Dobry film na 13 grudnia: 80 MILIONÓW czyli warto było p...dolić esbecję NASZA RECENZJA

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Kadr z filmu "80 milionów", mat. prasowe KinoŚwiat
Kadr z filmu "80 milionów", mat. prasowe KinoŚwiat

„80 milionów” to tegoroczny polski kandydat do Oscara – od niedawna trwa zresztą akcja promująca film Waldemara Krzystka za oceanem. Nie wróżę jej wielkiego powodzenia, niezależnie od tego ile folderów, komiksów i wkładek do „Hollywood Reporter” czy „Variety” zostanie wykupionych. Ameryka po prostu nie potrzebuje tego filmu, a w ewentualnym nagrodzeniu go za wybitne osiągnięcie kinematograficzne przeszkodzi fakt, że owych osiągnięć nie ma. „80 milionów” to bowiem film, w którym odnotowujemy znikomą ilość kina w kinie. To zresztą bolączka wszystkich polskich produkcji – wynikająca z ubóstwa obrazkowa klaustrofobia, która sprawia że wszystkie historie musimy opowiadać wąskimi telewizyjnymi kadrami jest cechą charakterystyczną kina III RP.

Ale „80 milionów” to film potrzebny innemu krajowi – Polsce. I bardzo dobrze, że powstał. Za pierwszym razem oglądałem go bardzo łapczywie, szczęśliwy, że ktoś opowiedział o najbardziej kozackiej akcji w najnowszych dziejach mojego rodzinnego miasta, ale jeszcze bardziej zadowolony, że udało się nakręcić film z pozytywnym przesłaniem. Bo „80 milionów” po prostu dodaje otuchy – pokazuje, że działać można i trzeba, że kilku ambitnych, upartych i wierzących w swoje racje chłopaków może ograć system.

Choć swego czasu kampania promocyjna filmu oparta była na podkreślaniu jego wątku sensacyjnego, to wcale nie historia oczyszczenia konta regionalnej „Solidarności” z tytułowych 80 milionów jest w tym filmie najciekawsza. Owszem, mamy przygotowanie akcji, przeprowadzenie, w napisach końcowych informację o tym na co pieniądze związkowe wypłacone pod nosem esbecji zostały przeznaczone i jak rozliczone. Dużo ciekawsze jest jednak to, co dzieje się na drugim planie.

Na ekran trafili zarówno ci, którzy choć w opozycji nie działali, to z odruchu serca i solidarności nie wahali się pomóc kiedy trzeba, jak i ci, którzy nigdy nie patrzyli dalej, jak na czubek własnego nosa. Ciekawie pokazano drące ze sobą koty resorty siłowe (wojskowi kontra milicja), uczciwie przedstawiono pozytywną rolę Kościoła, wreszcie odchodząc od znanej z „Psów” „pasikowszczyzny”, wedle której każdy klecha to pijak, defraudant lub ojciec nieślubnego dziecka . Obyło się też bez wciskania kitu o jednolicie zwartych szeregach opozycji, bo ogromna skala agentury, obserwacji i podsłuchu została przedstawiona bez złudzeń.

Oglądając ten film po raz drugi, w grudniowy rocznicowy poranek, coraz bardziej dochodziłem do wniosku, że wielka szkoda iż nie udało się z tego zrobić porządnego krótkiego serialu – takiego na 6-8 epizodów, na modłę brytyjską. Cała historia, ale przede wszystkim to bogate tło obyczajowe, nabrałaby rozmachu, autorzy mieliby więcej czasu na zbudowanie bohaterów, na przyjrzenie się rozmaitym motywacjom i wyborom Polaków w roku Pańskim 1981. A tak w głowie widza zostaje jednak wrażenie pewnej pośpiesznej powierzchowności –co nie zmienia faktu, że „80 milionów” obejrzeć warto.

Marzyłby mi się zresztą w ogóle serial o Wrocławiu lat 80. – od czasów pierwszej „Solidarności”, przez ostre zadymy lat stanu wojennego, narodziny najpierw twierdzy „Solidarności Walczącej”, a potem Pomarańczowej Alternatywy. Wierzę, że prędzej czy później uda się takie przedsięwzięcie przeprowadzić.

„80 milionów” jest także świetną odpowiedzią dla tych wszystkich wyliniałych lwów z salonów III RP, które powtarzają jak mantrę banały o tym, że nie ma co kręcić filmów o najnowszej historii Polski, bo wpadnie się w martyrologiczne klisze (ciekawe – nie przeszkadza im jednak Wajda kręcący film „Wałęsa” – jak rozumiem pewni są, że podejście twórcy „Popiołu i diamentu” będzie nowatorskie, bezkompromisowe i dekonstrukcyjne…).

Tymczasem w obrazie Krzystka mamy sympatycznych młodych bohaterów którym od razu kibicujemy, mamy humor, mamy niezłe aktorstwo (a nawet bardzo dobre aktorstwo – jak w przypadku szarżującego Piotra Głowackiego w roli kapitana SB Sobczaka). I całkiem zgrabnie odtworzone realia epoki, choć tu znów ubóstwo kinematografii polskiej daje o sobie znać – ponieważ ulice polskich miast wyglądają dziś zupełnie inaczej niż 31 lat temu, a na budowę wielkich dekoracji nikogo nie stać, to poszukiwanie planów zakończyło się głównie ujęciami ze zdewastowanym kamienicami w tle, bardziej przypominającymi krajobrazy z filmów Szulkina, niż Wrocław roku 1981.

Waldemar Krzystek jest dobrym rzemieślnikiem, który w lekki sposób opowiedział o trudnych czasach i trudnych wyborach. Niektórzy podobno irytują się, że zbyt lekko, a momentami zbyt fantastycznie. Nie przeszkadzało mi to ani trochę, choć nie będę nikomu wmawiał, że to wielkie kino. Ale na to żeby w polskim filmie usłyszeć „I tak warto było pier… esbecję” czekałem całe życie. I cieszę się, że się doczekałem.

Piotr Gociek

„80 milionów” reż. Waldemar Krzystek, wyst. Paweł Domagała, Filip Bobek, Piotr Głowacki, Agnieszka Grochowska, Olga Frycz i inni. Polska 2011.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych