Święty Mikołaj i jego dzika banda STRAŻNICY MARZEŃ nasza recenzja

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Jedną z najbardziej uroczych cech literatury fantastycznej było przez długie lata poczucie wspólnoty, które łączyło nie tylko fanów ze sobą oraz fanów z pisarzami, ale obejmowało także fantastyczne rekwizytorium. Świat SF i fantasy nie znał copyrightu w dzisiejszym zaborczym znaczeniu tego słowa – kiedy ktoś wymyślił blaster albo automatyczny translator, mózg elektronowy, podziemną sondę badawczą itp. – nie rościł sobie do niego prawa wyłączności. Taki gadżet wzbogacał skarbnicę gatunku, z której czerpać mogli wszyscy.

Z jednej strony szkodziło to gatunkowi, bo często po bardzo utalentowanym „ojcu-założycielu” przychodziła rzesza naśladowców bez talentu i wykorzystując jego pomysły produkowała morze tandety (przytrafiło się to choćby cyberpunkowi),z drugiej strony zdarzało się, że wśród naśladowców pojawiał się ktoś, kto używając tego instrumentarium wzbijał się na wyżyny wcześniej nie widziane (znów pozostając przy cyberpunku – to właśnie uczynił Neal Stephenson).

Dużo trudniej było z bohaterami, ale i tu wymienność autorów piszących choćby książki o Conanie pokazała, że postać może być dobrem wspólnym. Oczywiście w przypadku praw do takich żył złota jak właśnie Conan (w fantastyce) czy Sherlock Holmes (poza nią) to spadkobiercy mocno pilnują, by nie każdy mógł pisać, co mu się chce. Swoich bohaterów pilnują wydawnictwa komiksowe, hollywoodzkie wytwórnie, producenci seriali. Dlatego takie cross-overy jak „Janosik versus Pocahontas” możliwe są jedynie w kulturze undergroundowej, a każdy kto chciałby zarobić na filmie „Doktor House ratuje Hana Solo” nie wyszedłby z więzienia do końca istnienia galaktyki far, far away.

Copyrighty nie obejmują jednak wszystkiego, z czego zmyślnie korzystał swego czasu Andrzej Sapkowski w opowieściach o wiedźminie miksujących swobodnie motywy z baśni, zaś od czasu wszechświatowego sukcesu „Shreka” takie przerabianiem, przetwarzanie, parodiowanie i lepienie na nowo elementów ze wspólnej skarbnicy przeszłości stało się zabawą lubianą i akceptowaną przez widzów w wieku od lat czterech do stu czterech.

To prowadzi nas wreszcie do filmu „Strażnicy marzeń”, który w ten weekend zagościł w polskich kinach. Jest to animowana ekranizacja powieści Williama Joyce’a, amerykańskiego pisarza dla dzieci, rysownika filmowca, który pracował m.in. nad „Toy Story”, „Robotami” czy „Dawno temu w trawie” i jest uważany za jednego z najzdolniejszych speców od familijnej rozrywki. Seria o Strażnikach Marzeń (w oryginale „Guardians of the Childhood”) zaplanowana jest na trzynaście części, ukazały się już bodaj cztery tomy.

Korzystając z bohaterów nieobjętych copyrightem – od Świętego Mikołaja po Zębową Wróżkę i od Wielkanocnego Zająca po obcego polskiej tradycji bajek, ale popularnego w kulturze anglosaskiej Jacka Frosta, Joyce dokonał zabiegu znanego świetnie wydawcom komiksów. Poskładał bowiem drużynę z bohaterów pochodzących z różnych bajek (dwuznaczność zamierzona!) . Coś na kształt marvelowskich Avengers albo Justice League of America z komiksowego uniwersum wydawnictwa DC.

Zalety tego rozwiązania są oczywiste, podobnie jak ogromny komercyjny potencjał – lubimy piosenki, które już znamy, kibicujemy bohaterom, których zdążyliśmy już polubić. „Strażnicy marzeń” to jeden z tych filmów, które po prostu skazane był na sukces: wytrawni specjaliści od kasowych animacji plus postacie wywołujące nawet w starych repach dziecięce emocje plus okraszenie całości humorem postmodernistycznym – a więc rozszerzenie publiki na dorosłych.

Bohaterowie dziecięcej wyobraźni nie są tu słodziakami z telewizyjnych filmików familijnych pokazywanych w Boże Narodzenie. Wytatuowany Święty Mikołaj bardziej pasowałby do krasnoludzkich zabijaków z drużyny Thorina w „Hobbicie”, a Wielkanocny Zajączek to drab, w którego oczach czai się lekkie szaleństwo – takie w sam raz, żeby wejść do knajpy pełnej harleyowców i wyzwać ich wszystkich naraz do bijatyki.

Mamy więc do czynienia z baśniowym filmem akcji, w którym drużyna superbohaterów daje odpór siłom zła pragnącym pogrążyć świat w ciemności. Superbohaterowie mają problem dwojaki – po pierwsze są zmęczeni, jak przystało na gości pełniących tę samą służbę od niepamiętnych lat, a po drugie ich siły słabną, bo dzieciaki wierzą w nich coraz mniej. Na szczęście jest w tym filmie ciut więcej – między innymi bardzo pomysłowo rozegrane sekwencje zaglądania za kulisy „baśniowego biznesu”. Jak wygląda naprawdę siedziba świętego Mikołaja? Gdzie mieszka i co robi Zając albo wróżka? Grepsy z tej półki łączą dowcip i przewrotność.

Ogląda się to wszystko przyjemnie (choć - jak w przypadku wielu produkcji ostatnich lat – 3D jest zupełnie niepotrzebne), po seansie rodzi się jednak kilka wątpliwości. Oto kolejny w ostatnim czasie film dla dzieci, który jest nieco zbyt straszny i zbyt dorosły, a także momentami za mocno postmodernistyczny, by zostawić z nim dzieci sam na sam. Pogoń za oryginalnością sprawiła, że wszelkie chwyty są dozwolone - i w familijnej rozrywce rozbudowana mechanika zabawy zaczyna psuć samą zabawę. Inne niepokojące zjawisko to fakt, że mocne przerobienie (tu akurat wytłumaczalne wymogami akcji) dobrze znanych bohaterów odziera ich z pierwotnej warstwy znaczeń i symboliki. Dobrze, kiedy łykamy tę kuchnię fussion doceniając jej zwariowane receptury, ale pamiętając o oryginalnych smakach. Ale co z tymi, którzy jak część dzieciaków, nie mają pojęcia o tym skąd wzięły się te czy inne postacie i co naprawdę oznaczają?

Oto problem życia w kulturze remiksu – rodzą się pokolenia, które nie znają już muzyki, literatury, sztuki – nawet baśni - w jej oryginalnej formie. Atakowane są natomiast recyklingiem wątków, postaci i znaczeń w którym panuje niemal absolutna dowolność. Warto o tym pamiętać, idąc na „Strażników marzeń”. Technicznie to bardzo dobra robota, ale trzeba pomóc dziecku w jej zrozumieniu i przetrawieniu, inaczej zamiast bawić, może po prostu ogłupić.

Piotr Gociek

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych