Uznanie w dwie dekady po śmierci. Ciekawy tekst o tacie KAZIKA Staszewskiego

fot: W Sieci
fot: W Sieci

W najnowszym numerze tygodnika W Sieci oprócz tekstu Kazika Staszewskiego o swoim tacie, o którym już pisaliśmy, pojawił się również ciekawy artykuł Wojciecha Lady „Uznanie w dwie dekady po śmierci”. Prezentujemy jego fragmenty.

Tak naprawdę właśnie wtedy wiedza o tym, że Kazik w ogóle miał tatę, że tata pisał i śpiewał, że pisał i śpiewał rzeczy znakomite, stała się powszechna. Co zresztą jest dość ciekawe, bo dokładnie w momencie, gdy „Tata Kazika” podbijał listy bestsellerów, mijały już dwie dekady od śmierci Stanisława Staszewskiego – faceta, którego życiorys i specyficzna, cynicznie-depresyjna wrażliwość starczyłyby pewnie do obdzielenia całej orkiestry bardów. A zmieściły się w jednym – za życia docenionym co najwyżej jako barwny kumpel od kielicha, który i zaśpiewa, i kawał opowie, a jak się tak złoży, to i komu trzeba w pysk da.

(...)

„Bal kreślarzy” powstał, gdy bard przebywał na emigracji w Paryżu. Wyjechał niechętnie i z poczuciem klęski, bo w powojennej Polsce wiodło mu się początkowo całkiem nieźle. Ukończył architekturę na Politechnice Warszawskiej, dostał niezłą pracę w biurze Metroprojektu, a sprawdzał się w zawodzie na tyle dobrze, że już w 1960 r. został naczelnym architektem Płocka. Kwestie ideologiczne również najzupełniej mu odpowiadały. „Poglądy moje stają się bardzo lewicowe. Coraz magnetyczniej działa na mnie ryk zbuntowanych tłumów, uciśnionych mas pracujących i władcza, potężna twarz Lenina” – zanotował tuż po studiach. Jego romans z „uciśnionymi masami pracującymi” nie trwał jednak długo. W napisanej w Płocku piosence „Inżynierowie z Petrobudowya cała P Petrobudowy” .

(...)

Staszewski wyleciał z partii z hukiem, co w tamtych czasach oznaczało katastrofalne trudności ze znalezieniem pracy, imanie się dorywczych fuch za psie pieniądze klepanie biedy ze świadomością ciągłej inwigilacji, w najlepszym razie, przez MO. Nie tęsknił więc może za partyjną legitymacją – jego poglądy w starciu z szaroburą rzeczywistością dawno już wywróciły się do góry nogami – bez niej jednak całkowicie runęło jego poczucie życiowej stabilności. Cóż, postanowił zacząć więc od nowa. Któregoś dnia w 1967 r. spakował manatki i wyjechał do Paryża.

(...)

Oczywiście mówienie o Staszewskim jako o jakimś antykomunistycznym, wojującym bardzie byłoby grubą przesadą. Był po prostu facetem chorobliwie uwrażliwionym na absurd, a przy okazji starannie pielęgnującym w sobie depresyjne przekonanie, że jest źle i lepiej być nie może, a „wszystko, czego się tknie, w proch i w pył obraca się” – by zacytować popularnego piosenkarza. Nauczyło go tego życie. Miał czternaście lat, gdy wybuchła wojna. Dziewiętnaście, gdy walczył w powstaniu, i tyle samo, kiedy trafił do obozu Mauthausen. Traumą było zwłaszcza to ostatnie – z niedożywienia i brudu Stanisław chorował na tyle ciężko, że któregoś dnia rzucono go nieprzytomnego na stertę trupów przeznaczonych do spalenia. Przeleżał na niej noc, a półmartwego zupełnym przypadkiem uratował obozowy kapo – jego ziomek z Pabianic.

Cały tekst w najnowszym numerze tygodnika W Sieci.

Autor

Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych