudno mi się oprzeć wrażeniu, że w tym przypadku miały one pierwszorzędne znaczenie. Czego innego się spodziewano, co innego wyszło ostatecznie, także w następstwie krytyki i debat, bo autor filmu niektóre swoje pomysły skorygował. Podczas pokazu prasowego sam Paweł Chochlew, autor scenariusza i reżyser, nazwał swój film patriotycznym. Ano właśnie, chyba nie tędy droga, panie debiutancie.
Z recenzji Felisa niewiele się można dowiedzieć o zastrzeżeniach, autor nie jest historykiem, zdawkowo charakteryzuje konflikt dwóch głównych bohaterów: majora Sucharskiego i kapitana Dąbrowskiego. Istotę swoich zastrzeżeń wykłada w kilku zdaniach, oto one:
Jedynymi śladami czegoś, co z dużą przesadą można nazwać oryginalnością, są detale: rozstrzelanie polskich dezerterów, kąpiel nago w morzu pod niemieckim ostrzałem, sikanie nie na portret Rydza-Śmigłego, a na propagandowy plakat. Historia jest jednak historią, debiutujący reżyser Paweł Chochlew ani jej nie pisze na nowo, ani na nowo nie interpretuje. Nie potrafi za to na ekranie stworzyć nic prawdziwego.
Dalej następuje ciąg pretensji do aktorów, że przeszarżowani, nieautentyczni. Rzecz gustu, nie miałem takiego wrażenia. I żal, że to nie kino wojenne w typie „Szeregowca Ryana”. Pisałem, że to mi akurat nie przeszkadza, epatowanie naturalizmem, generowanym przez najnowsze technologie, ma swoje słabości. Co sądzi o tym tak naprawdę Felis, jednak nie wiem, bo nawet tej myśli nie rozwija.
Ale czy rzeczywiście nie ma w tym filmie żadnej nowej interpretacji? W czarno-białym obrazie Stanisława Różewicza z lat 60., na który paradoksalnie powołuje się dziś krytyk „Wyborczej”, spór Sucharski-Dąbrowski został ledwie muśnięty. Tu poprzez drastyczność jego ujęcia(możliwe, że przesadną, pisałem o tym), ten konflikt daje do myślenia. Sam przebieg zdarzeń na Westerplatte także jest nieco inny niż w klasycznych wersjach, typu książka Wańkowicza. Coś nowego więc jednak jest.
O tym, że ktoś może chcieć po raz drugi jakieś historyczne zdarzenie upamiętnić, nawet nie wspomnę. Nie ten język, nie te pojęcia.
Mam jednak wrażenie, że główna pretensja Felisa kryje się w początku cytowanego fragmentu. Na zdawkowe pochwały zasługują jedynie te filmowe epizody, te sytuacje, które stwarzały jakąś nadzieję na drwinę lub demaskację. Polskiego wojska, polskiego bohaterstwa. Ale są one zbyt słabe i jest ich zbyt mało. To wszystko co w polskiej wojnie 1939 wzniosłe, a nawet neutralne, zostaje uznane za zbędne, banalne, nic nie wnoszące. A moje wzruszenie, kiedy na końcu załoga szarpie się z myślą, czy się poddać? Ono nie powinno istnieć. Felis go po prostu nie zrozumie.
Piszę o tym nawet bez pretensji. Trudno mieć pretensje do daltonisty, że ze zniecierpliwieniem odrzuca dysputę o kolorach. Zychowicz był nawet lepszego zdania o filmie niż ja, bo on z kolei jako rzecznik tezy, że w 1939 należało iść z Hitlerem, nie drży zapewne tak bardzo jak ja o legendę Września. Ale i jego i mnie samo utożsamienie się z broniącymi się Polakami z pewnością nie razi. Dla krytyka „Wyborczej” to jest za to bajka o żelaznym wilku.
Stajemy się coraz bardziej dwoma narodami, dwiema zbiorowościami. Nic na to nie można poradzić. Paweł Chochlew trochę się w tę kontrowersję zaplątał, niczym kosmita. Ale mimo wszystko czuję z nim większą więź niż z kompletnymi narodowymi daltonistami. Choć będą oni przesłaniać swoje zdegustowanie opowieściami, że Michał Żebrowski, a wybuchy niedostatecznie wybuchają. Cóż…
Piotr Zaremba
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/247295-nieoczekiwana-zmiana-miejsc-film-chochlewa-krytykowany-przez-gw-i-broniony-przeze-mnie
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.