Odejście mistrza drugiego planu. Wspomnienie o Aleksandrze Bednarzu

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
screenshot "Psy"
screenshot "Psy"

W polskiej kinematografii nigdy nie brakowało aktorów, którzy bez odgrywania większych ról, doskonale zapisali się na kartach historii rodzimego kina, a co najważniejsze - pamięci widzów. Jednym z nich był zmarły ostatniej niedzieli Aleksander Bednarz (1941 – 2013).

Aktor zawsze pozostawał dla mnie, jak i dla pozostałych ludzi z mojego pokolenia, niezapomnianym majorem Bieniem z „Psów” Władysława Pasikowskiego. „Nazywam się Major Bień i mam stopień majora” – te słowa wypowiedziane na policyjnej odprawie powolnym, chłodnym głosem przeszły już do historii, choć sama postać nowego zwierzchnika Franza Maurera i spółki nie należała w filmie Pasikowskiego, jak i jego dalszej części „Psy 2: Ostatnia krew” do najważniejszych.

Podobnie było w przypadku innych ról Bednarza. Tyle, że jego kreacje nigdy nie stanowiły nijakiego tła, ale ważny detal, charakterystyczne dopełnienie, bez których film straciłby coś z mozaiki elementów decydujących o jego klimacie. Oprócz pamiętnego majora Bienia, do jego najważniejszych (a zarazem najdłuższych) ról należy zaliczyć postać znienawidzonego profesora Jakubowskiego, nauczyciela historii, a zarazem wicedyrektora szkoły w filmie Magdaleny Łazarkiewicz „Ostatni dzwonek” z 1989 r., będącego swoistym manifestem ówczesnego pokolenia młodych w pejzażu dramatu psychologicznego. Zimne spojrzenie i emploi zasadniczego sztywniaka o skłonnościach do przesadnego formalizmu, jakie stworzył Aleksander Bednarz, sprawiało wrażenie, że aktor z Drohobycza rodem jest niemal stworzony do tej roli.

Nie był jednak aktorem, którego można było wrzucić do jednej szufladki i potrafił skutecznie zrywać z doklejanymi etykietkami. Tak było choćby w „Dniu świra” Marka Koterskiego, gdzie zagrał zwariowanego miłośnika muzyki Chopina o homoseksualnych skłonnościach. Niezbyt wielka rola, ale to właśnie ona dopełniała groteskowy klimat obrazu Koterskiego poświęconego życiu niezapomnianego Adasia Miauczyńskiego (w tej roli zobaczyliśmy Marka Kondrata).

Gdy w niedzielny wieczór Redbad Klijnstra zamieścił na swoim profilu na Facebooku informację o śmierci aktora, pomyślałem, że odszedł jeden z ostatnich weteranów sztuki pt. aktorstwo drugiego planu. I chociaż można długo rozpisywać się o działalności teatralnej Bednarza, gdzie sprawdził się również w roli reżysera czy charakterystycznym głosie artysty, którego użyczył do dubbingu wielu wspaniałych produkcji (ostatnio: „Hobbit: Niezwykła Podróż”), dla szerszej publiczności zawsze pozostanie statecznym majorem, który toczy wojny z niedobitkami UB na komendzie policji.

Cóż, taki jest jego urok… Jego niezapomniany aktorski urok.

Aleksander Majewski

Autor

Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych