Czy może być coś bardziej rajcującego dla „dzieciaka lat 90-tych” niż Arnie, Sly, Chuck, Bruce i Jean-Claude na jednym ekranie? „Niezniszczalni”, którzy bez artretyzmu wykopują sobie miejsce w kinach, są lepsi niż w poprzedniej części. Tym razem mamy więcej rozwalanki, więcej humoru i, co jest tajemnicą sukcesu tego filmu, więcej autoironii oraz smakowitego dystansu ponad 60-letnich ekranowych twardzieli.
Arnold Schwarzenegger i Bruce Willis rozwalają ze swoich karabinów dziesiątki pretorianów Jean Claude Van Damme’a ( tak, tak „Lwie serce” jest czarnym bohaterem!). W pewnym momencie Arnie mówi kultowe „I’ill be back”. Bruce odpowiada: „Wracałeś już wiele razy. Teraz ja „I’ll be back”. Nagle obok Terminatora pojawia się Chuck Norris. Arnie patrzy na niego z poważną miną i mówi: „Kto tu jeszcze się pojawi? Rambo?”. Ta scena, która doprowadziła salę kinową do śmiechu mocniej niż jakiekolwiek filmy z Jimem Carreyem, idealnie pokazuje klimat nowego filmu Sly’a Stallone, który dał go tym razem wyreżyserować mistrzowi współczesnego kina akcji Simonowi Westowi. To właśnie autoironia, dystans i balansowanie na granicy parodii spowodowało, że pierwsza część filmu zarobiła na świecie miliony dolarów. Druga odsłona przygód dzielnych dziadków z karabinami, wspieranych przez Jasona Stathama i Jeta Lee pobiła rekord kasowy „jedynki”.
W tym miejscu recenzji zawsze pojawia się streszczenie fabuły filmu. Czy jednak kogokolwiek interesuje scenariusz tej historii? „Niezniszczalni 2” to klasyczne kino akcji ( pisząc klasyczne, mam na myśli lata 80-te, a nie dzisiejsze pląsy ulizanych Kenów) z motywami znanymi każdemu „dzieciakowi lat 90-tych”, który na zniszczonych kasetach VHS z wypiekami na twarzy oglądał „Commando” czy „Podwójne uderzenie”. Tacy właśnie faceci otaczali mnie na seansie nowego filmu Stallone, który po kolej ( „Rocky Balboa”, „John Rambo”) ze znakomitym skutkiem wskrzesza męskie ikony sprzed 30 lat. Bez wątpienia, gdyby nie głęboka ironia jego nowego filmu, i znakomita lekka parodia kina akcji lat 80-tych, film Stallone ( przepraszam Panie West, ale to jest film Sly’a) nie odniósłby tak spektakularnego sukcesu. Nie można jednak zapominać o tym, że panowie, którzy mogliby być moimi dziadkami, biorą udział w pierwszorzędnym widowisku, które nie ustępuje niczym filmom, na których wychowało się pokolenie 3D.
Nie chodzi nawet tylko o sceny akcji, ale również smakowite igranie aktorów z własnymi wizerunkami. Arnie pędzi Smartem, który jest „wielkości jego buta”, Chuck Norris ( ciekawe czy twórcy filmu są świadomi jak w Polsce odbierane są ujęcia, gdy ten bohater dowcipów w pojedynkę ratuje swoich kompanów i wzbudza tym oklaski na sali kinowej?) przestaje być „Samotnym wilkiem”, a Bruce Willis już nie wyręcza się większymi mięśniakami. Również Stallone znakomicie wykorzystuje swój image skrzywdzonego twardziela z romantyczną duszą. Mnie jednak najbardziej podobał się nieśmiertelny karateka z Belgii, który dopiero trzeci raz w swojej karierze wcielił się w drania. W porównaniu z „Czarnym orłem” i „Bez odwrotu”, gdzie Van Damme grał złych Ruskich, tym razem były gwiazdor wypada naprawdę świetnie. Jego bandzior, który rzecz jasna toczy ostatnią walkę z „Rambo”, może śmiało zostać wpisany na listę najzimniejszych antybohaterów filmów akcji.
Zanosi się na to, że Stallone powróci ( najpierw zobaczymy bardzo ciekawie zapowiadającego się piątego „Rambo”) ze swoimi dinozaurami w trzeciej odsłonie filmu. Kto będzie tym razem jego wrogiem? Wciąż do wykorzystania jest primadonna Steven Seagal, który mimo upadku swojej kariery, odrzucił rolę w poprzednich filmach, i dał się skusić jedynie Robertowi Rodriguezowi w smakowitej „Maczecie”. Może pójdzie on drogą JCVD, który również nie chciał zagrać w „jedynce” i prędko po sukcesie filmu zmienił zdanie? Chodzą słuchy, że w filmie zagra sam Clint Eastwood, który swoją kościstą pięścią przypomni, kto jest prawdziwym twardzielem X Muzy. Byłoby cudownie. Z pewnością taki skład sprowadziłby do kin wiele zadków ( copyright Q). Jednak nawet jak nie uda się sprowadzić Brudnego Harrego, zawsze można sięgnąć po Burta Reynoldsa albo Nicolasa Cage’a. Zresztą chyba taki jest zamysł twórców.
Łukasz Adamski
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/246888-premiera-dvd-kto-tu-sie-jeszcze-pojawi-rambo-niezniszczalni-2
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.