Nieludzka strona wyspy. NASZA RECENZJA

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Coś musiało być w tym wystającym z Adriatyku rumowisku wapiennych skał, że pobudzało sadystyczne instynkty. Żadnemu Chorwatowi nigdy nawet do głowy nie przyszło, żeby się tam osiedlić. Ale już państwowym władzom owszem. Podczas I wojny światowej osadzano na nim rosyjskich jeńców. Przed kolejną wojną powstał projekt by zsyłać tu komunistów, czego jednak wykonać nie zdążono. Josip Broz Tito miał więcej czasu – stworzył na Golim otoku obóz koncentracyjny, jeśli wierzyć jednej z więźniarek, gorszy od Auschwitz i Ravensbruck.

Do lat 90. XX wieku, o Jugosławii myślało się raczej ciepło. Niby też komuna, ale jakaś inna – kto tam pojechał to i poopalał się pod palmami i wrócił obładowany rzeczami, o jakich nikomu się nie śniło po tej stronie Żelaznej Kurtyny. A poza tym, czy kraj, nawet komunistyczny, który odrzucił bratnią dłoń Stalina może być zły? Cóż…

Nawet jeśli człowiek jest przeświadczony o swojej niewinności, zdarza się, że gdy po niego przychodzą jest tak przygotowany do aresztowania, że wydaje mu się one całkowicie uzasadnione

słowa Jiriego Pelikana dobrze oddają klimat jaki zapanował w Jugosławii w 1948 roku, po ostrym konflikcie Josepa Broz Tity ze Stalinem. W tym momencie jugosłowiańscy komuniści musieli walczyć nie tylko z „wrogiem klasowym” i „reakcją”, ale też sami ze sobą. Inwigilacja, terror, donosicielstwo stały się na kilka kolejnych lat zjawiskiem masowym i powszechnym, na niespotykaną nigdzie indziej skalę. Tak bardzo, że zauważały to nawet same władze. Podczas posiedzenia KC KPJ w 1951 roku Aleksandar Rankovic wygłosił referat, w którym wykazywał, że spośród wszystkich dokonanych aresztowań, nieuzasadnionych było aż 47 proc. Tito miał jednak i na to gotową odpowiedź: „To absolutnie jasne. Przecież mamy dyktaturę proletariatu, nie mogliśmy inaczej postępować z wrogiem klasowym, zdarzało się więc, że ucierpiał też i niewinny człowiek…”. Szacunki nie są pewne, ale skazano w tym czasie około trzystu tysięcy przeciwników politycznych, z czego około dwustu pięćdziesięciu zwolenników Stalina. Prawdziwych i domniemanych.

W takiej właśnie atmosferze stworzono obóz na Nagiej Wyspie – esencję totalitaryzmu w pigułce, przy której orwellowski folwark, wypada jak senny nadmorski kurort. Jeśli w większości podobnych miejsc więźniowie mieli przynajmniej teoretycznie świadomość kto jest katem, a kto ofiarą, poczucie wspólnej krzywdy i nienawiści do oprawców mogło wzmacniać siły i instynkt przetrwania, tak tutaj to właśnie nie istniało. Byli oczywiście strażnicy, broń, zasieki, ale największym komarem Wyspy było to, że pozwolono więźniom zorganizować się w strukturę społeczną – nawzajem się karać, pilnować porządku… etc. Ale że była to struktura krucha, zależna wyłącznie od kaprysu obozowych władz, ten kto jednego dnia był na szczycie, następne mógł bez powodu wylądować na dnie.

Stworzyło to atmosferę nieustannej rywalizacji, donosicielstwa, nieufności – podobną pewnie do tej ze stalinowskiej Rosji okresu czystek, tyle że spotęgowanej faktem rozgrywania się na odizolowanej wyspie. Paradoksalnie więzień bardziej mógł w tej sytuacji ufać strażnikowi, który był przynajmniej przewidywalny i nie uczestniczył w strukturze, niż współwięźniowi, który w każdej chwili mógł okazać się śmiertelnym wrogiem. Określenie człowiek człowiekowi wilkiem, rozdęło się na Wyspie do tragicznie karykaturalnych rozmiarów. Bodaj najlepszy tego przykład czekał więźniów już w pierwszych sekundach po przybyciu. Szpaler. Mniej więcej kilometr, który musiał przejść każdy, będąc bity, kopany, w ten czy inny sposób znieważany przez rozstawionych gęsto po obu stronach drogi więźniów. „Ci, którzy przez niego przeszli, byli zakrwawieni, spuchnięci, posiniaczeni od uderzeń – pisze Bozidar Jezernik. – Niektórzy tracili przytomność, inny byli ciężko ranni. Zdarzało się też, że umierali na skutek pobicia. Przedwojenni komuniści Mirko Kosir i Ludvik Mrzel skuci razem padli już w połowie stromej drogi. Odzyskali świadomość dopiero w ambulatorium. Kosir stracił wtedy wzrok, a piątego czy szóstego dnia zabrano go >ni wiadomo dokąd<”.

Książka Jezernika to przewodnik po mikroświecie Nagiej Wyspy, ale też przytłaczające studium planowego i mechanicznie precyzyjnego zabijania w człowieku… człowieczeństwa. Ktoś napisał, że Jugosławia dlatego właśnie mogła postawić się Stalinowi, że stworzyła radykalnie stalinowski model państwa - Jezernik mówi, jakimi robiono to metodami. Dziś Goli otok jest turystyczną atrakcją, ale warto pamiętać, że ostatni więzień opuścił ją zaledwie dwadzieścia parę lat temu.

Wojciech Lada

Bozidar Jezernik „Naga Wyspa. Gułag Tity”. Wyd: Czarne

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych