Hybryda nadciąga znad Berlina. Czy Polacy polubią ten nowy rodzaj telenoweli?

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
screnshot W Sieci
screnshot W Sieci

Polscy widzowie przeżyli już boom teleturniejowy i zachłyśnięcie reality show. Powoli zaczynają się nam również przejadać kolejne talent show. Za to swoje pięć minut mają dziś paradokumenty, czyli tzw. docufiction lub po prostu udawane reportaże (np. „Ukryta prawda” TVN gromadzi przed telewizorami 2,5 mln widzów). Jednak producenci mają już plan, czym zaskoczyć widownię, gdy rodakom znudzą się także paradokumenty.

Zza zachodniej granicy nadciąga nowe. To telenowela hybrydowa. Bo gdy jeden format się zużywa, sztab ludzi pracuje nad tym, żeby wymyślić kolejny. Gdy nie da się wymyślić już nic nowego, można zawsze pomieszać gatunki, a mieszanie i łączenie to dziś światowy trend. I to właśnie zrobili producenci czegoś, co w Polsce, w branżowym środowisku, nazwano już telenowelą hybrydową. Czym jest owa hybryda, do produkcji której gotowe są już teraz Tako Media oraz Constantin Entertainment? To połączenie trzech gatunków: telenoweli, paradokumentu oraz w pewnej dozie reality show. Protoplastą formatu jest niemiecka propozycja firmy Filmpool „Tag & Nacht Berlin”.

Hybryda ta została wyemitowana po raz pierwszy 12 września 2011 r. w prywatnej stacji RTL II, a już w 2012 r. sukces produkcji był tak duży, że zaprzestano kręcić niemieckiego „Big Brothera”. Akcja „Tag & Nacht Berlin” zasadza się na tym, że zupełnie obcy sobie ludzie zamieszkują wspólnie pod jednym dachem, w dużym mieszkaniu, wynajmując pokoje od właściciela lokalu. I choć są zupełnie różni, mają swoje niekiedy dziwaczne przyzwyczajenia, muszą się nauczyć ze sobą żyć. – W Niemczech hybryda odniosła sukces, bo po prostu był to dobrze napisany serial, dobrze dobrani byli bohaterowie, odpowiednio grano emocjami, dobrze zbudowano konflikt. To chwyciło dlatego że zawierało wszystkie składniki dobrego tasiemca. My zrobimy to samo, dbając jednak o polskie realia, polski kontekst.

Mamy świetne scenariusze, doskonale napisane historie. Polacy, szczególnie młodzi, będą to chętnie oglądać.

mówi Tamara Aagten- Margol, współwłaścicielka firmy Tako Media.

To będzie opowieść o grupie ludzi, która się spotyka trochę przez przypadek. Wszyscy przyjeżdżają do miasta w poszukiwaniu pracy, wynajmują wspólnie duże mieszkanie, a każdy ma swój pokój. W innych warunkach nie byliby razem. Każdy jest inny i przez to tworzą się kolorowe relacje między ludźmi, którzy w normalnym życiu nie mieliby okazji się spotkać, nigdy by się nie zaprzyjaźnili, a tymczasem okazuje się, że muszą razem żyć i sobie te relacje układać. Wątki są świetnie zaplecione

dodaje.

Rynek telewizyjny nieustannie potrzebuje nowych pomysłów, odświeżania oferty, zaskakiwania. Rzecz jednak w tym, by nie małpować niewolniczo importowanych formatów, ale inwestować w polskie; pomysłów jest mnóstwo, szefowie stacji boją się jednak ryzyka. Mieszanie gatunków może być niesłychanie twórcze, pod warunkiem że nie buduje kłamstwa, udając, iż to prawdziwy świat i w ten sposób promując np. w relacjach międzyludzkich chamstwo i agresję. To kwestia nie tyle artystyczna, co etyczna.

mówi Maciej Pawlicki, producent, reżyser, właściciel firmy Picaresque. Te nadzieje mogą nie znaleźć zastosowania w przypadku telenoweli hybrydowej, która właśnie rzeczywistość ma udawać. Podobnie zresztą, jak robią to paradokumenty.

Do tej pory paradokumenty, które znamy w Polsce, to historie zamknięte, bez kontynuacji z odcinka na odcinek. W przypadku telenoweli hybrydowej ta kontynuacja będzie, jak w klasycznym serialu. Pojawią się stali bohaterowie. Zadziała także ten sam mechanizm: widz ma myśleć, że to dzieje się naprawdę, jak w paradokumencie.

tłumaczy współwłaścicielka Tako Media.

Z paradokumentem hybrydę łączy także technologia produkcji, co mówiąc najprościej, przekłada się na dużo niższe koszty wyprodukowania jednego odcinka niż w przypadku zwykłego serialu fabularnego. I jeszcze jeden element wspólny z paradokumentem: udział w produkcji amatorów, nie aktorów zawodowych, co także wiąże się ze znaczącym obniżeniem kosztów.

Jedna– W „TNB” aktorstwo jest surowo zakazane. Trzeba być sobą. To jest praca, w której bohaterowie mają szansę jeszcze się uczyć. W „TNB” osoby mogą jedynie pokazać się z jak najbardziej wiarygodnej dla widza strony – mówił w wywiadzie dla „Frankfurter Allgemeine Zeitung” Vittorio Valente, producent „TNB”. W tej samej rozmowie tłumaczył też, że producenci mają do dyspozycji dwie kamery i żadnego drogiego studia. Grupa ludzi mieszkających pod wspólnym dachem, obserwowana przez kamery… Brzmi znajomo. Znamy to oczywiście z polskiej wersji „Big Brothera”. I tak dochodzimy do związku hybrydy z reality show. Także tu widz zobaczy mieszkających pod jednym dachem ludzi, wystawionych na ekstremalne sytuacje (tu jednak nie będą „uwięzieni” wyłącznie w domu). Jednak zachodzi jedna podstawowa różnica. W hybrydzie historia opiera się na scenariuszu, a nie na tym, co się uda „podejrzeć kamerą”. O ile w „Big Brotherze” w to, żeby filmować wszystkich i wszystko przez 24 godziny na dobę, by potem zmontować i pokazać telewidzom godzinę lub dwie materiału filmowego, zaangażowany był potężny aparat produkcyjny, o tyle w przypadku telenoweli hybrydowej nie będzie marnowania taśmy i grania non stop, w oczekiwaniu, że trafi się coś fajnego. Bo „coś fajnego” wydarzy się na pewno, a zagwarantuje to scenariusz. Ma on zapewnić odpowiedni poziom emocji i zaskakujących zwrotów akcji. Praca na tekście, zamiast pozostawienia wydarzeń samych sobie, także gwarantuje tańszą produkcję. Oszczędza się wysiłek wielu operatorów, montażystów, realizatorów, z jednoczesną gwarancją sukcesu. Zresztą w ten właśnie sposób powstały paradokumenty. Widzowie lubią oglądać cudze życie, lubią podglądać. Jednak przygotowanie prawdziwego reportażu zajmuje miesiące, przygotowanie parareportażu – kilka dni. Jednocześnie producent ma pewność utrzymania emocji na odpowiednio wysokim poziomie.

Wiemy, co ludzie chcą oglądać, wiemy, co ich interesuje, i możemy te potrzeby zaspokoić. Mamy narzędzia, żeby dać widzowi to, co chce oglądać.

podsumowuje współwłaścicielka Tako Media. I duży zespół scenarzystów. Scenariusze będzie pisać na bieżąco kilka, a nawet kilkanaście osób, jedna nie dałaby rady.

Kilka osób wciąż doszkalamy – dodaje producentka. Podsumowując: oglądający będzie przekonany, że obserwuje prawdziwą historię prawdziwych ludzi, tymczasem będzie to w istocie historia napisana, odgrywana przez amatorów, z kontynuacją z odcinka na odcinek. Oto, czym w pigułce jest telenowela hybrydowa.

Jeśli widza ma się za głupie bydlę, które wszystko zeżre, to dostarczanie bydlęcej karmy wydaje się postępowaniem racjonalnym. Znakomite wyniki oglądalności można osiągać rzeczami na wysokim poziomie artystycznym i etycznym, mamy na to setki, tysiące przykładów.

mówi ostro Maciej Pawlicki.

I pewnie równie ostra przetoczy się przez polskie media dyskusja, gdy stacje rozpoczną emitowanie takich telenoweli. Jedni będą narzekać na polskie gusty, a inni śledzić losy bohaterów z zapartym tchem. To raczej nie będzie widowisko dla widzów o konserwatywnych gustach. W niemieckiej wersji hybrydy zupełnie zmarginalizowano rodzinę, na pierwszy plan wybija się imprezowy styl życia bohaterów. Kiedy hybryda trafi na polskie ekrany?

Jesteśmy w trakcie rozmów. Nie zdradzę więc, kto pokaże naszą produkcję. zastrzega się TamaraAagten- Margol.

Znając życie, jedna ze stacji komercyjnych pokaże telenowelę hybrydową Tako Media, druga zaś tę przygotowaną przez Constantin Entertainment.

Dorota Łosiewicz

Współpraca Sławomir Sieradzki

Tekst pochodzi z tygodnika W Sieci

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych