Minął rok i czas spojrzeć wstecz. Pora przekonać się co z fali wydanej przez ostatnie miesiące muzyki przetrwało gdzieś w sercu i głowie. Mimo, że wszystkie radiowe stacje wokół (i „te” i „tamte”) grają absolutnie to samo, to jednak dobre dźwięki znajdą świadomego słuchacza. Przed nami kolejna piątka moich albumów marzeń roku 2012.
- Heart & Soul „Heart & Soul feat. Rykarda Parasol”
Całe szczęście, że project Heart & Soul przetrwał i wyczarowuje muzykę, która odróżnia się od tego co dominuje na radiowych play-listach. Występ Heart & Soul podczas Seven Festival (Węgorzewo 2010) był ozdobą koncertu poświęconego pamięci Iana Curtisa, wokalisty i tekściarza Joy Division. To był ten moment, kiedy muzycy stwierdzili zgodnie: Trwamy i tworzymy dalej!
W roku 2012 na rynku pojawiła się EPKa Heart & Soul. Ktoś może wybrzydzać, że w zestawie moich dziesięciu najlepszych płyt roku pojawia się pozycja, która trwa niespełna szesnaście minut. Być może, ale jest to niesamowite szesnaście minut. Cztery nagrania sprawiają, że wiara w muzykę powraca. Oto „Elaine”, eklektyzm smyczków, dęciaków ze ściegiem pianina, który spaja dwa głosy Rycardy i Łukasza Lacha (L.Stadt). Później energetyczny, pełen zapału życiowego i radosnego światła, z nieco połamanym rytmem „Don`t Panic, Children” napisany przez Bodka Pezdę (2Cresky, Made in Poland). „I Dont’ Want To Fail You” z zimno – falowym sznytem sennego basu i gotyckich ornamentów to dzieło Sławomira Leniarta (2Cresky i Made In Poland). Wreszcie zamykający całość „Oslo For Everyone”, pocztówka z norweskim landszaftem, z refleksem ambientowego światła i pośpiesznym rytmem, który kontrastuje z sennym zaśpiewem Rycardy.
Produkcja na światowym poziomie i to nie tylko z powodu udziału w projekcie Rycardy, polskiej Amerykanki, która działa i tworzy za Wielką Wodą. Dbałość o aranż, eklektyzm gatunków i świeżość to atuty super – formacji Heart & Soul. Czekamy na dużą płytę w 2013 roku.
Heart & Soul "Heart & Soul feat. Rykarda Parasol", P & C 2.47 Record 2012.
- Duch „Akustronika”
Na drugim albumie krakowska formacja DUCH udowadnia swoją wartość. Krakowianie wierni są idei grania swojej (i tylko swojej) muzyki. Cel ich twórczych działań jeden: stworzyć nowy gatunek, który przetrwa nijaki mainstreamowy blichtr.
Zapowiadając ich nagrania w zaciszu radiowego studia mawiam często, że jesteśmy świadkami kameralno–orkiestrowej uczty trip – hopowej z domieszką folkowej zimnej fali. Tak oto zrodziła się „Akustronika”, i jako gatunek i jako tytuł drugiego krążka zespołu. Jaki jest patent na muzyczne widzenie świata grupy DUCH? Wziąć szkielet faktury typowy dla muzyki ambient electronic i zagrać akustycznie na „żywych isntrumentach”. Pomysł karkołomny i skazany na porażkę, ale nie w przypadku DUCHa.
Pierwsza płyta była ożywczym powiewem na helikonie polskiej sceny muzycznej. Poetyckie frazy klasyków, z szeroką reprezentacją dekadentów, z dźwiękami skrzypiec, gitary i cajona dały porażający efekt. Na „Akustronice” jest jeszcze lepiej. Konserwatoryjne muzyczne wykształcenie członków grupy, z krecją poetyckiego ducha, który łączy to co nowe w muzyce z klasycznym instrumentarium, to coś nieznanego do tej pory. Nad projektem unosi się zapach muzycznej rebelii i psychodeliczny klimat. Najmocniejsze momenty albumu to przejmujące „Miasto” (z niesamowitym wersem: „to miasto jak każde oddycha bez przerwy”, z niepokojącym klimatem poetów Awangardy), „Amelia G.” i (w moim odczuciu najlepszy, z pulsującym rytmem perskusji i basu, lawiną niepokojących smyczków i z przejmującym wokalem Reginy Bogacz) „Siostra optyka”.
„Akustronika”, targana skrajnymi uczuciami i emocjami, sprawdza się podczas kameralnego i wyciszonego słuchania. Jest także lekiem na wykrzyczenie się i totalny odsłuch do przekręcenia gałki głośności. Szczera muzyka, która porywa! Na koniec jeszcze jedno spostrzeżenie. Nikt na świecie nie gra w taki sposób jak krakowski DUCH. Całość wciąga i hipnotyzuje. Obowiązkowa pozycja w archiwum każdego szanującego się fana muzyki, przez wielkie „M”.
DUCH „Akustronika”, wydanie własne 2012
- Paweł Kukiz „Siła i Honor”
Album „Siła i Honor” stał się głośny i rozpoznawalny w Polsce na długo przed jego premierą. Należałem do grona dziennikarzy muzycznych, którzy byli pewni, że i bez promocji albumu w mediach głównego nurtu „Siła i Honor” trafi do słuchaczy. „Wojnę” z mediami Paweł Kukiz rozpętał z innego powodu. Chciał wskazać, że poprawność polityczna decyduje o gustach i rości sobie prawo do sprawowania rządu dusz nad coraz mniej wyedukowanym muzycznie i artystycznie społeczeństwie, które poddaje się bezrefleksyjnie radiowej papce-fm. Bez różnicy czy to „misyjny” publiczny eter, czy komercyjne kombajny – fm. Ważne jest to, aby przesłuchać krążek i potem mówić o nim (najlepiej w tej kolejności).
Odrzucam też zarzut kontrowersyjności treści zawartych na „Sile i Honorze”. Pierwszy solowy album Kukiza traktuję jako pierwsze, ważne otwarcie w polskiej muzyce i rockowej liryce w kwestii Polski współczesnej. „Siła i Honor” to wiwisekcja polskiego cienia, cytując Gustawa Junga. „Boa” i cios w polskie sumienie”
/.../ nie pytamy jak wielu jest wrogów, tylko, gdzie oni są /.../
Nazywam ten utwór skrywaną wyliczanką Polaka. Muzycznie jest tak jak Paweł Kukiz i Jego przyjaciele muzyczni nas przyzwyczaili: mocno, rockowo z domieszką post – punka i metalizujących harmonii i solówek Amorka. Bo przecież do takiego grania przywykliśmy słuchając Pawła jeszcze w latach 80. W CDN i pierwszym składem Piesi. Kiedy słyszę wypowiedzi w stylu „Kukiz brzmi jak Rammstein”, to po raz enty krew mnie zalewa nagła i wtedy nie na żarty krzyczę: a posłuchajcie jarocińskich piratów Piersi, jeszcze z Jeziorem w składzie i potem pogadamy!
I tak mógłbym pisać o każdym utworze, o singlowym „Old Punk”, o „Obławie” i „Ratujcie nasze dusze” z repertuaru Włodzimierza Wysockiego, o przejmującej balladzie „17 września”, czy „Homo Politicus”, gdzie Paweł Kukiz po mistrzowsku wykorzystał dla swoich rockowych celów gatunkowość i rozmach epicki przypowieści biblijnych. Utwór, który mnie przybił ze szczętem. Ale dzięki temu wciąż wierzę, że można inaczej w Polsce. Że są jeszcze ludzie, którzy chcą więcej, niż Radziwiłłowskiego postawu sukna czerwonego (choć go mniej coraz). Kukiz idzie pod prąd, demonstruje swoją postawę wobec kraju w którym żyje i ludzi, którzy u sterów Polski robią rzeczy, które Jemu – artyście nie podobają się.
Finał albumu i „Koniec końców”. Znowu dopada słuchacza ta gęsta, dźwiękowa AYA RLowska sieć, za co Pawłowi Kukizowi jestem bardziej niż wdzięczny. Ważny tekst (kolejny na tej płycie), proste słowa, o których nie pamięta się ostatnio. Ale skoro w po-nowoczesnym hedonistycznym chocholim tańcu zapominamy o rzeczach najświętszych, to także umyka nam w pośpiechu dnia przekonanie stare jak świat, że:
Każda ofiara staje się zaczynem zwycięstwa później... Tak jak z owocem... Ostatni utwór, który daje nadzieję, daję strzęp tęczy nad krainą zamieszania i burzy.
Paweł Kukiz „Siła i Honor” Sony Music 2012
- Redakcja „Cyfrowe średniowiecze”
Słuchacze moich audycji w NEAR FM, fala.fm i radiu WNET wiedzieli już od kilku miesięcy, że płyta Darka Duszy i jego Redaktorów jest w moim ścisłym topie najlepszych płyt 2012 roku. Pisałem także o tym albumie dla wNas.pl.
Raz jeszcze powtórzę, że „Cyfrowe średniowiecze” to udany melanż post–punkowej energii, z rockową frazą i rock’n’rollową melodyjnością. Nieobce muzykom są elementy reggae, ska, czy hard-rockowe podziały rytmiczne (ukłony dla sekcji: Bartłomieja Stuchlika i Łukasza Walczaka). Redakcja to solidne gitarowe granie Darka Duszy. Wschodnie, kwieciste, choć pełne zawiesistości rockowej ornamentacje są niepowtarzalne pod tą szerokością geograficzną. Wokalista Adam Antosiewicz dzielnie sekunduje reszcie Redaktorów. Zdołał unieść ciężar metafor Darka Duszy interpretując je z finezją i rockowym spontanem.
Z „Cyfrowego średniowiecza” bije blask radości gentlemanów, którzy kochają to co robią. Muzycy Redakcji, swoim stanem uwielbienia dla żywych dźwięków, uwodzą słuchaczy. Podobnie jak teksty Darka Duszy. Mimo, że skromnie twierdzi, że nie czuje się w żadnym wypadku sumieniem pokolenia urodzonych w latach 60., to jego teksty zaklęły w materię rockowych songów niełatwą, szarą i bolesną polską rzeczywistość, predestynują zdecydowanie go do takiej roli.
Redakcja „Cyfrowe średniowiecze” Jimmy Jazz Records 2012
- Hey „Do rycerzy, do szlachty, doo mieszczan”
Z dekadencką nostalgią liści klonów i jesionów spadających na listopadową ziemię, podarowano nam między wiatrem a dżdżystym wieczorem dziesiąty studyjny krążek Katarzyny Nosowskiej i grupy Hey. Zawsze wyróżniam Katarzynę przed resztą doborowego bandu a to z tego względu, że uważam ją za jedną z najlepszych śpiewających rockowo poetek na świecie. Przesłuchując nowy krążek odetchnąłem z ulgą! Hey podąża utartym traktem płyty „Miłość! Uwaga! Ratunku! Pomocy!”. Wielu fanów zespołu płytę „MURP” uznało za zdradę. W jednej z rozmów ze mną Katarzyna Nosowska powiedziała ważne słowa:
Ortodoksja w żadnej dziedzinie nie jest dobra. Myślę, że gdybyśmy grali wciąż tak samo jak na "Fire" czy "Ho", byłoby to niestrawne nie tylko dla nas, ale również dla nich. Hey zawsze był zespołem, który nagrywa płyty takie, jakie chce. Cały czas się rozwijamy, poszukujemy nowych rzeczy i "MURP" była właśnie efektem rozwoju muzycznego, poszukiwań i - mam nadzieję - dojrzałości muzycznej.
Tym bardziej się cieszę, że Hey nie ustaje i poszukuje wciąż nowych muzycznych czasoprzestrzeni by wyrazić ducha w materii nut i metafor. Nie odcinają kuponów, nie osiadają na laurach pochwał za poprzednie albumy. Jedenaście nagrań to melanż stylów muzycznych, który spina jedna idea fix: wysoka jakość, spójność faktury i dbałość o każdy detal.
Mój typ numer jeden to „Podobno”, z rozdartym szkieletem muzycznym, który raz ciąży ku dźwiękowemu eksperymentatorstwu Thoma Yorke a raz uśmiecha się do balladowego dziedzictwa britpopu. Od pierwszego przesłuchania podbija serce tęskna, balladowa „Wieliczka” i niespokojna, naszpikowana elektroniczną chmurą kompozycja „Lot pszczoły nad tymiankiem”.
Cóż jeszcze na koniec? Cieszyć się należy, że na polskim rockowym helikonie są zespoły, które wiedzą po, dlaczego i dla kogo tworzą. W tej lidze mistrzów jest Nosowska i Hey.
Hey „Do rycerzy, do szlachty, doo mieszczan”, QL Music 2012
Nagrania z mojej subiektywnej dziesiątki najlepszych płyt roku 2012 były prezentowane w programach rozgłośni Near FM (Irlandia), FRO (Austria), fala.fm i Radio WNET. Podsumowanie muzyczne w środowym wydaniu Polskiej Tygodniówki 9 stycznia 2013 roku (radio NEAR FM, godz. 20:30).
Tomasz Wybranowski
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/246990-zlota-dziesiatka-najlepsze-plyty-rocku-2012-wybieratomasz-wybranowski-czesc-2
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.