Reżyserka BEJBI BLUES broni swojego filmu, i opowiada o ślepej krytyce w Polsce

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
screenshot z YouTube
screenshot z YouTube

O "Bejbi blues", nakręcającej się spirali egoizmu, lemingach i polskim krytykanctwie - z Katarzyną Rosłaniec rozmawia Marta Brzezińska z fronda.pl. Reżyserka opowiada dla kogo zrobiła swój film.

Ten film może być dla młodych widzów, ale dla bardziej myślących i refleksyjnych, a nie wypierających to, co zobaczyli na zasadzie niedopuszczania do swojej świadomości pewnych rzeczy. Młodzież dziś jest w pewnym sensie taka bezzrefleksyjna, bezprzemyśleniowa. Wszystko biorą takim, jakie to jest i, albo się zgadzają, albo nie. Kiedy coś im nie pasuje, to najlepiej to odrzucić. A ten film nie jest prosty. Trzeba się zastanowić dlaczego pewne rzeczy się dzieją. W tej ostatniej scenie jest sens. Nie wydaje mi się żeby była ona śmieszna. Tylko trzeba pomyśleć, a ludzie się nie zastanawiają, tylko albo coś przyjmują, albo od razu z góry odrzucają. Na zasadzie seriali w komercyjnych telewizjach. Tam wszystko jest bardzo proste. Ja ten film zrobiłam przede wszystkim dla widzów kina. Nie chciałabym, aby był traktowany tylko przez pryzmat problemu, o którym mówi, ale jako film sam w sobie. On nie jest oczywistym, prostym filmem, z typową fabułą, która ma początek, rozwinięcie, zakończenie i puentę. Jest opowiedziany nieco inaczej, taką kamerą, zmontowany tak, a nie inaczej, z czarnymi planszami, które także coś mają znaczyć. Byłoby mi miło, gdyby ktoś zastanowił się nad „Bejbi blues” także jako nad dziełem filmowym, a nie tylko tematem. Choć temat oczywiście jest w nim ważny. To film zarówno dla młodego, jak i starszego widza. Dorośli, którzy są już dawno poza tym środowiskiem, mogą sobie zobaczyć, jak ono wygląda, bo może nie są tego świadomi. Kiedy słyszę, że moje postaci nie są prawdziwe, że wykreowałam jakiś nierealny świat, to zapewniam, że on jest. Taki świat też istnieje. Ja nie mówię, że taki jest cały świat albo, że zrobiłam badania marketingowe i wyszło mi, że 68 proc. nastolatków tak się zachowuje. Ale moi bohaterowie są prawdziwi.

Reżyserka opowiada o tym czy jej film wpisuje się też w ostatnie wydarzenia związane z matkobójczyniami.

Absolutnie to nie było moim zamiarem. Tamte sprawy nie mają nic wspólnego ze mną i moim filmem. Historia Madzi w Sosnowca wydarzyła się, kiedy ja miałam praktycznie skończony film. Powiem szczerze, że niezbyt dobrze się czuję, kiedy tamta sprawa jest łączona z „Bejbi blues”. Przez to, że tamta historia jest tak obrzydliwie medialna i niesmaczna stało się, jak się stało. To, co się wydarzyło w Sosnowcu jest bardzo przykre, straszne. Ci wszyscy ludzi, którzy w tym uczestniczyli, są chyba jacyś niepełnosprawni. Ale Natalia nie jest dzieciobójczynią. Ona jest bezmyślną nastolatką, a to prowadzi do tragedii. Nie pomyślała, ale przecież chciała dobrze. Jeśli ktoś mi zarzuca, że film oszukuje widza, bo nie prowadzi do tego, co się dzieje na końcu, to uważam, że to śmieszna krytyka. Dlaczego ma prowadzić? Przecież to, co się dzieje na końcu filmu nie jest zaplanowane! W ogóle wszystko, co dzieje się w tym filmie, nie jest zaplanowane.

Reżyserka odnosi się również do słów, które padły w recenzji jej obrazu na portalu wNas.pl, w której Łukasz Adamski napisał, że „bohaterowie „Bejbi blues” to już nawet nie są lemingi, ale„bezmózgie produkty MTV, które mają kupować nowe produkty, "pieprzyć się" (bo to nie jest seks), żreć i napychać się narkotykami".

