Nie ma drugiej takiej polskiej kapeli, o której mówiąc, że jest wielka, jednocześnie odczuwałoby się dystans do wypowiadanych słów. Bo przecież „Dezerterzy” nigdy nie kreowali się na gwiazdorów. Podążali drogą, będącą antytezą "wielkiej kariery". Byli przeciwieństwem rockmanów obrośniętych w piórka, uprawiającej żenującą butę i praktyki godne "gwiazd". We wszystkich swoich działaniach, od skandalizujących (na miarę komunistycznych czasów) wystąpień, po nagrywane już w nowoczesnych warunkach albumy - zawsze podążali swoją drogą.
Ich recepta jest prosta - wyższość twórczości nad medialnym wizerunkiem. Reedycja pięciu albumów Dezertera przypomina prawdziwe znaczenie grupy. jakie to płyty? Album live „Jeszcze żywy człowiek” nagrany podczas koncertu w Jarocinie w 1984 roku; pierwszy wydany w PRL album „Kolaboracja” (a drugi w ogóle, gdyż debiut wydali, a właściwie został wydany w USA) oraz dwa albumy nagrane tuż po upadku komunizmu, czyli „Wszyscy przeciwko wszystkim” i „Blasfemia”. Całości dopełnia wydana w roku 2010 płyta „Prawo do bycia idiotą”.
Zespół już od peerelowskich początków stanowił jedną, wieloaspektową i huczącą kontrowersję (wystarczy, dla uzmysłowienia sobie tego stanu, przypomnieć scenę z filmu „Dom zły”, gdzie władza ludowa w postaci milicjanta Zięby i porucznika Mroza słucha Dezertera, zaś oficer reaguje rechotem na ironiczny monotonny refren ze „Spytaj milicjanta”). Nazwa zespołu, happeningi i nieustanne skandalizowanie, utwory, w których wykrzykiwano rozpacz człowieka bez szans, bez przyszłości, tonącego w morzu absurdu, dogorywającego socjalistycznego potwora, właściwie nigdy nie utraciły świeżości.
Jeszcze żywy człowiek, Jarocin Live - 1984
Wkładamy płytę do odtwarzacza, odpalamy, a z głośników zaczynają dochodzić do nas odgłosy rozmów członków kapeli z organizatorami, pierwsi proszą o polanie pola przed sceną, bo chmura kurzu unosi się i ani tu grać, ani śpiewać.
Decydenci na to, że nie ma mowy, bo jak woda poleci od strażaków, to kable namokną i będzie masakra, bo prąd ludzi pozabija. Ta scenka, to miniaturka problemów, z jakimi zespół musiał się parać w pierwszych latach swojego istnienia. Wystarczy uzmysłowić sobie, że występ i ukazanie się z nieznaną dotąd kontestującą estetyką, z jednej strony wywołał furorę, ale z drugiej okazał się pretekstem do zmuszenia zespołu do zmiany nazwy oraz do… zakazu występów na jakimkolwiek kolejnej imprezie organizowanej pod kuratelą Waltera Chełstowskiego, znanego organizatora Jarocińskich festiwali.
Album brzmi dobrze, ale, no cóż, fan Led Zeppelin raczej nie da sobie rady z tym materiałem. Na pewno jest to doskonała lekcja estetyki rządzącej pierwotnym polskim punk rockiem oraz historii sławnego Jarocina, który pomógł zespołowi wypłynąć na szersze wody polskiego muzycznego światka.
Kolaboracja - 1988
Wydawnictwo wzbogacone jest o książeczkę, w której widnieje zdanie: „płyta oryginalnie wydana w czerwcu 1988 z ingerencjami cenzury. W cenzurze wycięto tytuł płyty, zmieniono tytuły kilku piosenek, część okładki zaklejono czarnymi paskami, a z taśmy matki wymazano <> słowa zastępując je <>”. W
Kres komuny zbliżał się wielkimi krokami, ale o natychmiastowym zezwoleniu na wydanie albumu nie było mowy. Sama debata między zespołem a cenzorem, to również ciekawa wielowątkowa odrębna historia. Ostatecznym finałem było wydanie płyty po roku od nagrania w maju 1988.
Na płycie panuje większa różnorodność niż w przypadku wszystkich poprzednich nagrań, wyraźne, momentami zupełnie „niepunkowe” linie gitary basowej (po prostu zbytnio, jak na ten typ ekspresji, rozbudowane) czy funkowo– ock and rollowe zagrywki. Jednak warstwa semantyczna utrzymuje ciągłość i znaną z wcześniejszych dokonań przekorę. Jest wściekłość, bunt, wrzask i kontestacja – doskonały punk.
Wszyscy przeciwko wszystkim - 1990
Prace nad albumem zespół rozpoczął w drugiej połowie roku 1989, a same nagrania odbyły się w styczniu roku 1990. Bogaty w zagraniczne doświadczenia, stylistyczne perturbacje, zespół opowiedział się za hardcore punkiem, nie idąc na kompromisy i ustępstwa.
Trzeci wydany w ojczyźnie album (po Kolaboracji II wydanej w 1989 r.) potwierdzał ten stan rzeczy. Transformacja ustrojowa sprawiła, że największym zagrożeniem dla zespołów nie był już cenzor, lecz wszechobecne i doszczętnie rujnujące rodzimych wydawców piractwo. Jednak zespół zaprawiony w bojach z ponurą rzeczywistością nie ugiął się i wtedy.
Szczególną uwagę na płycie zwracają dwa utwory. „Pałac”, piosenka w której znajdujemy radosne wezwanie by wysadzić w powuietrze Pałac Kultury i Nauki oraz pierwszy zarejestrowany cover w historii Dezertera (utwór zespołu De Press, „Panie ty nasz”).
Po tym krążku grupa ruszyła na podbój Europy. Otwarte granice oraz wiatr przemian sprzyjał takim przedsięwzięciom. Przygody, które zespół przeżył, to motyw na dobrą powieść lub osobny cykl artykułów. Najbardziej uderza relacja jak, anarcho–punkowa kapela w licznych dyskusjach z lewicującymi Europejczykami przekonywała (bogatsza ocpeerelowskie doświadczenia) że lepszy jest „dziki kapitalistyczny wyzysk” niż „świetlana socjalistyczna przyszłość”. Album zamykają utwory koncertowe zarejestrowane podczas występów w... Japonii.
Blasfemia - 1992
Pierwszy album Dezertera który powstawał już w nowych kapitalistycznych warunkach, dających wiele nowych możliwości, ale również wprost proporcjonalną liczbę ograniczeń.
Jest to przede próba uświadomienia, że Babilon upadł, ale poczucie społecznego zakłamania, nie ustępuje. Że nierozliczona przeszłość krzyczy i woła o pomstę, a najdobitniej wyraża się w tym, że komuniści zamienili socjalistyczną nowomowę nomenklatury na język ludzi budujących biznes i demokratyczną rzeczywistość.
Stylistycznie kapela idzie do przodu i ukazuje, że punk nie skostniał, że to ciągle dynamiczny i otwarty na ewolucję gatunek. Gitary nie sypią już jedynie znanym dla punkowych brudnych dźwięków „piaskiem”, do wciąż niewesołych słów, ale coraz częściej budują ciekawą przestrzeń.
Utwór „Pierwszy raz” przedstawiający to co może dziać się w głowie pracownika rzeźni, opatrzony również w pierwszy dla zespołu teledysk, robi wrażenie i do dziś nie traci na aktualności. „Zakołysany” wymownie opisuje stan narkotycznego zamroczenia i całą konsekwencję spożywania substancji zakazanych (członkowie zespołu nie opowiadają się za spożywaniem czegokolwiek co mogło by modyfikować świadomość).
Cała „Blasfemia”, czyli bluźnierstwo, sprowadza się w wydawnictwie do umieszczenia na okładce zmodyfikowanego i ubogaconego kilkoma elementami, średniowiecznego drzeworytu przedstawiającego Adama i Ewę.
Prawo do bycia idiotą – 2010
Tym albumem zespół przerwał wieloletnie milczenie (poprzednią płytą była „Nielegalny zabójca czasu” z roku 2004). Jednak brak nowych studyjnych nagrań nie oznaczał zniknięcia Dezetera. Zespół grał koncerty, pojawiał się na festiwalach, a jego utwory wzbogaciły filmy „Dom Zły”, „Wszystko co kocham” i „Beats of Freedom”.
Płytą "Prawo do bycia idiotą" zespół wpisuje się we właściwą dla siebie bezkompromisowość. Atakuje typowe polskie wady, wyśmiewa, prowokuje, ostrzega. Okazuje się, że to proste przesłania wystarcza, by okazało się, że ci, którzy jeszcze niedawno byli określani mianem wywrotowców i punkowych oszołomów, dziś pozostają na placu boju jako jedni z nielicznych normalnych, prawdziwych muzyków, odpornych na celebryckie choroby.
Album wzbogacony jest o płytę z filmem dokumentującym pracę nad materiałem.
Lekcja Dezertera
Można próbować opowiadać historię polskiego rocka ograniczając się do Maanamu, Lady Pank czy Perfectu. Ale tak naprawdę nie da się jej opowiedzieć bez dziejów grupy Dezerter.
Krytyka politycznej rzeczywistości w wykonaniu zespołu staje się wręcz konieczną lekcją najnowszej historii Polski. Dezerter nie usypia, nie uspokaja. Każdy kolejny album jest przypomnieniem: wiele jeszcze trzeba zmienić, panowie, wciąż czas zapalać czerwone lampki ostrzegawcze.
I oto okazuje się, że jeden z pierwszych utworów grupy („Nie ma zagrożenia”) właściwie do dziś nie utracił nic ze swojej aktualności. Nie utracił, bo w świecie nadmiaru, zagrożeniem jest utonięcie w tępej konsumpcji. Siła muzyki Dezertera to doskonała odtrutka na rzeczywistość supermarketów i galerii handlowych.
Olaf Tupik
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/246940-wiecznie-zywy-dezerter-warto-siegnac-po-reedycje-ich-pieciu-najwazniejszych-albumow
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.