PRL to dla rzeszy młodych ludzi zabawny okres dziejów, w którym „szary Kowalski” stał w długich kolejkach po mięso. Mało kto zastanawia się jednak nad narodzinami tego quasi-państwa. Obserwujemy obciachowe gmachy, dziurawe drogi i inne przybytki komuny, ale nie zwracamy uwagi na to, że często zostały wzniesione na szczątkach ludzi, którzy samotnie walczyli o zupełnie inny kształt Polski. Do takich żołnierzy należał bohater – jeszcze niedokończonego - filmu Jerzego Zalewskiego „Historia Roja, czyli w ziemi lepiej słychać”.
St. Sierż. Mieczysław Dziemieszkiewicz „Rój” wiódł życie rodem z powieści sensacyjnej. W swoim krótkim życiu zdążył pełnić szereg ważnych funkcji w strukturach Narodowego Zjednoczenia Wojskowego, czego dowodem jest uznawanie go przez historyków za ostatniego dowódcę XVI Okręgu NZW. Warto również wspomnieć, że już jako 20-latek, decyzją dowódcy NSZ został odznaczony Krzyżem Walecznych.
Gdy w całym kraju padały ostatnie bastiony niepodległości, Dziemieszkiewicz rozkręcał prężną działalność i dokonał szeregu akcji bojowych, odsyłając na tamten świat UB-eków, milicjantów i konfidentów. Co najciekawsze, jego akcje miały również charakter propagandowy. Tak było 6 listopada 1949 w miejscowości Gołotczyzna, k. Ciechanowa. Dokładnie w 32. Rocznicę Rewolucji Październikowej „Rój” zatrzymał pociąg osobowy, jego żołnierze partyzanci rozdali antykomunistyczne ulotki, a sam dowódca wygłosił do pasażerów antykomunistyczne przemówienie. Potem dokonał egzekucji na funkcjonariuszu PUBP Mieczysławie Piaskowskim i ppor. Czesławie Gocacie, który był stalinowskim sędzią. Akcja o podobnym charakterze została przeprowadzona 28 sierpnia 1950 roku… w Pomiechówku niedaleko Warszawy. Oddział „Roja” zatrzymał pociąg, w walce zginęło 4 funkcjonariuszy MO i SOK, a Dziemieszkiewicz ponownie dał wyraz swoich oratorskich zdolności, wygłaszając wiec antykomunistyczny dla miejscowej ludności. I pomyśleć, że to wszystko miało miejsce niedaleko stolicy w dobie stalinizmu! To tylko przykłady. Akcji o podobnym charakterze było znaczniej więcej…
Jednak nie wszyscy zachowali obraz „Roja” jako patriotycznego bohatera. Rozmawiając z osobami, które pamiętają tamten okres, można odnieść wrażenie, że ich opowieści dotyczą dwóch zupełnie różnych postaci. Dla ludzi, którzy pomagali partyzantom NZW, Dziemieszkiewicz był energicznym idealistą, dzielnym żołnierzem, który zawsze ratunku poszukiwał w modlitwie. Niestety na terenach, gdzie przyszło mu spędzić swoje ostatnie dni, częściej można spotkać się z określeniami „zbir” czy „bandyta”. Nie usłyszymy również o dzielnym Rycerzu, ale krwawym watażce, który nie stronił od alkoholu i uciech cielesnych. Na pewno swój wpływ miała propaganda UB, która miała na celu zohydzenie partyzantów. Czarny PR wokół żołnierzy trwał przez następne dziesięciolecia. Zamordowanych komunistów przedstawiano jako „niewinne ofiary faszystów".
Inną przyczyną negatywnej oceny partyzantów przez mieszkańców wykrwawionego Północnego Mazowsza było pragnienie spokoju. Ludzie nie chcieli już walczyć i nie rozumieli sensu dalszej batalii. Przyjmowali Polskę taką, jaką była. Być może dlatego mieszkanki miejscowości Szyszki z wielkim zdziwieniem zareagowały na słowa p. Burkackiej (matki ukochanej „Roja”), która mówiła sąsiadkom, że „niedługo będzie wojna i kolejny przewrót”. Jak się później okazało była pod wpływem pogawędek ze swoim niedoszłym zięciem… Ale czy „Kurp-przybłęda” był w stanie poderwać do walki obumarłe wsie? Tym bardziej, że od pewnego momentu sami partyzanci zdawali sobie sprawę, że III wojny światowej nie będzie, a ich walka to jedynie taniec śmierci.
Mężczyzna, który przeprowadzał przez wieś partyzantów, wspomina, że jeden z żołnierzy (najprawdopodobniej „Mazur”) popłakał się i mówił do swojego dowódcy, że jest młody, niczego w życiu nie dokonał, nie stworzył rodziny, a niebawem będzie musiał zginąć. Również sam „Rój” przeczuwał rychły koniec i po tym, gdy młodzieniec po raz ostatni odprowadził żołnierzy, uściskał go i ucałował…
Ludzie opowiadają jednak o tym bardzo niechętnie, na ogół unikają rozmowy. Czyżby pamięć o represjach, jakie spotkały sprzymierzeńców partyzantów była wciąż żywa?
Historia Dziemieszkiewicza nadal jest pełna tajemnic, zaskakujących zwrotów akcji, heroicznych czynów, ale również zagubienia i upadków. Niektórych ciemnych kart tej historii, nie powinniśmy traktować wyłącznie jako „wymysłu komunistów”, ponieważ stanowią element bardzo złożonej całości. Dopiero wówczas będziemy w stanie pojąć kim rzeczywiście byli „żołnierze wyklęci”, co przeżywali, dlaczego powinniśmy szanować ich poświęcenie. Po pokazach kopii roboczych filmu, wiele osób było zniesmaczonych tym, że partyzanci NZW przeklinają, piją na umór, a film epatuje scenami erotycznymi. Nie rozumiem tego „świętego oburzenia”. Jak wynika ze wspomnień ludzi, również z najbliższego otoczenia partyzantów, ich ostatnie chwile były naznaczone łapczywym smakowaniem życia i przerażającym poczuciem nadchodzącej śmierci.
Zalewskiemu udało się uchwycić ten element w filmie i należą mu się za to słowa uznania, a nie krytyki. We współczesnym świecie to często brudni, źli i brzydcy najbardziej przypadają do gustu szerokiej publiczności. Bohater bez skazy przejadł się w popkulturze, a jego historia prowokuje jedynie do „odbrązowienia” postaci. W kinie już dawno nadszedł kres słodkich idiotów, a na pewno Mieczysław Dziemieszkiewicz do lalusiów nie należał. Właśnie taki bohater z krwi i kości może przekonać do siebie nowicjuszy. Tylko taka postać, a nie malowany chłopiec z patriotycznej laurki, może zastąpić na t-shirtach „Che” Guevarę.
Co do samych walorów artystycznych filmu Jerzego Zalewskiego, trudno o nich debatować w momencie, gdy obraz nadal jest niedokończony, a widzom pozostaje przypatrywać się dziełu bez efektów specjalnych, muzyki i szeregu innych niezbędnych elementów.
Z pewnością wyemitowanie filmu w obecnej formie może spotkać się z niezrozumieniem. Walka o kształt „Historii Roja”, jaką stoczył reżyser z m.in producentami poważnie zachwiała konstrukcją filmu. Wycięcie kilku scen sprawia, że mamy do czynienia z mozaiką przerwanych epizodów, brakuje między nimi odpowiedniego łącznika czy stosownego komentarza. Jak słusznie zauważył na jednym z pokazów Piotr Naimski, prezentacja kopii roboczej musi odbyć się ze stosowną informacją, naświetlającym tło historyczne przedstawionych wydarzeń. Owszem, dla osób interesujących się losami podziemia niepodległościowego, zlokalizowanie poszczególnych wątków nie powinno być czymś nieosiągalnym, choć mieszanka filmowej fikcji i faktów historycznych, jaką zafundował nam reżyser, może czasem sprawiać kłopot. Pewne sceny są zbyt długie (jak choćby strzelanina w komitecie partii), niektóre powinny być nieco bardziej zaakcentowane (np. śmierć głównego bohatera), a jeszcze inne są nieczytelne dla widza (jak choćby wizje nieprzytomnego „Roja”, które rozszyfrować jest w stanie tylko osoba dobrze znająca historię życia partyzanta).
Do silnych stron filmu z pewnością należy idealnie oddająca piękno Północnego Mazowsza scenografia, scenariusz pełen szorstkich, przystających do ówczesnej sytuacji żołnierzy, dialogów i naturalizm postaci. Wiele osób, które spotkały prawdziwego „Roja” było pod wrażeniem podobieństwa między zachowaniami grającego główną rolę Krzysztofa Zalewskiego a stylem bycia Mieczysława Dziemieszkiewicza. Dla niektórych spotkanie z aktorem-naturszczykiem było jak podróż w czasie…
Na pewno „Historia Roja” nie jest kolejną próbą oczernienia Żołnierzy Wyklętych, ani też ckliwym wystawieniem im tandetnej i przesłodzonej laurki. To szczera próba zmierzenia się ze złożoną historią bohaterów, którzy byli synami podłego czasu i niechcianymi dziećmi Polski. Według naocznych świadków historii – próba udana. Czy można się z nimi spierać?
Aleksander Majewski
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/247286-historia-roja-wciaz-niewykorzystana-szansa-nasza-recenzja?wersja=mobilna
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.