To bardzo przykre, bo tak do końca nie jest. Gdyby tak dobrze przypatrzyć się Natalii i Kubie, to czy oni faktycznie tacy są? Natalia, z tą swoją głęboką potrzebą kochania, oczywiście nie potrafi przyjmować uczuć, tak jak, być może, nie potrafi ich dawać, bo nie otrzymała tego w domu, ale dzielnie próbuje odnaleźć się w życiu. Już nie mówiąc o Kubie, który przecież się stara. Co jest złego w tym, że Kuba jeździ na deskorolce? Co jest złego w tym, że jest nieodpowiedzialny, kiedy mówi, że od teraz będzie dobrym ojcem i weźmie dziecko na spacer? On ma przecież 18 lat! Czego więcej mamy od niego oczekiwać? Stara się. Nie można powiedzieć, że jest złym ojcem, bo nie zachowuje się tak, jak zachowałby się w takiej sytuacji 30-latek.

Reżyserka dodaje też, że jej film nie jest, nawet pośrednio, kontynuacją „Galerianek”.

Robiąc „Bejbi blues” nie myślałam ani razu, że Natalia ma cokolwiek wspólnego z galeriankami. Chociaż coś łączącego te filmy jest, bo obydwa są o samotności młodych ludzi. Obydwa też pokazują świat widziany moimi oczami, więc w tym sensie jest między nimi coś wspólnego. Ale na pewno nie jest to zamierzona kontynuacja.

Rosłaniec mówi również, że denerwuje ją w Polsce bezmyślność.

W Polsce jeszcze dochodzi taki mechanizm, żeby najpierw coś skrytykować, a potem dopiero się zastanowić. Koncentrowanie się na złych rzeczach. Ja oczywiście nie mówię, żeby teraz na siłę wszystko chwalić, ale przynajmniej spróbować przyjmować rzeczy takimi, jakimi są. Każdy jest jakiś, myśli i postępuję we właściwy sobie sposób, i ma do tego prawo! A jeśli ja myślę inaczej i podoba mi się coś innego, niż Tobie, to nie znaczy, że Ty jesteś głupia, a ja mądra. Chciałabym, żeby na mój film ktoś tak spojrzał, a nie usiadł w kinowym fotelu i stwierdził, że to jest złe, tamto, a tak w ogóle, to tak się nie robi filmów. Proszę bardzo, zrób lepszy.

Na pytanie czy ślepa krytyka jest „polską cechą narodową”, reżyserka odpowiada:

Ślepa krytyka i co więcej, doszukiwanie się tylko złych rzeczy. „Lepiej się czuję, jak coś skrytykuję”. Idziesz ulicą w Nowym Jorku, chodzą tam najwięksi dziwacy świata i nikt nawet na nich nie spojrzy, żeby ocenić, a u nas? Wytkną cię palcem.

Artystka odnosi się też do wielu krytycznych opinii o jej filmie.

Przykro mi, że w Polsce nie istnieje krytyka filmowa, w ramach której patrzymy na filmy, jako dzieło filmowe, od początku do końca. Krytyka w Polsce polega na streszczeniu filmu i powiedzeniu, że on mi się podoba albo nie. To nie jest krytyka. Ale nie mogę powiedzieć, że mam gdzieś te wszystkie opinie. Oczywiście, jest ci przykro, kiedy robisz coś, a ludzie patrzą na to tylko powierzchownie. Mogłabym siedzieć cicho, albo zwinąć się i wyjechać, ale mówię, bo myślę, że mam prawo to powiedzieć, bo film został pokazany na dwóch najważniejszych festiwalach na świecie, „Variety Magazine” pisze o nim, że jest odkrywczy, nowy, mrozi krew, a jeden z czołowych amerykańskich krytyków dwa dni temu ogłosił listę najważniejszych filmów 2012 i obok obrazów Paula Thomasa Andersona czy Quentina Tarantino jest tam „Bejbi blues”. Oni traktują to jako dobry film, a u nas? Jest krytykowany jako nierealistyczny i do widzenia. To przykre.

Cały wywiad na fronda.pl

V/fronda.pl

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych