W realu wujek Halski po ciebie nie przyjedzie

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

"W postkomunistycznej Polsce nie ma jednak happy endów. Parafrazując bohatera jednego z niezależnych filmów, można powiedzieć, że „nas wujek Halski nie uratuje” – pisze Łukasz Adamski w swojej recenzji „Drogówki”. Parafraza słów filmowego Vincenta z „Że życie ma sens” można uznać jako przeciwieństwo idée fixe większości polskich reżyserów.

Wymuskani, kulturalni, zawsze „ę”/”ą” funkcjonariusze w idealnie skrojonych garniturach – taki obraz nadal pokutuje w polskim kinie. Pomimo nielicznych chwalebnych wyjątków (jak choćby osławiony „Pitbull” Patryka Vegi, kultowe „Psy” czy serial „Glina” Władysława Pasikowskiego), „ocieplony wizerunek” polskiego gliniarza, który doprowadza do mdłości, nadal dominuje w rodzimej kinematografii.

Kwintesencją takiego cukierkowego wizerunku polskiego stróża prawa był „Sęp” Eugeniusza Korina. I tak, główny bohater, oficer Centralnego Biura Śledczego stał się hybrydą postaci Johna Nasha z „Pięknego umysłu” i prof. Falkowicza z „Na dobre i na złe” (w końcu to twarz Michała Żebrowskiego i… ta sama słabość do drogich garniturów). Trzeba jednak uczciwie przyznać, że „typowo niepolski” thriller nie jest tu ewenementem. Na przestrzeni lat powstało wiele potworków, nie mających wiele wspólnego z rzeczywistością. Chaotyczna kontynuacja całkiem niezłej pierwszej części serialu „Oficer”, „Instynkt” (co ciekawe, w reżyserii Patryka Vegi), „Paradoks”… Polukrowane obrazki z policyjną odznaką mnożą się jak grzyby po deszczu i szybko znikają, bo o miałkich, pozbawionych charakteru produkcjach mało kto pamięta.

Nawet jeśli „Drogówka” jest – mówiąc słowami nadkom. Dariusza Lorantego – „przerysowana grubą kreską”, to i tak stanowi krok w lepszym kierunku, niż przenoszenie na polski grunt odrealnionych przygód supermanów z FBI. Zadaniem kina jest również opowiadanie o rzeczywistości, wykorzystywanie jej do celów artystycznych, niesienie jakiegoś przekazu (choć bez taniego moralizatorstwa ociekającego kiczem), a nie bezmyślne powielanie zachodnich schematów made in USA. W końcu nie ma w tym nic odkrywczego, a nic tak nie irytuje – nie tylko gliniarzy – jak koszula źle przylegająca do ciała.

Reżyser, który chce przedstawić fragment rzeczywistości ma być – parafrazując Poetę – „wykrzyknikiem ulicy”, a nie sprawnym kopistą, którego zadanie ogranicza się do podmienienia trzech literek „FBI” na „CBŚ”.

A, że reżyser ma skłonności do przesady? Cóż, w końcu licentia poetica…

Aleksander Majewski

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych