Od Andrieja Varcholi do ANDY WARHOLA król pop-artu jako bohater Łemków

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Andy Warhol (mat. prasowe)
Andy Warhol (mat. prasowe)

Na wprost wejścia do sali wystawienniczej wisi kolorowy portret sędziwej, pogodnej kobiety. To portret Julii Varhola, matki twórcy pop artu Andy Warhola, a zarazem jedno z najcenniejszych obiektów wystawy zatytułowanej „Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku, Andy! Andy Warhol – obecność przeszłości”, jaką można zwiedzać do 20 stycznia w Muzeum Okręgowym w Rzeszowie.

Wystawa choć skromna, jest niezwykła. Bo pokazuje inne oblicze Warhola. Nie jako ikony amerykańskiego pop-artu, portrecisty hollywoodzkich gwiazd, wybitnego grafika i ekscentrycznego członka nowojorskiego undergroundu, kreującego swój wygląd i wizerunek, ale jako rusińskiego „świętego”, niemalże bohatera narodowego tej małej, karpackiej grupy etnicznej, zamieszkującej polsko-słowackie pogranicze.

Andy Warhol urodził się 6 sierpnia 1928 r. w Pittsburgu w Pensylwanii jako Andrej Varchola. Jego rodzice, Andrij (Andrew) Varchola i Ulija (Julia) Justyna Zavacka, byli imigrantami. Wyemigrowali do Stanów za chlebem. Ich droga ze Słowacji wiodła przez Gdańsk. Rodzice artysty pochodzili z mniejszości grekokatolickiej, z Łemków z wioski Miková, położonej we wschodniej Słowacji. Dziś w położonych tuż przy granicy z woj. podkarpackim Medzilaborcach istnieje Muzeum Sztuki Nowoczesnej gromadzące dzieła i pamiątki związane z Warholem. Rzeszowska wystawa wykorzystuje zbiory tego muzeum.

Stowarzyszenie Andy Warhola w Medzilaborcach, oprócz tego, że opiekuje się jego twórczością, jest też stowarzyszeniem narodowym. Stąd ta koncepcja wystawy, która ma podtytuł „Obecność przeszłości”, albo inaczej to ujmując „przeszłość w teraźniejszości”. Stąd na wystawie mocno podkreśla się relacje między Warholem a jego matką. Już w dzieciństwie, kiedy Warhol często chorował, matka spędzała z nim dużo czasu. Po śmierci ojca, po studiach Andy’ego i jego przeprowadzce do Nowego Jorku, matka wyjeżdża z Pittsburga, zamieszkuje z synem w Nowym Jorku i prowadzi mu gospodarstwo domowe przez 24 lata – mówi dr Michał Rut z rzeszowskiego muzeum. - Jego matka była nośnikiem tradycji rusińskiej. Ona nigdy nie mówiła po angielsku, słabo mówiła po słowacku i czesku, posługiwała się językiem rusińskim. I miała wpływ na działania twórcze syna – dodaje.

Syn wykorzystywał rysunki matki, szczególnie w latach 50. podczas studiów. Na wystawie zobaczymy np. trzy koniki, które wzorem rysunków matki Andy wysyłał jako życzenia świąteczne. Mało tego Andy, kiedy zaczynał swoją karierę projektanta, wykorzystał kaligrafię matki do materiałów reklamowych. W ówczesnych czasach reklama była zdominowana przez pismo techniczne, nie było miejsca na swobodna kaligrafię. Zastosowanie tego zabiegu wywołało duże kontrowersje, ale na tyle się rozpowszechniło, że duch ludzkiego pisma do dziś jest wykorzystywany w różnych materiałach promocyjnych. Inspirację twórczością ludową dostrzeżemy też w wykorzystywaniu przez Andy’ego wyrazistej kolorystyki, w stosowaniu techniki monotypii, i charakterystycznych w zabiegach zwielokrotnienia elementów dekoracyjnych.

Z wczesnego okresu twórczości Warhola, lat 50., pochodzi cykl „In the Bottom of My Garden” ponad 20 rysunków, który po raz pierwszy opuścił granice Słowacji. - Cykl pokazuje ni to anioły, ni to barokowe putta, a na dobrą sprawę takie dobre duchy przyrody. Porzucają one oficjalną działalność aniołów i pozwalają sobie na baraszkowanie – mówi dr Rut.

Całość wystawy została wpisana w cykl narodzin i śmierci. Zaczyna się pamiątkami rodzinnymi, można m.in. zobaczyć koszulkę, w której Andy i jego bracia byli chrzczeni. Później są kartki świąteczne narysowane przez matkę artystki, jakie wysyłała do wnuków. Obok „ikon” św. Apolonii wisi wspomniany portret matki artysty z ornamentem wykonanym palcem przez Andy’ego, takim osobistym synowskim śladem. A obok matki autoportrety „dojrzałego” artysty z lat 80. Zobaczymy też cykl kwiatów pełen kolorów i życia, które kiedyś widniały na ścianie nowojorskiej pracowni Warhola, a później ostatnią wieczerzę i cykl czterech kwiatów śmierci.

Większość prac Andy wykonał ulubioną przez siebie metodą sitodruku, powielając je, zmieniając tylko szczegóły, np. kolory. Po środku sali stoi srebrny stół z zawieszoną u sufitu chłopską choinką świąteczną. To centrum tego mikroświata.

Piotr Samolewicz (autor jest dziennikarzem "Super Nowości")

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych