„Młode ciemności” Zbigniewa Domino. Nigdy nie zdradzę komunistycznej Polski!

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

„Młode ciemności”, kontynuacja rodzinnego cyklu Zbigniewa Domino, czyli „Syberiady polskiej” i „Czas kukułczych gniazd”, kończy się sceną promocji młodego Staszka Doliny na oficera LWP. Oraz wyznaniem wiary, że nigdy, przenigdy nie zawiedzie nowej Polski. Komunistycznej Polski. Nie oczekujmy zatem, by autor cyklu, który był wojskowym prokuratorem w okresie stalinowskim, napisał kiedykolwiek rozrachunek ze swoją prokuratorską przeszłością.

Trzecia część epickiej opowieści Domina o losach Staszka Doliny i jego rodziny rozgrywa się już w Polsce, po wojnie. Dolinom udaje się wydostać z Syberii, gdzie zostali zesłani przez Sowietów z Podola (na Kresy trafili w II RP jako osadnicy z Rzeszowskiego). Po wielu dramatycznych zdarzeniach (m.in. śmierć matki Staszka i macochy) Dolinowie zaczynają budować nowe życie na Ziemiach Odzyskanych. Ojciec, Jan Dolina, były kościuszkowiec, otrzymuje od władzy duży nadział ziemi, młody Dolina kończy naukę małą maturą i wstępuje do wojsk Korpusu Bezpieczeństw Wewnętrznego. Uczestniczy w akcji przeciw „bandom”, potem wstępuje do jednorocznej Oficerskiej Szkoły Prawników w Warszawie, gdzie uczy się na prokuratora (jego „biblią” ma być Kodeks Karny WP). Perspektywa awansu społecznego oraz kontynuacji studiów prawniczych na uniwersytecie jest tak kusząca, że młody Dolina nie zadaje sobie trudnych pytań o to, co się dzieje w kraju.

Staszek Dolina od początku tych nowych przemian błądził w nich jak pijane dziecko we mgle. Marks, Engels, Lenin, Stalin, a nawet ci swoi, jak Bierut, Gomułka czy Cyrankiewicz, to były dla niego, no, może z wyjątkiem Gomułki, raczej portrety wiszące na ścianach, i tyle. Rządzili powojenną, w odróżnieniu od przedwojennej kapitalistycznej, demokratyczną Polską i to mu wystarczyło.

tak Domino charakteryzuje swojego bohatera, a zarazem swoje alter ego.

Współczesny czytelnik nie odnajdzie w powieści rozrachunku z krwawymi początkami PRL. Linia demarkacyjna między „starą” przedwojenną Polską a „młodą” ludową jest wyraźnie wyznaczona. Podziemie niepodległościowe to bandyci, mimo że noszą Matkę Boską na piersi. Nowa władza jest dobra dla chłopów, stara była egoistyczna. Młody Dolina, mimo że na Syberii spędził ciężkie lata, w zasadzie nie ma nic do Sowietów. Co najwyżej nie akceptuje ich kołchozów.

W powieści odnajdziemy natomiast sentymentalne spojrzenie pisarza na tamten okres, taką łezkę nostalgii, łyk domowego bimbru i młodzieńcze baraszkowanie. Młody Dolina nie stawia sobie trudnych pytań. Wiedziony życiowym instynktem i chłopskim pragmatyzmem (chce się wydostać z biedy) godzi się na to, co mu los przynosi. A los jest mu raczej łaskawy, nie rzuca mu kłód pod nogi, Staszek nie musi dokonywać dramatycznych wyborów.
Ponad 80-letni Zb. Domino nie napisał zatem książki o trudach dojrzewania. To nie jest jakiś bildungsroman. Ani powieść polityczna czy historyczna. To rodzaj chłopskiej gawędy, przepełnionej tęsknotą za utraconą młodością. Z wyraźnie wyartykułowaną wdzięcznością dla nowej władzy.

Tomiszcze „Młodych ciemności” jest rozległe w narracji jak rozlewiska Bugu, z mnóstwem scenek rodzajowych, różnych postaci, nawet ciekawych, ale bez psychologicznych meandrów, potoczystych dialogów, stylistycznych kąsków, a wszystko to podlane taką chłopską rzewnością. Owszem, smakuje jak prawdziwy żur czy jak pajda chleba. Ale nic ponadto.

Młody Staszek Dolina w trakcie zaprzysiężenia na oficera przyrzeka sobie:

Jako oficer miałbym Polskę zawieść? Tę moja Polskę, do której zaledwie parę lat temu wróciłem jako zabiedzony wyrostek półanalfabeta, a która dała mi wszystko, od kromki chleba mojego powszechnego, po wykształcenie i dzisiejszy stopień oficerski. Nie, kurcze, żeby nie wiem co, to ja jej nigdy nie zawiodę. Nigdy, przenigdy!

Autor powieści też nie zdradził Polski Ludowej.

Paweł Zychowicz w artykule „Polska zawiodła ofiary komunizmu” („Rzeczpospolita”, 6 -7 listopada 2010 r.) przypomniał, że w latach 1944-56 w Polsce zapadło 8 tys. wyroków śmierci. Większość z nich została wykonana. Komuniści stracili więcej polskich działaczy niepodległościowych niż zbrodniarzy niemieckich. Zbigniew Domino jako wojskowy oficer śledczy i prokurator miał być wg przełożonych politycznie uświadomiony.

Domagał się kary śmierci na polskich patriotach. A sędziowie wielokrotnie przychylali się do jego wniosków. 7 sierpnia 1952 roku – w ramach czystki w lotnictwie – Domino miał nadzorować wykonanie egzekucji na Mokotowie.

Po służbie Domino wrócił w rodzinne strony, czyli do Rzeszowa i Kielnarowej. Przez lata był szefem lokalnego ZLP. Zażywa spokojnej emerytury. I pisze książki. Ku pokrzepieniu…

Piotr Samolewicz (autor jest dziennikarzem Super Nowości)

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych