Film Ulego Edela „Baader Meinhof” opowiada historię lewackiej organizacji terrorystycznej RAF (Frakcja Armii Czerwonej), która w ciągu dwudziestu lat istnienia dokonała ponad trzydziestu zabójstw politycznych i zamachów, w których ginęły również przypadkowe ofiary. Mimo to kultura masowa wciąż przedstawia wyidealizowany, niemal romantyczny obraz RAFu. Film Edela powiela ten schemat, choć pozornie zachowuje pozory obiektywnej relacji.
Wojciech Lada: Autorzy, a później krytycy, zgodnym chórem rozpływali się na realizmem filmu i jego wierności faktom. Zgodzi się Pani z tym?
Dr Mirella Kurkowska (historyk idei i kultury UW): Rzeczywiście, zgodne z deklaracjami reżysera i producenta film reprezentuje typ „cinema verité”, a same wydarzenia są tu starannie odwzorowane. Z użyciem prawdziwych plenerów, z precyzją obejmującą np. nawet liczbę wystrzelonych pocisków podczas porwania Martina Schleyera - podobno 119. Także aktorzy są świetnie dobrani, bardzo wartko biegnie akcja, autorzy zręcznie poradzili sobie z pokazaniem wielowątkowej historii, w której uczestniczy duża grupa głównych bohaterów, w ciągu stosunkowo długiego okresu czasu, tj. 10 lat (od 1967 do 1977 roku). Fabuła nie jest linearna, zastosowano tu tzw. Fetzendramaturgie, czyli narrację „poszarpaną”, w zamyśle twórców maksymalnie zobiektywizowaną, bez bohaterów, z którymi można się jednoznacznie utożsamiać, bez nachalnego dydaktyzmu. Jedyną fikcyjną postacią jest asystent Horsta Herolda, co pozwala mu „głośno myśleć” – zabieg reżyserski jak najbardziej usprawiedliwiony. Dodajmy, że podstawą scenariusza jest książka jednego z aktywnych uczestników wydarzeń - późniejszego redaktora naczelnego „Spiegla” Stefana Austa, a zarówno producent filmu, Bernd Eichinger, jak i reżyser Uli Edel, to ludzie pokolenia ’68., pamiętający wydarzenia i nastroje społeczne.
Brzmi to niemal jakbyśmy mówili o dokumencie. Nie brak zresztą w filmie fragmentów filmów dokumentalnych...
Są one sprawnie wplecione w fabułę, a ich treść jest uzasadniona tematyką filmu i biegiem wydarzeń. Wątpliwości budzi jedynie migawka z Pragi w 1968 r. To nieuprawnione, często powtarzane zestawienie, które wynika z niezrozumienia zasadniczych różnic pomiędzy 1968 r. na Wschodzie i Zachodzie. Baader podpala symbole konsumpcyjnego stylu życia – dwa domy towarowe we Frankfurcie nad Menem, na Wschodzie toczy się batalia o wolność i godne życie, także w materialnym sensie. Chronologiczna współzależność nie świadczy wcale o podobieństwie sytuacji, tożsamości celów protestu, ich społecznego i politycznego kontekstu.
Czy więc autorom udało się zachować pozycję bezstronnego obserwatora-dokumentalisty, czy nie jest tak, że, mimo rozlewu krwi, trzymamy stronę młodych bezkompromisowych ludzi z RAF-u walczących z niesprawiedliwością społeczną, z bezdusznym mieszczańskim państwem chroniącym interesy zamożnych elit?
Obiektywizmu dzieła filmowego nie można ograniczać jedynie do wiernej rekonstrukcji podstawowych faktów. Ważny jest ich dobór, kontekst, objaśnienie. Film jest bardzo płytki w warstwie eksplikacyjnej, nie daje materiału do własnych przemyśleń nad istotą całego zjawiska, nie pozwala dobrze zrozumieć mechanizmu wydarzeń, są tu istotne braki czy nieścisłości. Nie darmo zresztą w Niemczech mówi się o „eichengeryzacji” tematów, sprowadzającej historię do poziomu prostych faktów. Z logiki języka filmowego wynika, że pierwsze sceny zawierają klucz do zrozumienia sekwencji zdarzeń. W tym przypadku są to protesty przeciw wizycie szacha w Berlinie Zach., brutalne ich stłumienie i śmierć Benno Ohnesorga, a następnie zamach na przywódcę APO (Ausserparlamentarische Opposition – Opozycji Pozaparlamentarnej) Rudiego Dutschke. To brutalność, opresyjność państwa - w domyśle, nieustająca - daje powód do gwałtownej odpowiedzi ze strony grupy radykalnych młodych ludzi. Ten obraz jest nieprawdziwy. Śmierć Ohnesorga i przebieg demonstracji 2 czerwca 1967 roku w Berlinie Zachodnim to wydarzenia wyjątkowe, bez precedensu w dawniejszej historii RFN. Dziś wiemy, że zabójca - policjant Kuras - był tajnym współpracownikiem Stasi, choć oczywiście, nie oznacza to, iż musiał działać wówczas na zlecenie.
Wspomniała Pani Stasi. Kraje bloku wschodniego wydawały się być naturalnym sojusznikiem grupy. Czy pominięcie wątku współpracy z państwami komunistycznymi to kolejny element „wybielania” Baader-Meinhof?
Z pewnością. Jak zrozumieć przeskok akcji na Półwysep Arabski? Jak objaśnić dostęp do broni, fałszywych dokumentów, długotrwałą i mało skuteczną pogoń za kolejnymi pokoleniami terrorystów? Jest faktem, że w tej sprawie nie wiemy jeszcze zbyt wiele, a wsparcie dla działań terrorystycznych państw Wschodu, ze służbami NRD na czele, nie było całkowicie jednoznaczne. Aby zrozumieć lepiej całą historię Baader-Meinhof trzeba choćby znać informacje o przeszłości Ulrike Meihof i redagowanego przez nią pisma „Konkret”, które niedawno ujawniła jej córka Bettina Röhl w bogato udokumentowanej książce „Zabawa w komunizm”. Pismo to było finansowane przez NRD, Meinhof miała legitymację wschodnioniemieckiego SED, choć współpraca ta około 1964 r. uległa rozluźnieniu. Mimo tego, Meinhof pozostawała ważnym elementem systemu działań propagandowych na Zachodzie i choćby z tego względu jej udział w zbrojnej, spontanicznie działającej grupce, mógł wydawać się władzom w Berlinie Wschodnim czy Moskwie pozbawiony sensu – bardziej była im potrzebna jako znana dziennikarka. Sytuacja ta się zmieni, gdy w połowie lat 70. działalność tej grupki, życzliwie przyjęta przez spory odłam społeczeństwa zachodnioniemieckiego, zatrzęsie podstawami RFN. Mam na myśli zwłaszcza słynną „Jesień 1977".
Pisano co nieco o pobycie członków RAF-u pod koniec lat 70 w polskich ośrodkach SB...
Wypierają się oni takich kontaktów, ale sam fakt wydaje się bezsporny. Dotyczy to kolejnego pokolenia RAF-u, które mordowało prokuratora Siegfrieda Bubacka, porywało Martina Schleyera. Chodzi tu m.in. o Brigitte Mohnhaupt, czy Petera-Jürgena Bocka. Wątek ten był przed trzema laty przedmiotem dziennikarskiego śledztwa dziennikarzy TVN i jego wyniki są jednoznaczne.
Z filmu wynika, że nie spory odłam, ale większość niemieckiego społeczeństwa odnosiła się do działalności Baader-Meinhof, co najmniej życzliwie. W odniesieniu do końca lat 60. miała to być 1/3 Niemców do 30 roku życia, a z biegiem lat 70. liczba ta sukcesywnie rosła. O ile można zrozumieć sympatię dla idei, tak trudniej dla metod – w zamachach ginęli też przypadkowi ludzie. Czy rzeczywiście Niemcy tak sprzyjali organizacji, czy to optyka twórców filmu?
Szczerze mówiąc nie znam precyzyjnych i wiarygodnych danych, te wydają się mi mocno przesadzone, choć wiadomo np., że nawet hrabina Dönhoff deklarowała swą pomoc dla uciekającej Meinhof. Odpowiedź na pytanie dlaczego, jest niewątpliwie bardzo skomplikowana i należałoby odwołać się do szerokiego spektrum poglądów niemieckich historyków, socjologów, a nawet psychologów, w których pojawiają się koncepcje nawet radykalne - tworzące paralele do negacji systemu parlamentarnego przez pokolenie '33, którą to tezę lansuje Götz Aly. Optyka filmowców, podkreślanie „obiektywnych” społecznych czy politycznych korzeni RAF-u wiąże się bezpośrednio z budowaniem atmosfery pewnej wyrozumiałości dla czynów. Jest też nawiązywaniem do „janosikowej” tradycji, którą w kulturze niemieckiej reprezentują takie utwory jak „Zbójcy” Schillera, w którym szlachetne intencje łączą się ze złymi postępkami i feralnym końcem.
A jak z obrazem działań państwa? Czy widać tu deklarowany przez twórców obiektywizm?
Zwróćmy uwagę na postać prokuratora Bubacka, reprezentującego RFN w konfrontacji z grupą ludzi kontestujących demokratyczny porządek. W filmie jest przedstawiony jako nieporadny urzędnik, nie radzący sobie z argumentacją i sposobem obrony oskarżonych. Skądinąd wiemy, że był przedmiotem autentycznej nienawiści przywódców RAF-u i dlatego zginął – z pewnością nie z powodu nieporadności, ośmieszony przez nich w trakcie procesu. Można powiedzieć, że RFN wykazało w swych działaniach stanowczość i konsekwencję charakterystyczną dla ustabilizowanych demokracji, które czują, mimo wszystko, społeczny mandat i potrafią skutecznie działać w sytuacjach ekstremalnych. Tego w filmie brak.
Ale po co dzisiejszym Niemcom „budowanie atmosfery wyrozumiałości”? Żeby odciąć tamten terroryzm od tego po 11 września 2001?
Na pewno też, ale nie tylko. Mechanizm tego usprawiedliwiania, relatywizacji ocen, rozważań "które idee i ideały RAF-u zachowały do dziś swoją wartość” (pytanie z wystawy w berlińskiej Kunstwerke sprzed kilku lat) wiąże się ze znaczeniem pokolenia’68 w dzisiejszym życiu kulturalnym, politycznym i gospodarczym. W usprawiedliwianiu, w którym uczestniczyła znakomita większość niemieckich filmów dotychczas wyprodukowanych, jest też ślad westalgii - jak to określa Bettina Röhl - tęsknoty za dawnym Zachodem, którego już nie ma.
Ciekawe, lewacki terroryzm jako sentymentalny element tradycji zamożnego kapitalistycznego państwa. A jakie jeszcze próby tego usprawiedliwiania widzi Pani w filmie?
Przede wszystkim to, o czym rozmawialiśmy – brak wzmianek w filmie o związkach ze wschodnioniemieckimi służbami, szerzej z konfliktem Wschód-Zachód. Ale też na przykład to, że autorzy nie podkreślają roli naiwnie rozumianej doktryny komunistycznej, a zwłaszcza maoistowskiej, propagowanej w sytuacji, gdy w Chinach właśnie rozgrywała się dramatyczna i krwawa „rewolucja kulturalna”. Aż dziwne, że nie wykorzystali w filmie znanych dziś postaci, jak choćby ministra spraw zagranicznych Niemiec Joshkę Fishera, którego zdjęcie z koktajlem Mołotowa zostało niedawno upublicznione.
Mówimy cały czas o manipulowaniu wizerunkiem, a nie konkretnych przekłamaniach. Co w filmie jest oczywistą nieprawdą?
Choć film w dużej mierze rozgrywa się w Berlinie Zachodnim, widz ani razu nie zobaczy muru berlińskiego. Nie ma w nim absolutnie żadnego odwołania do zagadnień epoki zimnej wojny, dla której podzielony Berlin i enklawa zachodniego świata za żelazną kurtyną stanowiła miejsce zupełnie wyjątkowe. To chyba główny zarzut pod adresem twórców. Takie ujęcie całkowicie skrzywia obraz rzeczywistości. A przecież dopiero po upadku muru duża grupa terrorystów z RAF-u ukrywająca się w NRD znalazła się w zasięgu zachodnioniemieckiego wymiaru sprawiedliwości.
Na początku rozmowy wspominała Pani o „eichengeryzacji” – typowej dla współczesnych Niemiec metodzie przedstawiania historii. Jakie jeszcze filmy są tego przykładem?
Choćby „Upadek”. W miarę precyzyjna, quasidokumentalna rekonstrukcja ostatniego tygodnia w bunkrze Hitlera także pozornie nie zawiera ocen i objaśnień. Pozornie, bo tu także widać ślady tezy, związanej z niemiecką polityką historyczną, ale nieprawdziwej: wszyscy już widzą szaleństwo dyktatora, lecz przed opuszczeniem go wstrzymuje najbliższe otoczenie rycerskie słowo: przysięga. Interesująca twórczość Eichingera, jeśli chodzi o sprawność tworzenia filmów i nowoczesność środków wyrazu, świadczy o porażce postulatu obiektywizmu, opartego jedynie na samej wiernej rekonstrukcji podstawowych faktów. Nie da się w dwugodzinnym filmie fabularnym przedstawić ich bez wyboru, w szerszym kontekście – drobiazgowa precyzja nie wiedzie ku „obiektywnej prawdzie”, jest tylko kolejną interpretacją wydarzeń, na dodatek ubogą w objaśnienia. Eichingerowska interpretacja, choć nienachalna, jest więc głosem w dyskusji o niemieckiej przeszłości. Zapowiadaną przez twórców filmu o RAF-ie „ostateczną rozprawę z mitem” należy uznać za chwyt marketingowy i próbę stworzenia nowej wersji tego mitu. Wersji soft – znacznie bardziej stonowanej, tak przecież potrzebnej po zamachach 2001 r., gdy terroryzm stał się obiektem powszechnego potępienia. Przy okazji trzeba podkreślić, że dla młodego pokolenia to filmy fabularne wraz z internetem stanowią główne źródło wiedzy o przeszłości, tym większa odpowiedzialność spoczywa na ich twórcach.
Z dr Mirellą Kurkowską, historyk idei i kultury z Centrum Europejskiego UW rozmawiał Wojciech Lada
„Baader Meinhof”, reż. Uli Edel, wyst. Martina Gedeck, Moritz Bleibtreu, Nadja Uhl, Jan Josef Liefers
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/247130-odklamujemy-kino-umarl-mit-niech-zyje-mit-baader-meinfof
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.