Właśnie wchodzi na rynek nowa powieść Stanisława Srokowskiego „Barbarzyńcy u bram”, którą publikuje wydawnictwo „Arcana”. To bezlitosna satyra na współczesną Polskę, na pogrążone w kłamstwie polityczne i intelektualne elity. Pisarz mierzy się nie tylko z porażającą rzeczywistością, ale i tragiczną historią najnowszą. Pokazuje absurdy władzy oraz spustoszenie moralne i duchowe społeczeństwa, spowodowane hipokryzją i degeneracją rządzącej partii Kariera i Sukces oraz jej cynicznego wodza, Rudego Lisa.
Publikujemy fragment powieści.TYLKO NA wNas.pl!
Mulat widział opustoszałe butelki po koniaku, resztki niedojedzonych sałatek, owoców, czekoladek i samotną popielniczkę. Jeszcze był rozgrzany, paliły go policzki, piekły oczy, biło mocno serce. A więc nie paliłem, stwierdził z satysfakcją, patrząc na pustą popielniczkę. Jako nałogowy palacz, otrzymał od lekarza ostrzeżenie, że jeśli nie rzuci papierosów, grozi mu rak. A był zbyt młody, by umierać. Przeraził się i zaprzestał palenia. Zmarszczył czoło, coś go dręczyło, nie dawało spokoju, było natrętne i nie do zniesienia. Co jest?! - burknął. Brzmiało mu jeszcze w uszach ostatnie wypowiedziane zdanie.
-Lustrację, kurwa, wpisujemy w program tolerancji. Chyba wyraźnie mówię. Czyli zacieramy granice miedzy konfidentami… Jasne, kurwa?
-Nie, nie jasne – znowu usłyszał głos, ale nie wiedział, czy to był głos wewnętrzny, echo narady, czy iluzja zmysłów.
-Jak to nie jasne? Wyraźnie powiedziałem – powtórzył - że zacieramy granice między konfidentami a ich ofiarami… w imię pojednania narodowego…
-Czyli zaprzaństwa i zdrady.
-Jakiego zaprzaństwa? Jakiej zdrady? – począł się rozglądać wokół siebie. – Coo… jest, kurwa? – jąkał się. A chwilę później padły te oto dziwne słowa:
-Chcecie ukryć swoją parszywą przeszłość – niósł się bezczelny głos po gabinecie.
-Chcemy tylko zamknąć ten rozdział na zawsze – ku swojemu zdumieniu odpowiedział.
-Nie da się! – stanowczo nie zgadzał się głos.
-Jak to się nie da?! – zagrzmiał. – Nie chcemy nowych konfliktów, wojen społecznych i nurzania się w gównie. Stawiamy na współpracę…
-To się nie uda!
-Dlaczego?
-Bo to oszustwo, szwindel intelektualny…
-Jaaa… kie… kurwa, oszuuu… stwo… jaki szwiii…. ndel? – już się wściekał, jąkając się coraz bardziej. Zawsze się tak z nim działo, kiedy wpadał w gniew. Stawał się nerwowy, nie panował nad sobą, twarz mu nabrzmiewała, usta siniały, machał rękami, podnosił głos, wściekał się. – Kto, kurwa, do mnie mówi? - przerzucał przekrwione oczy z przedmiotu na przedmiot.
-Ja! – usłyszał całkiem wyraźny głos.
-Kto ja? – zawył i zobaczył, jak wyłania się przed nim wielki, szary szczur, staje na stole na dwu łapach i pyta:
-Powiedziałeś kolesiom, że lustracja przegra. Czy tak?
-No, taaak! – odparł. Był porażony widokiem szczura ubranego we frak, z białą muszką pod szyją, z kolczykami na uszach i w rękawiczkach na przednich łapach.
-Nie przegra! – zaprotestował szczur.
-Ale dlaczego? – spytał niepewnie, zdruzgotany obrazem zjawy. Zdawał sobie sprawę, że widzi coś, co jest niemożliwe, ale z nieznanego powodu wdał się z tym czymś w rozmowę. – Dlaczego nie przegra? – spytał, spocony.
-Bo żyjecie w kłamstwie, obłudzie i cynizmie – usłyszał głos szczura i widział jego poruszający się pysk i ostre, białe zęby. - Musicie się oczyścić. Niszczycie Polskę – mówił poważnie szczur, a nawet jakby dostojnie.
-Jaką kurwa, Polskę? –wybuchł. – Nie pieprz, gadzie…,
-Nie jestem żadnym gadem - obraził się szczur. – Jozafat - do usług skłonił się i prychnął jak kot. Mulat na chwilę zamarł, ale natychmiast ożywił się i warczał: - Nie ma już żadnej Polski. I nigdy nie będzie – walnął pięścią w stół. Ale to na szczurze nie zrobiło najmniejszego wrażenia. Nawet się nie cofnął. Stał na dwu łapach, bezczelnie się uśmiechał i gapił na Mulata. Mało tego, Mulat usłyszał nowy, piskliwy głos:
-Polska jest i pozostanie Polską na zawsze.
-No, nie, chyba jednak mi się w głowie kręci – Mulat zobaczył, że do niego mówi świeczka, normalna, woskowa świeczka. Stała przed nim w powietrzu i lekko chybotała. Przetarł oczy, ale świeczka nie zniknęła.
-A ty czego? - spytał. I nagle przypomniał sobie, że we Wrocławiu na słynnej już naradzie językowej, też pojawiła się świeczka.
-Co jest? – znowu przetarł oczy, ale świeczka wciąż migotała. Zamachnął się na nią, lecz bez skutku, świeczka się uniosła i syknęła:
-Ostrzegam cię, gnido, przed kłamstwami i bredniami, które głosisz.
-Ty? Takie nic! – rzucił się do przodu, by tym razem dosięgnąć świeczki ramieniem, ale świeczka skoczyła w bok i już mówiła:
-Nie próbuj, tchórzu, prawdy nie zabijesz. A ja mam imię, siostra Amelia – dygnęła.
Mulat chwycił się za głowę, zerknął na stół i zobaczył, że szczur nadal stoi i szczerzy zęby.
-Czego rechoczesz?
-Miotasz się, gnoju - odparł szczur - bo chcesz zagłuszyć w sobie sumienie.
-Jakie, kuuu… rwa, sumienie? – wystękał Mulat. – Sumienie, to reee… likt ciemnoty, nieuctwa i ignorancji. Nowa epoka…
-Daruj sobie, błaźnie – usłyszał nowy głos. I zobaczył z boku wielkiego, białego koguta w czerwonej kamizelce, jasnym szalem nonszalancko przerzuconym przez ramię i żółtą muszką pod szyją, który na jego oczach wskoczył na parapet okna i przemawiał do niego jakby z ambony mówił: - Co, chuju – wychrypiał kogut - jaka nowa epoka?
-Nooo – red. Mulat nagle zbladł, czerwone plamy odpłynęły z policzków i jąkając się, dowodził: - Epoka racjonalizmu i światłości… nowe odkrycia na niebotyczną skalę… cywilizacja przewrotu umysłowego… rewolucja seksualna… nowy człowiek…
-Nie bredź, głupku – przerwał kogut, a red. Mulat znowu sobie uświadomił, że nikt nigdy do niego w ten sposób się nie zwracał.
-Podrywasz mi autorytet- warknął.
-Jaki autorytet, ćwoku!? – kpił kogut.
-Cenią mnie… szanują… uwielbiają…
-Gówno cię cenią. Nikt cię, knurze, nie szanuje, nikt nie uwielbia. Ciebie, pijaczku, się boją, bo władasz wielką gazetą, ale niedługo to się skończy…
-Jak to się skończy? To się nigdy nie skończy. Trzymam was w garści, oszołomy! – warknął. I jakby do siebie: Tyle lat pracy, a tu takie dno przewraca mi świat do góry nogami. - Nie dam się - syknął i odpierał atak. Zrozumiał, że zjawy z Wrocławia przeniknęły już do Warszawy. Więc jednak atakują – pomyślał.
-A co? – wychrypiał dla odmiany szczur – Myślałeś, że to zmyłka jakaś, fałsz? – kpił w żywe oczy. – To nie w naszym stylu.
-On do mnie prze… eee …eee… mawia! – chwytał się Mulat za głowę. – Szczur!
-Tylko nie szczur – wzdrygnęło się indywiduum. I zwróciło się do koguta: – Powiedz mu, ekscelencjo, kim jestem?
-To brat Jozafat, ciołku – zapiał kogut.
-No, nie! – wychrypiał Mulat, szybko mrugając, jakby się pragnął pozbyć spod powiek natręta. Ale natręt sfrunął z parapetu na stół i stał na wprost niego z wyzywającą miną, dziwnie mu się przyglądając.
-Czego się, kurwa, gapisz? – spytał wściekły Mulat.
-Bo jesteś, baranie, śmieszny, stałeś się karykaturą, kaprawe oczka, w twarzy wyrysowany fałsz, cynizm i obłuda, a myślisz, że jesteś nie wiadomo kim…
-Ja?! – red. Mulat o mało co nie udławił się własną śliną. Ale jakoś przetrwał. Agresja – pomyślał – terror, atak sił wstecznictwa i zabobonu, bezwzględnie parcie atawizmu i nienawiści - patrzył nieufnie na koguta.
-Ty, bucu! – zapiał kogut. – Wyłazi z ciebie całe zło twojego środowiska, podstęp, przewrotność i tupet.
-Nie… eee… pleć, zmoro?! – znowu wdał się Mulat w dyskurs. - Ja, to znaczy, my, to ewolucja… zmiany kulturowe… uwarunkowania cywilizacyjne… paradygmaty… - przekonywał.
-Nie pieprz – włączył się znowu szczur. – Człowiek pozostanie człowiekiem – głosił rzeczowo - a wszelkie twoje kłamstwa i przewrotności umysłu zostaną odrzucone…
-Po moim trupie! – warknął Mulat, uświadamiając sobie gorzką prawdę, że do jego umysłu wdarły się jednak obce moce, agenci ciemności. - Znam wasze zagrywki – warknął. - Upiory Epoki was na mnie nasłały… Te nędzne karły!? Bękarty marazmu i beznadziei… Kreatury! – mściwie syczał.
-Sam jesteś kreaturą, upiorem epoki, karłem moralnym… – zarechotał kogut.
Mulat aż się ugiął. Zdał sobie sprawę, że podobnie jak wielu przed nim, wiedzie spór z siłami irracjonalizmu i wstecznictwa. Ale przecież nie mógł z nimi przegrać. Toteż natychmiast zareagował.
-Czego ode mnie chcecie? Tu jest, kurwa, Europa, a nie prowincjonalny zaścianek – warczał.
-Myślisz, kutasie, że za sloganami się ukryjesz?! – żachnął się szczur. Ale i świeczka dodała swoje trzy grosze: - A kto, tchórzu, pierwszy wszedł do piwnic bezpieki i szperał w dokumentach, by wykraść niewygodne papiery… kto je niszczył i spopielał… - oskarżała.
-Skąd wiesz?- przerażony nagle Mulat, wpatrywał się w świeczkę.
-Byłam tam, widziałam. Razem z dwoma kumplami z tej samej paczki wybieraliście dokumenty najgroźniejszych konfidentów, a waszych przyjaciół. Nie myśl, że prawdę da się ukryć. Wcześniej, czy później wypłynie na wierzch…
-Ale ja.. ja…?- Mulat wywalił na świeczkę gały.
-Co ty? – huknął na niego szorstko kogut.
-W Europie nie ma miejsca na dzielenie ludzi… społeczeństw…. – Mulat zdumiał się własnym głosem
-Boisz się prawdy, baranie – zaatakował go szczur; stawał się coraz bardziej złośliwy i hardy.
-Jaaa… boję się prawdy? – To bezczelność! – Jaaa… kurwa… dla prawdy w kryminale siedziałem… dla prawdy… młode lata strwoniłem… - Mulat wpatrywał się błyszczącymi oczami w szczura.
-Jesteś szują – szczur wrednie otwierał pysk i ruszał wąsami. Na dodatek groził zdezorientowanemu redaktorowi łapą.
Dla odmiany zaatakował go kogut:
-Niegodziwcze, milczysz, gdy trzeba bić na alarm.
-Na jaki alarm? – ocknął się Mulat.
-Nie uciekniesz od odpowiedzialności – pojawiło się nowe indywiduum, ni to wrona, ni kawka, ni kruk i zaczęło przed oczami Mulata trzepotać skrzydłami.
-A ty czego? - burknął ponuro.
-Zaraz się dowiesz…
-No? – gapił się z niesmakiem na widmo.
-Powiedz mu, książę – zwróciło się indywiduum do szczura - co o tym myślisz.
Szczur wskoczył na szafę i z godnością ogłosił:
-To brat Euzebiusz.
Mulat przecierał oczy.
-Porządnych ludzi po sądach ciągasz – odezwało się dziwo.
-Ja?
-A kto, świnio?
-Kooo… gooo… ciągam? – Mulat uniósł ranię.
-Jak to kogo? Największego współczesnego poetę, Raniewicza – skrzeczała zmora.
-Aaa… obraził mój honor… cześć…
-Ty masz honor, parszywcu?… cześć? … Pojęcia nie masz, co to honor i cześć… - cierpko zaśpiewała ni to wrona, ni kawka, ni kruk.
-Jaaa? – przewracał Mulat oczami, aż białka mu wypłynęły na wierzch. – Ja książkę o honorze napisałem…
-Bubel spłodziłeś, ćwoku ! – rzucił sarkastycznie kogut. – Intelektualny gniot…
-Przyjaciół… ludzi honoru mam… Kwiczaka… generała…
Usłyszał gwałtowny wybuch śmiechu.
-Ty, szmato – skoczył na niego kogut, wyżywając się bezlitośnie – Dziennikarzy po sądach ciągasz… odważnych redaktorów… Niszczysz talenty… twórców do pak wsadzasz… gnido… wolność tłumisz… debatować nie potrafisz… skarlała ramoto…
-No, nie! – jęknął Mulat i schował głowę w dłoniach. – Nie! Nie! Nie! – wył.
-Wsadziłeś za kratę swego kumpla od przekrętów… z tej samej paki... – usłyszał chrapliwy głos. Nie wiedział, do kogo należał, do koguta, szczura, czy do tego nowego… A może do świeczki?
-Kumpla? – wyjrzał zza dłoni i uniósł brwi.
-Tak, kumpla – zapiszczało ni to ni owo.
-Masz na myśli Rydwana… tego nieudacznika… co chciał mnie skompromitować przed opinią publiczną?
-Ciebie już się nie da skompromitować, cudaku – zaśmiała się świeczka.
-Co masz na myśli? – spojrzał na nią.
-Siostra Amelia daje ci do zrozumienia, cwaniaczku – odezwało się ni to ni owo – że nie wyszedł ci wielki szwindel, zagarnięcie mediów publicznych i by bronić własnej skóry, sypnąłeś kumpla.... Razem robiliście przekręty na wielką skalę….
-Skąd wiesz? – niespokojnie spytał.
-Nic się przed nami nie da ukryć – z godnością odparła świeczka.
- To aż tak wrośliście w siłę? – gwizdnął nieoczekiwanie, kiwając głową i zastanawiając się, jakby ich przechytrzyć.
-Nie z nami takie sztuczki, łajdaku – przejrzał go natychmiast szczur i groźnie zgrzytnął zębami. Mulat przyglądał mu się z obawą, czy to nie któryś z jego śmiertelnych wrogów, przepoczwarzony dla niepoznaki w szczura… – Pysk niby Rydwana, ale te oczy… nie… to może być raczej Raniewicz – oczy niebieskie…. Czoło niby myśliciela… ale… hmm - nie był pewien…
-Na próżno wysilasz resztki swego mózgu – obraźliwie syknęła świeczka.
Już chciał ją zgasić, ale kiedy na nią dmuchnął, świeczka gwałtownie wyrosła i nabrała wielkiego blasku, aż musiał zmrużyć oczy.
A szczur przeraźliwie pisnął, potem warknął jak pies i cedził zimno przez zęby:
-Chcesz w sposób niecny zniszczyć ślady swojej umoczonej w świństwach komunizmu rodziny, chcesz ukryć wyroki śmierci na polskich patriotów, donosy i oskarżenia o zdradę, które głosił twój brat, a ojciec na za granicą budował komunizm.
-Chcesz, gnido, byśmy o tym zapomnieli? – dodała świeczka. - Dokumenty palisz. Pamięć zamulasz. Młodzież na manowce sprowadzasz. Oszustwa produkujesz – gniewnie wyrzucała.
-Chcesz tego? – nowe widmo się odezwało, ni to kawka, ni wrona, ni kruk. – Chcesz, byśmy zapomnieli o draństwach i świństwach popełnionych przez ciebie i takich jak ty?
-Tego to już za dużo! – redaktor znowu chwycił się za głowę, ale zaraz ruszył do ataku. - Żaden przybłęda nie będzie mi się tu panoszyć - warknął. - Dość tego! Jesteś nielegalny! – krzyknął do widma. – Unieważniam cię.
-Kogo? – zarechotał z kolei szczur. – Mnie też?! Nas?! – dotknął łapą swojej piersi, a potem pokazał resztę niecodziennego towarzystwa.
-Tak, ciebie i tą tam – Mulat spojrzał z niesmakiem na świeczkę, która się uniosła pod sufit. – wszystkich was unieważniam – zatoczył łuk ramieniem. - Jesteście miazmatami ciemnoty i zacofania – wołał - pachniecie parafiańszczyzną, kundle ciemnogrodu – walnął pięścią w stół. – Za wiele sobie pozwalacie. Nie poddam się – z pogardą splunął.- Nie ośmieszycie mnie. - I znowu uświadomił sobie, że dr hab. Ślizg też zmagał się z takimi zmorami. Więc jednak to prawda – pomyślał.
-Nikt ciebie nie chce ośmieszać – odezwała się poważnie świeczka.
-To czego chcecie? – wiódł okiem zranionego byka po widmowych postaciach.
-Przez kilkanaście lat niszczyłeś prawdę – gniewał się szczur - bałamuciłeś swoich czytelników, karmiłeś ich łgarstwami i obłudą. I oto mamy rezultat. Ludzie nie potrafią odróżniać białego od czarnego….
-Ale jaaa, kurwa, odróżniam – postawił się. – Mało tego, ja wiem, czego chcę.
-Czego? – zapiał kogut. – Mów, zanim cię stąd nie wyniosą.
-Co?! – Mulat poczuł, jak wali mu serce. Uświadomił sobie, że niepotrzebnie jednak zbagatelizował informacje z Wrocławia o dziwnych zjawiskach i wydarzeniach. I oto on sam…
-Tak, sam… – zapiszczała świeczka – chciałeś zdławić prawdę o nas… Ściemnić… kpiną przykryć… ironią… błaźnie…
-Ty lizusie! – warknął szczur.
-Lokaju dworski! - dołączyło widmo o zmiennej powierzchowności.
Jest ich za dużo – pomyślał Mulat. - Osaczają mnie. Lepiej pójdę z nimi na układ… … to wypróbowana metoda… jak się wroga nie da zniszczyć, trzeba go pokochać… przynajmniej na razie - już obmyślał strategię układu. - Nie będzie żadnego układu – huknął kogut.
Podsłuchuje! – cofnął się Mulat. I sam nie wiedział dlaczego, wydusił z siebie:
-Prawda jest wieloznaczna.
-Tak? – zaśpiewała świeczka.
Wciąż ją widział, tylko coraz bardziej rozmazaną.
-Tak, prawda jest wieloznaczna – wycharczał i poczuł, jak mu się robi źle. – Prawda jest wieloznaczna – mimo to skrzeczał. - Napiszę szkic o względności kryteriów moralnych – mówił - ogłoszę nową doktrynę wieloznaczności w dziejach ludzkich sądów. Przeanalizuję do cna język. Nie ma jednej prawdy – zawołał.
-Nie ma? – usłyszał ironiczny głos i zobaczył jak kogut rusza dziobem.
-Nie ma – potwierdził. - Wielcy uczeni tego już dowiedli dawno… Humboldt… Sapir - Whorf… Heidegger… Collingwood… matematyka, fizyka, filozofia, lingwistyka i nauki przyrodnicze. Nie ma!
Gdy tak przemawiał, skrzypnęły drzwi do gabinetu. W szparze ukazały się oczy sekretarki, które gwałtownie zaczęły rosnąć. Po chwili zerknęli dwaj zastępcy i widzieli, jak ich naczelny rozmawia z pustką.
-Nie ma jednej prawdy – powtórzył i chciał coś dodać, ale szczur mu nagle przerwał.
-Wierzysz w to, że nie ma jednej prawdy? – upewnił się.
-Nie ma! – wychrypiał Mulat. – I nigdy już nie będzie! – machnął ramieniem… Hayden White… David Carrr… na nawet… Frye…
-No, to zaraz się przekonasz – zapiał kogut, a redaktor zachwiał się i już padał, gdy chwyciły go ręce zastępców, ale on już ich nie widział. Widział tylko jak krąży w powietrzu świeczka, a jemu się przygląda szczur, kogut i niejasne indywiduum, ni to wrona, ni kruk i ni kawka.
-Czego się gapicie? – jeszcze zdołał wydusić, gdy sekretarka dotknęła jego rozpalonego czoła.
Stanisław Srokowski- polski pisarz, poeta, prozaik, dramaturg, krytyk literacki, tłumacz, nauczyciel akademicki i publicysta. Autor powieści: "Ukraiński kochanek (2008), Zdrada (2009),Nienawiść (2006). Do księgarń weszła właśnie jego nowa powieść "Barbarzyńcy u bram".
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/246948-barbarzyncy-u-bram-fragment-powiesci-srokowskiego-tylko-u-nas