Chciałbym zapytać publicznie Macieja Stuhra, gdzie na Mazurach spotkał „oszalałych ludzi, antysemitów"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Maciej Stuhr od dwóch miesięcy nic innego nie robi, tylko udziela wywiadów, jak sam powiedział w tygodniku „Uważam rze". Niektóre z tych wywiadów przeczytałem. W jednym z nich z typową dla aktorów autopromocją chwali się:

Skończyłem dwa fakultety, jestem Mistrzem Mowy Polskiej, piszę felietony, wypowiadam się swoim językiem na ekranie.

Ja też czasem piszę felietony, więc przynajmniej na tym polu jesteśmy równi. Też mógłbym pochwalić się swymi fakultetami, tylko po co. Szczególnie zaintrygowało mnie stwierdzenie, że aktor wypowiada się swoim językiem na ekranie. Do tej pory myślałem, że aktor odgrywa rolę. Tu dowiaduję się, że przemawia własnym językiem... Sądzę, że własnym językiem przemawia podczas wywiadów, choć niewątpliwie pewne stwierdzenia są mu dostarczane przez sztab promujący film czy spektakl, ale od siebie każdy aktor też coś przecież bowiem, tym bardziej gdy skończył dwa fakultety. Internauci pokładali się ze śmiechu po wypowiedzi Macieja Stuhra na portalu „Stopklatka":

Przywiązywaliśmy dzieci pod Cedynią jak tarcze i to jest super. To jest najlepsze, co mogło Polskę spotkać",

to taki bon mot, pewnie przygotowany aktorowi, aby przypomnieć, jacy byliśmy jako naród podli, własne dzieci wydając na śmierć, aby obronić jakieś miasto. Najkrótszą recenzję tej wypowiedzi dał publicysta jednego z portali „Nie pod Cedynią, ale pod Głogowem, nie jako tarcze lecz na maszynach oblężniczych, i nie Polacy, a Niemcy. A poza tym wszystko się zgadza."

W filmie "Pokłosie" jest podobnie jak w powiedzeniu Maciej Stuhra. To Polacy mordują Żydów, a Niemców nie ma, potem współcześnie to Polacy krzyżują współbrata, bo ma żydowskie ciągotki. Reżyser powiedział, że to western, więc o narodowości nie ma co mówić. Są źli ludzie i ci dobrzy. Tymi złymi są Polacy, a dobrymi i ofiarami jednocześnie, Żydzi, ale to tylko taka konwencja, jak w westernie. Takimi argumentami można wytłumaczyć każdy zrobiony z tezą film. Bo dla mnie, to typowy produkcyjniak. Wszystko jest albo białe, albo czarne, jak w propagandowych filmach socrealistycznych.

Władysław Pasikowski jako propagatora filmu wystawił popularnego aktora, który do tej pory wzbudzał sympatię widowni. Gdy aktor popełnił gafę, reżyser stanął w jego obronie. W wywiadzie udzielonym „Gazecie Wyborczej" powiedział:

Maćka Stuhra spotykają ataki ze strony internautów (...) na które nie zasłużył tak samo jak ten aktor grający Turka, a opisywany przez Jana Chryzostoma Paska, którego potraktowano strzałą z łuku w czasie spektaklu, bo grał Turka.

Internauci wyśmiewali się przede wszystkim z historycznej ignorancji Macieja Stuhra, ale powinni natrząsać się jeszcze bardziej z protektora, który tej ignorancji broni i sam wykazuje się polonistycznym nieuctwem. Pasek nie wspomina o Turku, ale napisał o francuskim aktorze grającym cesarza. W podsumowaniu Roku Pańskiego 1663 możemy u Paska przeczytać: „prowadzą w łańcuchy cesarza w ubiorze cesarskim" i strzałą go zabijają.

Władysław Pasikowski i Maciej Stuhr chodzili do szkół, gdzie jeszcze nie było ograniczonych godzin lekcji historii, ale jak widać dziś reprezentują poziom, którego powinien powstydzić się każdy maturzysta. Nie wyobrażam sobie z jakim poziomem wiedzy historycznej wyjdą absolwenci szkół średnich, którym program nauczania przygotowała obecna ekipa rządowa. Niech społeczeństwo głupieje, swojej historii nie zna, a my nauczać ich będziemy dziejów własnego państwa z filmów, które nakręcą niedouczeni reżyserzy. Po co przekazywać pamięć o bohaterskich czynach narodu. Lepiej przypominać albo też wmawiać to, co było złe, ohydne lub za takie zostało wykreowane. Kto odróżni kłamstwo od prawdy?

Ale nie o filmie "Pokłosie" i nauczaniu historii chcę pisać. Otóż Maciej Stuhr w wywiadzie z Moniką Olejnik w "Kropce na i", przedrukowanym we fragmentach w "Angorze" był łaskaw bronić filmu "Pokłosie", że jest wielki, oddaje prawdę historyczną, itp. Na pytanie dziennikarki: „Pokazana jest w tym filmie taka brzydka twarz wsi, takich oszalałych ludzi, antysemitów.(...) Nie jest to wykrzywiony obraz?" Aktor odpowiada:

Jest to pokazanie pewnych ludzi, nie wszystkich, ale pewnego wycinka rzeczywistości, którą przynajmniej na Mazurach, czy na Podhalu, czy jeszcze w innych miejscach, gdzie kręciliśmy ten film-absolutnie widać.

I tu chciałbym zapytać publicznie Macieja Stuhra, gdzie na Mazurach spotkał „oszalałych ludzi, antysemitów", którzy by krzyżowali na drzwiach stodoły swego sąsiada, za to, że zbiera żydowskie nagrobki? Tę scenę, niby dziejącą się współcześnie wymyślono celowo, aby w ten sposób przedstawić chłopskie wyobrażenie, że to Żydzi zabili Chrystusa i za to teraz oni muszą ponieść taką karę. Takiego nachalnego, propagandowego, wmawiającego zbiorowy antysemityzm Polaków filmu nakręconego przez polskiego reżysera jeszcze nie widziałem. Ale według Macieja Stuhra taka jest dzisiejsza społeczność Mazur i Podhala i innych regionów.

Urodziłem się na Mazurach i tam wychowałem. Jeden sąsiad był ewangelikiem, drugi prawosławnym. Mieszkały obok nas dwie rodziny różnych wyznań i żyliśmy w zgodzie. W klasie podstawowej siedziałem w jednej ławce z ewangelikiem. W domu, gdy go odwiedzałem, rozmawiał z rodzicami po niemiecku. Zresztą, potem cała rodzina wyjechała do Niemiec. W klasie w szkole średniej była wyznawczyni świadków Jehowy, były dzieci oficerów LWP, które uważały się za ateistów. Nikt nikogo nie prześladował, nikt nie kpił z czyjejś religii czy obyczaju.

Mazury przed wojną były krainą tolerancji. Wystarczy przeczytać „Dzieci Jerominów” Ernsta Wiecherta. Mieszkali tu i Mazurzy, i Niemcy, i Polacy. Tu schronili się rosyjscy starowiercy. Byli też Żydzi. Dopiero niemiecki nazizm walczący o rasową czystość doprowadził do eskalacji zbrodni. Po wojnie znalazła tu swoją małą ojczyznę ludność z różnych stron. Przymusowo zostali osiedleni Ukraińcy, ale także przesiedleńcy z Wołynia, Wileńszczyzny, przyjechali Kurpie, warszawiacy i inni poszukiwacze przygód. Pozostali tu też rodowici Mazurzy. I nie licząc pierwszych powojennych lat, pełnych dramatów (co w jakimś stopniu oddaje film "Róża"), Mazury to była i nadal chyba jest, kraina tolerancji. Zamieszkali tu ludzie zbyt byli doświadczeni przez totalitarne systemy, aby okazywać nienawiść swoim sąsiadom. Mieszkający tu ludzie wykazali się życiową mądrością, zrozumieniem dla odmienności religijnej i narodowościowej. Niech aktor, który onegdaj uwielbiał kabaretowe role, może zapisze się na jakiś trzeci fakultet i wreszcie zapozna się z historią Polski. Choć uważam, że już tak uwierzył w swoją wielkość i mądrość wyczytaną z filmowych scenariuszy, że na prawdziwą wiedzę jest niestety za późno. Może więc lepiej niech tylko mówi swoim językiem z ekranu, a nie obraża ludzi mieszkających dawniej i dziś na Mazurach. I nie tylko tam.

Ks. Jan Rosłan, były redaktor naczelny "Posłańca Warmińskiego". Mieszka na Warmii i Mazurach

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych