TYLKO U NAS Kim był królewski kaznodzieja? FRAGMENT KSIĄŻKI O KS. SKARDZE

Zacząć może powinno się od tego, iż za Zygmunta III jezuici wzmocnili swoje stanowisko przy dworze monarchy. Missio aulica Societatis Jesu zwiększyło się z dwóch osób za czasów Stafana Batorego do pięciu za Zygmunta . Stanowili je: spowiednik, kaznodzieja, kaznodzieja królowej, fraucymeru oraz dzieci królewskich, a także dwóch braciszków. Tazbir twierdzi, iż nominacje do missio aulica wychodziły od władz i utrzymuje, iż spowiednik i kaznodzieja zobowiązani byli do prowadzenia stałego protokołu z wszystkich czynności, który to protokół mieli przedstawiać prowincjałowi. Nie trudno przypuszczać, iż mogli stanowić więc silny element nacisku na władcę.

Utarło się w powszechnym mniemaniu (do jakiego stopnia jednak w oparciu o propagandę bezpośrednio wymierzoną w zakon, a w Skargę tym mocniej, szczególnie w okresie konfederacji sandomierskiej), że jezuici dążyli do mentalnego podporządkowani sobie króla. Że sączyli do jego ucha złowróżebne dla szlacheckich wolności myśli; że podsuwali działania konkretne; że realizowali w zaciszu watykańskich albo, co gorsza jeszcze, wiedeńskich gabinetów powzięte koncepty; że realizowali, w skrócie mówiąc, swoje kosmopolityczne, kościelne interesy, zagrzewali do podziałów i niechęci wzajemnych obywatelskich i w ogóle przyczyniali się do niepokojów społecznych, a przede wszystkim zwalczali tradycyjną polską tolerancję.

Pisząc to, świadom jestem, czego się podejmuję. Przecież czytałem Jasienicę. Przecież czytałem najpopularniejszą monografię o Piotrze Skardze, która nosi tytuł Szermierz kontrreformacji, rozumiem, co to oznacza, jeśli tytuł książki o sporach o konfederację warszawską nosi tytuł Klejnot swobodnego sumienia. Nie mogę nie udawać, że ta wiedza, to nastawienie, te schematy rozumowania są moimi schematami rozumowania, nawet jeśli bardzo chciałbym się od nich wyzwolić. Na przykład wiem, nauczyłem się, jakoś to weszło w krwiobieg moich myśli, mieszka w moich synapsach także i to, że na przykład Jan Zamoyski był wielkim patriotą i miłośnikiem ojczyzny. A król koroną kupczył. Ale też świadom jestem, iż ów wpojony, wprasowany w moje myślenie mechanizm może wywołać podobnie niebezpieczną reakcję obronną: jak jakiś domorosły lustrator mogę chcieć, na przekór, wszystko opowiedzieć na opak, inaczej, odwrotnie, z nastawieniem wiecznie krytycznym do tych moich intelektualnych przyzwyczajeń, opierających się na niepełnej, fragmentarycznej wiedzy.

Taka świadomość musi odcisnąć się i na moim o Skardze pisaniu. Albowiem póki ksiądz Piotr pozostawał niejako w cieniu, póki los nie wyłowił go, nie wskazał nań, póki nie umieścił w miejscu, gdzie schodzą się ścieżki władzy – można było to pisanie o nim prowadzić jakoś inaczej. Bez tych mocno wrośniętych w nasze myślenie emocji. Teraz jednak, kiedy pisarz staje w środku konfliktu pomiędzy władzą a opozycją, w polu ścierających się sił w państwie, które mocno pracują nad świadomością współobywateli (a tak samo nad świadomością pokoleń przyszłych) za pomocą narzędzi propagandowych ówczesnych czasów, trzeba przedsięwziąć inne środki: nieufność, podejrzliwość, konieczność sprawdzenia ile się da, plus jakieś sposoby, zabezpieczenia, aby nie zmienić się albo w tropiciela, albo w życzliwego sprawozdawcę. Zatem może to wszystko tylko pomówienia i plotki były, o owych jezuitach przy władzy? Może to absolutna prawda była, co mówiono o tych jezuitach przy władzy?

Mamy w rękach trochę danych o życiu pisarza; mamy jego działania (zapisane i opowiedziane), mamy wreszcie same dzieła, czyli akty, wypowiedzi. Spróbujmy się nimi posługiwać, aby czegoś pewnego się dowiedzieć. Czegoś trzymać się należy.

Znalazł się więc Skarga na dworze w charakterze królewskiego kaznodziei. Ale co to znaczy królewski kaznodzieja? Jaką umowę podpisywał ze swoim pracodawcą? Poprzednio obowiązki te na dworze Batorego pełnili inni, ale nie w charakterze stałego urzędu. Zarówno bowiem Stanisław Sokołowski, jak i Marcin Laterna raczej wygłaszali kazania dla monarchy. Urząd jako taki rozpoczął swoje istnienie dopiero razem ze Piotrem Skargą. Może jest więc tak, iż właściwie dopiero Skarga konkretyzował to zatrudnienie? Na pewno wiemy, że przebywał u dworu (przy dworze); że król go chciał (chciewał?) przy sobie mieć.

Przede wszystkim jednak chyba obecność Skargi na sejmach w charakterze „posła” jest jego zasadniczym obowiązkiem, a posłowanie owe wiąże się z obowiązkiem/ przywilejem wygłaszania kazań. Jeśli rozumiem to dobrze, w związku z obradami sejmowymi. Sygański rozumie to zatrudnienie następująco, opisując je w charakterystyczny dla siebie, lekko naiwny, biorący wszystko za dobrą monetę, poczciwy sposób: „Odtąd rozpoczyna się ów świetny zawód jego publiczny, który sam po mistrzowsku charakteryzuje, mówiąc, że na piętnastu sejmach za króla Zygmunta, na każdym był posłem” .

Zapewne więc też do owego „świetnego zawodu” należeć będzie wygłaszanie wszelkich kazań „okolicznościowych”: z okazji śmierci, urodzin, imienin, zwycięstwa wojennego, wymarszu wojsk, wkroczenia wojsk i co tam jeszcze. Wystarczy zresztą sobie obejrzeć Skargowe wydania zbiorowe Kazań przygodnych, by owe sytuacje kaznodziejskie sobie wyobrazić. U Magdaleny Komorowskiej wyczytałem na przykład, że takie przykładowe kazanie Pokłon Panu Bogu zastępów za zwycięstwo inflantskie nad Karolusem książęciem Sudermańskim pisarz wygłosił w Krakowie 16 października 1605 roku – in promptu. Podobno Skarga „odczytał z ambony przyniesioną przez posłów już w czasie nabożeństwa relację Jana Karola Chodkiewicza, a następnie wygłosił kazanie” . Zapewne też do owego „świetnego zawodu” będzie – myślę – zaliczała się pewna funkcja, nie wiem jak ją nazwać – kodyfikacyjna, dydaktyczna, funkcja wzorca. Myślę tu o wielkich zbiorach kazań, które, wiemy, Skarga przygotowuje też z myślą o innych kaznodziejach, którzy mogliby czerpać z nich, zapożyczać się czy nawet uczyć się dobrego mówienia. Niekiedy, całkiem dosłownie, tworzy Skarga pewien kanon kaznodziejski, jak w przypadku na przykład Kazań na modlitwę 40 Godzin.

Ale czy pisanie modlitewnika dla żołnierzy, żywotów świętych, tekstów polemicznych i wiele innych dziedzin działania też należały do obowiązków kaznodziei królewskiego? Jeśli Skarga tworzył sobą, formował tę posadę, to, na miły Bóg, ja osobiście nie chciałbym być jego następcą, bo jest jakimś „panem od wszystkiego”, co dotyczy spraw kościelnych w Polsce. Jego „kaznodzieja królewski” jest może rodzajem wzorca, przykładu, zasady (jak słynny wzorzec metra w Sevres pod Paryżem, o którym uczyłem się w podstawówce). Czy do zadań kaznodziei królewskiego należało doradzanie królowi? Czy też czynił to Skarga „po godzinach pracy”, już niejako poza swoimi obowiązkami, z racji, może, faktycznie silnego, osobistego związku monarchy ze swoimi jezuitami (spowiednikiem i kaznodzieją)? Czy do zadań owego „królewskiego kaznodziei” należały też akcje, jak ta pamiętna nocna z czasów sejmu 1605 roku, której to opozycja księdzu Piotrowi nie zapomni właściwie nigdy? Może jednak należy zadać jedno jeszcze pytanie (chociaż może zabrzmi ono lekko naiwnie i pozornie dziwacznie): czy Skarga lubił swoją pracę? Jaki miał do niej stosunek? Pytanie to jest na tyle dziwaczne i nie na miejscu, że może od próby odpowiedzi na nie zacznę, bo przynajmniej w tej kwestii rysuje się jakaś możliwość prostej odpowiedzi. Z resztą pytań będzie znacznie trudniej.

Krzysztof Koehler

Fragment książki „Boży podżegacz”, wydanej przez wydawnictwo Sic! w grudniu 2012 roku

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.