Od dziecka Wielka Brytania i jej mieszkańcy kojarzyli mi się z dystyngowanym zachowaniem, pewnym dystansem, a z drugiej strony muzyką rockową rodem z Manchesteru. Opis jak ulał pasuje do Morrisseya, lidera nieistniejącego już zespołu The Smiths.
Niedawno "Codzienna Gazeta Muzyczna" poinformowała, że wokalista z Irlandii rodem, który pod koniec stycznia odwołał kilka koncertów z powodu zapalenia pęcherza, zapewnił w oficjalnym oświadczeniu, że jest w pełni zdeterminowany, by powrócić w trasę po USA. Znowu nie powstrzymał się od zachowania dystansu. Tym razem wobec własnego zdrowia.
Mógłbym przynajmniej umrzeć z uśmiechem na twarzy.
powiedział z właściwą sobie ironią. Portal cgm.pl cytuje również dalszą część oświadczenia wokalisty: "W szpitalu poddali mnie leczeniu na wstrząs mózgu, krwawiące wrzody i przełyk Barretta. Dobra strona tego wszystkiego jest taka, że nie ma już żadnych innych sposobów leczenia, którym można by mnie poddać".
Rzeczywiste zagrożenie czy próba kreacji własnego straceńczego wizerunku à la Robert Smith? Tak czy inaczej, informacje o stanie zdrowotnym Morrisseya, a właściwie Stevena Patricka Morrissseya, już prawie 54-letniego weterana brytyjskiej muzyki gitarowej, to dobra okazja do przypomnienia jego twórczości, niestety w ostatnich latach nieco przykrytej kurzem (zwłaszcza w Polsce). Jego działalność muzyczna to przede wszystkim kultowy zespół The Smiths, aktywny stosunkowo krótko (w latach 1982-1987). Morrissey i spółka sprawili, że żywa muzyka wróciła na salony w czasie, gdy cały świat fascynował się elektronicznymi nowinkami. Łagodny alternatywny rock, którego znakiem rozpoznawczym było brzmienie gitar, delikatny, spokojnie rozbrzmiewający głos wokalisty i… najzwyklejsze z najzwyklejszych teksty, których siła tkwiła w prostocie. Jednym z nieodłącznych elementów The Smiths był charakterystyczny wizerunek sceniczny: włosy zaczesane do góry, okulary w grubych oprawkach (często bez szkieł), koszule i kwiaty włożone w kieszenie spodni. Chłopakom z Manchesteru udała się sztuka, którą mogą pochwalić się nieliczni, spośród szeroko rozumianej muzyki alternatywnej: pozyskanie wiernej grupy naśladowców, zarówno pod względem wizualnym, jak i muzycznym. The Smiths jako prekursorzy indie rocka byli źródłem inspiracji dla takich tuzów alternatywnego gitarowego grania, jak Blur, Oasis czy Radiohead.
Co ciekawe, nie zabrakło również naśladowców na polskim gruncie. Wystarczy wymienić romansującą z rockabilly warszawską Partię (obecnie Komety) czy nieco bardziej britpopowy zespół Delons z Mysłowic (o swoim idolu wspominają choćby w kawałku „Bomby na Anglię”).
Aleksander Majewski
Specjalnie dla fanów Morrisseya przygotowaliśmy czysto subiektywny wybór piosenek The Smiths:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/247216-morrissey-nadal-z-dystansem-nawet-do-wlasnego-zdrowia
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.