PREMIERA TV Delikatna opowieść o złym człowieku NASZA RECENZJA

Kiedy zobaczyłem trailer filmu „J. Edgar”, szykowałem się na ucztę. Bo to biografia Johna Edgara Hoovera, szefa amerykańskich służb przez 48 lat. Reżyserowana przez Clinta Eastwooda, a zagrana przez Leonardo DiCaprio.

Tyle że obraz nie wszedł na polskie ekrany. Można go kupić na DVD, a teraz obejrzeć na kanale Cinemax. Czy rezygnacja z takiego koncertu to wyraz niewiary w polską publiczność? A może wiedzy o niej? Obejrzałem na małym ekranie. Przyzwyczajono mnie do politycznych superprodukcji w stylu Olivera Stone’a. Tendencyjnych, niesprawiedliwych, ale budzących emocje. Tu mamy dość kameralną opowieść, acz rozpiętą między rokiem 1919, kiedy w obliczu zamachów bombowych J. Edgar Hoover przyłącza się do twardego antykomunistycznego prokuratora generalnego Mitchella Palmera, a momentem śmierci bohatera jako potężnego szefa FBI w 1972 r.

Czas długi, sporo postaci, choć i bolesne luki (brak lat 40. i 50. z senatorem Josephem McCarthym), a jednak narracja dziwnie spokojna i… wyważona. Owszem, Hoover jest nie tylko manipulatorem, lecz i szantażystą (na potwierdzenie tej tezy można było zaaranżować nawet efektowniejsze historie); to skądinąd dowód – często go powtarzam– że stare demokracje miały swoje gigantyczne patologie.

A zarazem on szczerze chce walki z przestępcami i tutaj jest wizjonerem. Jego FBI wyrasta w kraju, gdzie ludzie długo nie potrzebowali ogólnonarodowej policji i nie rozumieli, po co zdejmować odciski palców. On ich przekonał, także zręcznym PR. Z filmu przebija prawda stara, ale jara: większość postaci historycznych nie jest smoliście czarna ani biała. A wizjonerzy bywają osobami brutalnymi, łamiącymi opór, małostkowymi. Czy to wystarczy, aby przykuć uwagę? Tak, jeśli na ekranie prawie cały czas mamy DiCaprio. Dawnego chłopca, który każdym ruchem dowodzi, że aktorstwo może przeżywa kryzys w Polsce, lecz nie w Ameryce.

Czy nie szkoda jednak większych emocji? Może, ale takie opowieści z dystansu miewają sens. Skąd ten dystans? Może stąd, że stary Clint Eastwood nie mieści się w żadnym ideologicznym schemacie?

Paradoksalnie również stąd, że scenarzysta to zaangażowany gej Dustin Lance Black, autor „Obywatela Milka”. Nie chce i nie może postawić pomnika Hooverowi politykowi. Ale może homoseksualiście, zmuszonemu ukrywać swą przypadłość. I w efekcie obchodzi się ze „złym człowiekiem” dziwnie delikatnie. Niedawno pewna pani reżyser uczciła Margaret Thatcher, bo jako lesbijkę i feministkę fascynowała ją walcząca ze wszystkimi kobieta. Teraz Hoover jest częściowo ułaskawiony. Gdyby był heteroseksualną świnią jak Richard Nixon – a to co innego.

Piotr Zaremba

"J.Edgar" w reżyserii Clinta Eastwooda jest emitowany na kanale Cinemax.

Tekst pochodzi z tygodnika W Sieci

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych