Dziś w sprzedaży pojawia się "Historia kultury hip-hop w Polsce 1977-2013" - reedycja kultowej książki Andrzeja Budy sprzed 11 lat. Reedycja, a właściwie nowa premiera, bo 4/5 tekstu zostało zmienione i zaktualizowane.
Książka opisuje dzieje hip-hopu od lat 70-tych, kiedy rodził się w Polsce DJing, graffiti a Druh Sławek usłyszał Rapper^s Delight, poprzez lata 80-te - breakdance i Mistrzostwa Polski w Piotrkowie, aż po eksplozję polskiej sceny rapowej, ostatnie beefy (Peja vs Tede, Firma vs Kali), oraz kulisy powstania filmu "Jesteś Bogiem" i zapowiedzi płyt 2013 roku
Dzięki uprzejmości Autora portal wNas.pl prezentuje jeden z rozdziałów tej znakomicie udokumentowanej pracy - opowieść o tym, jak Kazik Staszewski został ojcem polskiego rapu.
PIERWSZY RAPER RZECZPOSPOLITEJ
W 1982 roku rapowe nagrania docierały już na warszawską giełdę używanych płyt. Tam zetknął się z nimi Kazik Staszewski (ur. 12 III 1963), lider KULTU.
Kazik: To byty trzy płyty, które pożyczył mi taki koleś w 83 roku. To było Whodini, nie pamiętam tytułów ale mam nadal tą płytę. Na okładce oni stoją w takich białych garniturach. To była też składanka Grandmaster Flash z takim jakby kadrem z filmu i jakaś produkcja Sugarhill. To było moje pierwsze zetknięcie z ...???...nie wiem jak to się wtedy nazywało bo jeszcze nazwy rap niespecjalnie się używało. To się kojarzyło z nazwą break dance.
Nikt wtedy w Polsce rapu nie słuchał, a sam lider KULTU do rymowania dojrzewał powoli. Po raz pierwszy rapował na drugiej płycie KULTU w Piosence młodych wioślarzy. 11 stycznia 1986 r. teledysk trafił na listę przebojów Dwójki, oraz na 15. miejsce listy Marka Niedźwieckiego (Program III PR).
Kazik: Kradzież naszemu gitarzyście gitary basowej, która na dodatek była pożyczona i za którą musiał zwrócić pieniądze, spowodowała, że zdecydowaliśmy się wziąć udział w składance zatytułowanej "Jeszcze młodsza generacja". Szefem Tonpressu był wtedy Marek Proniewicz, któremu dałem kasetę z naszymi nagraniami. Były tam, naszym zdaniem ważne kultowe numery: Wódka, Ostatnia wojna jest już wygrana, a ponieważ zostało tam trochę miejsca, więc dograliśmy Piosenkę młodych wioślarzy, która wówczas miała roboczy tytuł Venom. Szalały czasy cenzury. Trzeba było z tekstami biegać na ulicę Mysią. Marek Proniewicz był ostrzejszy niż cenzorzy i wybrał Piosenkę młodych wioślarzy, co mnie bardzo zmartwiło, bo ten utwór nie był dla mnie ważny. Ponieważ wtedy płacono od długości numeru, a nam zależało na tym, by uzbierać na odkupienie gitary, więc piosenkę wydłużyliśmy. Stąd to "Ojojoj" i przejścia perkusyjne.
Ale właśnie one sprawiły, że Piosenka stała się później jedną z częściej samplowanych w polskim rapie – brali ją WZGÓRZE YA-PA-3 (Pale-nie) i DJ Jan Mario.
Kazik: _Dla nas cenzura w ogóle nie istniała. Graliśmy piosenki pomimo, że urząd na Mysiej skreślał nam całe utwory. Jedyne czego mogli nam zabronić, to nagrania takiego materiału na płytę. Same koncerty były natomiast normalne.
Na koncerty KULTU do Remontu waliły tłumy, nawet rodzice z dziećmi. Zespół jednak swojego przeboju nie zagrał, i rzadko grywa Piosenkę... i dziś
Kazik: Po tym utworze, a właściwie po towarzyszącym mu teledyskowi staliśmy się bardzo znani i dzięki temu mogliśmy grać więcej koncertów. Jednym z twórców tego teledysku był Hubert Kaczanowski – parę lat później zrobił także klip dla Arrested Development. Paradoksalnie ta piosenka nie dawała zupełnie obrazu naszego zespołu. Dlatego zaraz po jej sukcesie przestaliśmy grać ją na koncertach. Mieliśmy poza tym taką ideę, że to, co zostaje nagrane na płycie, wylatuje z programu koncertowego.
Jednak pierwszym artystą, który rapem zajął się na poważnie był Paweł Kelner Rozwadowski (ur. 8 VI 1962), grający reggae lider warszawskiej grupy ISSIAEL. Po odejściu z zespołu wyjechał do Niemiec. Wrócił do kraju dopiero w 1985 roku i reaktywował DEUTER, który w nowym składzie zaprezentował zaskakujące dla swoich fanów połączenie punka z pionierską w Polsce fuzją rapu, funky, soulu i jazzu.
Paweł Kelner: Po jakimś czasie wyjechałem do Berlina, gdzie spędziłem przeszło pół roku. Zaraziłem się tam muzyką funky i szybkim, didżejskim rapem. Dla mnie było to kolejne wyrażenie tej samej energii, energii otwarcia, którą najpierw odnalazłem w punku, potem w reggae.
W 1987 roku Paweł Kelner jako pierwszy zaczął prowadzić imprezy w Remoncie, poświęcone muzyce rap. W 1988 roku na jedną z nich przyszedł 16-letni wówczas Sebastian Imbierowicz, znany później jako DJ Volt. Odtąd hip-hop w Polsce stał się muzyką nowego pokolenia. Mimo że Volt na łamach Klanu odciął się od punka w felietonie Hip hop to nie punk, to kwestia korzeni rapu w Polsce pozostaje otwarta.
Igor Pudło (SKALPEL): Jeden z kategorycznych sądów głosi, że hip-hop to nie punk. Nie wiedzieli o tym muzycy jednej z najlepszych polskich grup punkowych DEUTER, którzy w 1987 roku na winylowej płycie nagrali pierwszy rodzimy kawałek hiphopowy "Nie ma ciszy w bloku" z udziałem samplera i automatu perkusyjnego.
W 1990 roku Kelner przestał występować z DEUTEREM. Cenił co prawda gitarzystę Roberta Sadowskiego za mistyczną siłę duchową muzyki, ale chciał śpiewać polskie teksty. Muzycy jego zespołu chcieli jednak pracować ze śpiewającym po angielsku Darkiem Malejonkiem. Mimo że Kelner krytykował Malejonka za angielskie teksty, Maleo dziś wypowiada się o Kelnerze z dużym szacunkiem: "To bardzo zasłużony dla polskiej muzyki człowiek. Cenię jego działalność, zwłaszcza w zespole DEUTER". Byli muzycy DEUTERA założyli rockową grupę HOUK, a Paweł Kelner kontynuował swoje eksperymenty.
Paweł Kelner: W 1990 r. napisałem sztukę teatralną "Droga do piekła, droga do nieba " - komentarz do przemian w kraju. Miała być wystawiona w teatrze Akademii Ruchu, ale kilka dni przed premierą, po zapoznaniu się z tekstami, dyrektor podziękował mi za współpracę.
Kilka tekstów, m.in. Mamy Zachód i Kartofelki, Kelner nagrał jednak z Robertem Brylewskim w 1991 roku. Jako Max i Kelner wydali je na płycie Techno Terror, pełnej eksperymentów z rapem i techno.
Gdy w kwietniu 1990 zlikwidowano w Polsce cenzurę, KULT nagrał singla 45-89 złożonego wyłącznie z sampli przemówień polityków PRL i socrealistycznych hymnów z czasów komuny.
Kazik: Chcieliśmy dać go do radia jako pierwszy numer z tej płyty, ale Trójka powiedziała, że nie będzie tego puszczać, mimo że dokładnie w dniu ukończenia nagrań zlikwidowano urząd cenzury. Ktoś szybko złapał taśmę i poleciał na Myśliwiecką, ale koleś, pamiętam nazwisko – Wiktor Legowicz – powiedział, że nie będzie puszczania tego numeru w ogóle, bo Jaruzelski jest prezydentem – jeszcze takie myślenie było – nie ma więc mowy, żeby jego głos pojawił się w jakiejś piosence. Żebyśmy zapomnieli. Trochę czasu minęło i Rafał Kwaśniewski (były gitarzysta KULTU – przyp. AB) mi pomógł, bo on zakładał Radio Zet, żeby było ciekawiej. Był w tej pierwszej ekipie. I ja mu to dałem no i Radio Zet zaczęło to grać, a Trójka się obudziła z ręką w nocniku i zaczęła to puszczać po 2-3 miesiącach, uświadomiwszy sobie całą głupotę i bezzasadność swojej decyzji.
Singla krytykowali Wojciech Staszewski i Kuba Wojewódzki, który na łamach "Non Stopu" w 1990 roku opublikował długi artykuł "Kult to jest nasz ostatni".
Kazik: Przewidywał absolutny zgon kapeli, bo jego zdaniem osiągnęła taki poziom beznadziei, że dalej to już tylko ściana.
W efekcie Kazik, przygotowując pierwszą rapową płytę, miał kłopot w uzyskaniu zaliczki na jej nagranie, bo żadna z firm fonograficznych nie chciała dać ani grosza. Przygotował tylko taśmę DAT z nagraniami Nowy konflikt światowy, Piosenka trepa i Spalam się. Pomagał mu Jacek Kufirski - nauczyciel i twórca reklam, który miał układy w studiu Oko.
Kazik: Kufirski powiedział, że ma sekwencer i zapytał, czy nie próbowałbym czegoś dośpiewać. Podrzucił mi 2 numery, trzeci zrobiłem u niego w domu. To znaczy, nie zrobiłem, bo nie umiałem. Tylko mówiłem mu, co ma robić, czyli de facto skomponowałem tę piosenkę. Potem dopisałem do niej słowa.
Kazik puszczał je znajomym, a kasetę zabierał na imprezy. Po pozytywnych opiniach razem z Kufirskim zabrał się za następne utwory. Wraz z Wojtkiem Przybylskim (który czuwał jako realizator) zapłacili za profesjonalne studio na Wawrzyszewie i przygotowali album "Spalam się", wydany pod koniec 1991 roku.
Kazik: Nagrałem ją w te wakacje - solo. Pomysłodawcą i współautorem muzyki był Jacek Kufirski. W założeniu miał to być rap po polsku. Czy się udało - ocenę pozostawiam słuchaczom. Daleki jestem od nazywania tego po prostu rapem, ponieważ rap to jest muzyka typowo amerykańska. Śpiewanie tekstów w stylu amerykańskim, tyle że po polsku - to po prostu niemożliwe. Nie siliłem się więc.
Jacek Kufirski: Rap jest zjawiskiem związanym z czarną kulturą, tworzoną w gettach amerykańskich miast, gdzie muzyka jest składnikiem życia. Ja, stosując pewne techniki, rytmizacje czy sample - wykorzystuję tę stylistykę, ale dla mnie to nie jest rap. Owszem, rap grany przez LL Cool J., Public Enemy czy N.W.A. inspiruje mnie, ale jest wielu wykonawców, jak choćby Hammer, którzy moim zdaniem nie są rapperami, a tylko posługują się pewnymi elementami tego stylu.
4 X 1991 Rząd Oficjalny z płyty KULTU jako pierwszy rapowy utwór trafił na 1 miejsce listy przebojów Trójki. 4 miejsce zajmowała Spalam się – solowa piosenka Kazika z samplami z Sade.
Kazik: Była taka dziewczyna, która na studiach uczyła nas angielskiego. Wielu chłopców się na nią napalało. Potem niektórzy twierdzili, że za pieniądze oddaje się angielski turystom. Ktoś ją widział w Sopocie. Może problem wyidealizowanej kobiety która mnie zdradza, tkwi gdzieś w mojej podświadomości, ja jednak nie miałem żadnej innej kobiety poza moją żoną.
Oprócz sampli korzystali z żywych instrumentów (na basie zagrał Shpenyagah).
dAb (KALIBER 44): Kazik twierdził, że to nie rap, dla mnie rzuciło to nowe światło na polską muzę i dało podwaliny pod rap. Było o czym gadać.
Kazik: W piosenkach wymyślam podmiot liryczny, który nie ma ze mną nic wspólnego. Tak jak w "Dziewczynach to nic więcej jak tylko kłopoty" - jest to historia młodzieńca, który na gwałt szuka inicjacji seksualnej. Albo w "Piosence trepa" - ja sam z wojskiem żadnych kłopotów nie miałem. Z kolei w Nie mogę istnieć bez narzekania problemy ma uczeń jakiejś szkoły. Wszystkie te sytuacje są wymyślone, ja ich nie przeżyłem.
Oficjalnie Spalam się rozeszła się w 70-tysięcznym nakładzie (z czego 50 tysięcy stanowiły kasety) i to w czasach największej fali piractwa. Nieoficjalnie nakład był 3 razy większy, a Kazik oskarżał wytwórnię Zic-Zac, że żeni płyty na czarno. Z drugiej strony Zic Zac nie zapłacił za sample, dlatego Kazik na okładce złożył podziękowania m.in. muzykom T-REX i LED ZEPPELIN.
Wiosną 1992 artysta pojechał do Gdańska nakręcić 4 teledyski, które miały stworzyć cały program o Kaziku - Jeszcze Polska, Piosenka trepa, Dziewczyny i Nowy konflikt światowy. Kręcili je Yach Paszkiewicz i Beata Dunajewska. Niestety jej mąż, szef gdańskiej telewizji wystraszył się i zakazał emisji Jeszcze Polska, mimo że był to pierwszy trójwymiarowy klip w historii polskiej fonografii.
30 VIII 1992 roku Kazik zgodził się zagrać na festiwalu w Sopocie, ale postawił warunek: na żywo i bez cenzury. W Jeszcze Polska opisał nieudolność rządów Unii Demokratycznej - Mazowieckiego, Bieleckiego i Balcerowicz (w wersie: całe życie tyrał w hucie a do huty dokładali - cała jego ciężka praca wszystko było chuja warte i refrenie: Coście, skurwysyny uczynili z tej krainy). Usłyszał to senator RP Jan Szafraniec, który docenił tekst, ale poczuł się urażony wulgaryzmami. Senator zwrócił się do prezesa Radiokomitetu o udostępnienie tekstu piosenki, gdyż chciał przedstawić go w Sejmie innym posłom. Wobec braku odpowiedzi senator wystosował kolejne pismo, tym razem do prokuratora generalnego. Sugerował w nim, że tekst Jeszcze Polska Kazika Staszewskiego pozostaje w kolizji z ustawodawstwem karnym. Z prokuratury generalnej sprawa trafiła do prokuratury Warszawa-Śródmieście, gdzie prowadziła ją Małgorzata Jabłońska.
W połowie grudnia 1992 Kazik został przesłuchany w charakterze świadka w sprawie o deprecjonowanie symboli narodowych z art. 270 kk: kto publicznie lży, wyszydza lub poniża naród polski, ustrój PRL lub naczelne organa władzy podlega karze pozbawienia wolności od sześciu miesięcy do lat ośmiu.
Kazik: Zapytany o sens piosenki powiedziałem zgodnie z prawdą, że adresatem naczelnego szlagwortu była klasa polityczna władająca ową krainą do roku 1989, od końca wojny drugiej światowej poczynając. W najczarniejszych przypuszczeniach nie przewidywałem wtedy, że to niezbyt eleganckie pytanie będę zmuszony podtrzymać pod adresem ekip rządzących już wolną Polską.
Jan Szafraniec: Tytuł "jeszcze Polska" kojarzy się każdemu z hymnem narodowym, natomiast w treści piosenki występowały słowa wulgarne, nieprzyzwoite i to spowodowało, że zwróciłem się do prokuratora z prośbą o rozeznanie, czy nadawca pozostawał w kolizji z prawem, czy też nie i oczywiście tutaj nie mam pretensji ani do Pana Kazimierza, ani do producenta, czy wykonawcy - to jest ich sprawa. Natomiast jeśli miałem jakiś żal to tylko do nadawcy, bowiem sądziłem, że artykuł 141 kodeksu do spraw wykroczeń mówi o zakazie rozpowszechniania słów nieprzyzwoitych. Oczywiście prokuratura doszła do wniosku, że nie było tutaj żadnej kolizji i tak to się sprawa zakończyła (śmiech).
Kazik został przesłuchany przez prokuraturę i sprawę umorzono. Wyjaśnił, że Jeszcze Polska jest kontynuacją Polski KULTU, a z hymnem nie ma nic wspólnego. Co ciekawe, Kazik rok wcześniej zaśpiewał z playbacku na festiwalu w Sopocie piosenkę Dziewczyny i wówczas ze sceny pierwszy raz padły słowa kurwa mać. Największe jednak poruszenie w 1992 roku wywołała piosenka Wałęsa, oddaj moje 100 milionów.
Kazik: Kiedyś pod restauracją Samson na Nowym Mieście usłyszałem rozmowę dwóch gości, trochę pijanych, z których jeden głośno wyrażał pretensję do Lecha Wałęsy o niespełnioną obietnicę "stu milionów dla każdego". Przyszedłem do domu i napisałem później bardzo popularną piosenkę Wałęsa, oddaj moje sto milionów z pozycji rozczarowanego wyborcy.
Burza (KNŻ): Były jaja. Załoga, która rządziła wtedy festiwalem była mocno podenerwowana tym co się stało. Zajebiście to wspominam.
Lech Wałęsa: Śpiewa piosenkarz, że Wałęsa oddaj moje 100 milionów. Ja chciałem dać. Chcę. Tylko że oni mi nie pozwalają. A ja nie mogę, bo nie mam mocy wykonawczej. Ale to niech ten piosenkarz, który uważa że on jest inteligentniejszy to niech pomyśli, że to nie ja, tylko niech on ostatnią zwrotkę zaśpiewa: pomóżmy Wałęsie zrealizować to. Pomóżmy Wałęsie lepiej to zrobić, mądrzej. Ja nie mówię, że to jest wprost niezbyt mądre. Ale w samym założeniu mądre.
31 VIII 1992 incydent trafił na pierwsze strony gazet i skomentował go sam prezydent, który wówczas znalazł się na ujawnionej przez ministra Macierewicza liście agentów SB jako TW Bolek i w odwecie obalił rząd premiera Olszewskiego.
Kazik: Z tym utworem wiąże się ciekawa historia. Mój kolega zadzwonił do mnie na drugi dzień po występie w Sopocie, podając się za Mieczysława Wachowskiego i poinformował mnie, że jestem wzywany do prezydenta Lecha Wałęsy. Byłem tak podekscytowany tą sytuacją, że uwierzyłem. Wałęsa w rzeczywistości odpowiedział na moją piosenkę w poniedziałkowym programie "Prosto z Belwederu".
Lech Wałęsa: Ja próbowałem przez 100 milionów uruchomić mechanizm równego startu. I dzisiaj wyśmiewanie się przez piosenkarza, czy mówienie, że prezydent nie zrealizował obietnicy jest straszną pomyłką.
Piosenka 100 000 000 trafiła na drugi album Kazika, Spalaj się. Jego wydawcą został Krzysztof Szwed - właściciel hurtowni pirackich kaset z Katowic, który obiecał Kazikowi 900 milionów starych złotych za nagranie 1 albumu. Po podpisaniu umowy Kazik dostał dwie pierwsze raty - 400 baniek. Połowę z tego przekazał Kufirskiemu, a za resztę kupił swój pierwszy samochód - dwuletniego czerwonego Forda Sierrę.
Jacek Kufirski: Pracę nad tą płytą rozpocząłem już w momencie wydania poprzedniego krążka, Spalam się. Początkowo pracowałem w domowym studiu, tworząc pierwotne wersje utworów. Potem taśmy z zarysem piosenek przekazywałem Kazikowi, który zwykle po tygodniu dzwonił, że ma już gotowe teksty. Wtedy zamykaliśmy się w prymitywnym studiu, gdzie na ośmiośladowym magnetofonie powstawały wersje demo. Te wersje podlegały jeszcze dalszym przeróbkom i uzupełnieniom. Wreszcie w styczniu i lutym nagraliśmy całość w studiu Izabelin.
Ponieważ płyta nie miała promocji, sprzedawała się słabo i ledwo przekroczyła nakład 30 000 egzemplarzy. Firma stała się niewypłacalna, a Kazik nie odzyskał obiecanych pieniędzy.
Kazik: Pod koniec była taka kapanina, że po 5 baniek odbierałem, które od razu Kufir mi zabierał, bo były mu na coś potrzebne. Dostałem dużo mniej kasy od niego. Patrząc z rynkowego punktu widzenia to paranoja. Ta płyta sprzedawała się, bo była sygnowana moim imieniem. Oczywiście nie neguję jego wkładu pracy, ponieważ to na pewno on sprawił, że uaktywniłem się na działce inspirowanej hip-hopem. Ale jakby to było, gdyby przykładowo basista, czy klawiszowiec Boba Dylana dostawali więcej od niego?
Obaj z Kufirskim rozstali się w tak złych stosunkach, że ten nie zgodził się na reedycję dwóch pierwszych płyt Kazika.
Maciej Chmiel: Albumem Spalaj się! Kazik utwierdził swoją pozycję pierwszego rappera Rzeczypospolitej. Konkurencja jest jeszcze za słaba (B.Z.I.K.) lub za młoda (Salem), a co najmniej 6 piosenek: Na mojej ulicy, Upał, Nie ma szans dla nas, Kobieta wyzwolona, Sąsiedzi, i znakomite 5 lat - to murowane przeboje.
Mimo tego dziennikarze Gazety Wyborczej doszukiwali się u Kazika... faszyzmu!
Kazik: Jest taki dziennikarz, co kiedyś robił w muzyce, a teraz się przeniósł do publicystyki w Gazecie Wyborczej. Miałem już z nim nigdy nie rozmawiać, ale mam to do siebie, że nie bardzo umiem o odmawiać w bezpośredniej rozmowie, co zresztą wielu bezlitośnie wykorzystuje. Ten ci pismak dzwoni do mnie w niedzielę i o 23 wieczorem pyta mnie się, w czym widzę zalążki rodzącego się faszyzmu i jakiego wyroku oczekuję za piosenkę tytułową (Spalaj się – przyp. AB) z mojej ostatniej płyty? Pozostawiam te arcyzawodowe zagrania bez komentarza.
Tymczasem ESKA zmieniła nazwę, a jej nowym szefem został brat Krzysztofa Szweda, który wyspecjalizował się w eksporcie płyt kompaktowych z muzyką disco polo na rynek polonii amerykańskiej. Do nich Kazik nie miał pretensji.
Kazik: Miło wspominam tę współpracę. Ta przygoda ze Szwedem była jedynym przypadkiem, kiedy nie czułem się oszukiwany. To nie udało się, ale nie przez nieuczciwość wydawcy, ale ze względu na ekonomiczną kalkulację. Nie tak, jak w Arstonie, czy Zic Zacu, gdzie oszukiwali mnie w żywe oczy.
W latach 1994-1995 Kazik na żywo nagrał 2 rockowe albumy, w większości złożone z wcześniejszych tekstów w hardcore’owych wersjach. Związał się z SP Records - firmą Sławka Pietrzaka – byłego gitarzysty KULTU. Znów rozgłos przyniósł tekst: wszyscy artyści to prostytutki i teledysk, w którym pokazywał pieszczochów poprzedniego systemu, którzy przystosowali się do nowych czasów.
Kazik: Jan Englert wypowiedział się, ze skoro wziął udział w teledysku to powinien otrzymać tantiemy aktorskie. Ja te materiały otrzymałem odpłatnie z wytwórni filmów dokumentalnych wiec oczywiście nie miał racji. Myślałem, ze dym będzie większy, ale się jakoś rozeszło. Tym bardziej, ze sam zacząłem podkreślać, ze z ta prostytucja artystów tez czuję pokrewieństwo. Staram się jednak zaliczać do tych bardziej ekskluzywnych prostytutek, które same proponują klientowi różnego rodzaju wymyślne historie, a nie tylko spełniają każdą jego zachciankę.
Za ciekawe teksty Kazik został nagrodzony przez bliżej nieokreśloną Akademię Muzyczną nagrodą Fryderyk.
Kazik: Na pierwszą edycję po prostu próbowano zmusić mnie do przyjścia. Organizatorzy przyszli do mojej żony i powiedzieli, że to za duża impreza i że za dużo środków w nią włożyli, żebym takie gówniarstwo odstawiał. Powiedziałem organizatorom, że mnie nie będzie, bo mam koncert, którego jednym ze współorganizatorów był Program 2 TVP. I gdy pojawiliśmy się w miejscu koncertu, dziwnym zbiegiem okoliczności został odwołany. To mnie sprowokowało. I gdy zobaczyłem tę galę w telewizji, dziękowałem Bogu, że mnie tam nie było. To był kompletny obciach.
W domowym zaciszu przygotował album Oddalenie z okładką przedstawiającą nagrody Popcornu i Fryderyka pod piwnicznym zlewem. Jednocześnie dalej interesował się hip-hopem. Zaprzyjaźnił się z Radoskórem ze WZGÓRZA i odkrył KALIBER 44, który towarzyszył mu na koncertach. W 1996 roku nagrał 2 nowe utwory - Krotex i 12 Groszy z myślą o składance SP Records, prezentującej młode kapele rapowe. Składanka rozeszła się w 10 tys. egzemplarzy, a debiutowali na niej m.in. 1kHz i KALIBER 44. Rok później nagrywając album 12 Groszy korzystał ze skreczy DJ Feel-Xa. Płyta, promowana trzema singlami osiągnęła nakład 150 tys. egz. i 3 miejsce polskiej listy. Wreszcie Kazika stać było na mieszkanie w Warszawie.
Kazik: Przy sukcesie finansowym 12 groszy stałem się wreszcie wiarygodnym klientem dla banku, bo wcześniej nie chcieli mi dać kredytu, gdyż nie miałem stałego zatrudnienia...
Po yassowych eksperymentach z Mazzolem, Kazik odszedł od hip-hopu, choć w 2000 roku zaprosił DJa Emade na album Melasa. Promował go singiel Cztery pokoje - manifest poparcia dla Unii Polityki Realnej.
Kazik: Generalnie nie ma porównania miedzy tym, co było przed 1989 rokiem, i po nim. Zaczęło sie bardzo dobrze - już komuniści z rządu Rakowskiego prezentowali liberalne podejście do gospodarki. Niestety, potem wszystko sie popsuło. Najbardziej martwi mnie to, co zdarzyło się w Polsce w ostatnich kilku latach. Tak jak śpiewam w piosence Cztery pokoje - socjalizm totalitarny zamienił się w socjalizm koncesyjno-etatystyczny. W polskiej ekonomii caly czas dominuje myślenie lewicowe. A jak powiedział nasz wielki rodak, Stefan Kisielewski, "w XX wieku przydarzyły się ludzkości trzy wielkie nieszczęścia: I wojna światowa, II wojna światowa i socjalizm". Zmiany idą zresztą w złym kierunku nie tylko w Polsce - Unia Europejska jest tworem na wskroś lewicowym. Nie wyobrażam sobie, w jaki sposób można by odsunąć od władzy lobby, które czerpie zyski z takiego układu sił. Wbrew temu, co się mówi, system glosowania demokratycznego nie jest najdoskonalsza forma rządów. Owszem, daje on przekonanie, ze wszyscy obywatele maja wpływ na to, co się dzieje w ich kraju. Nie każdemu jednak powinno się dawać szanse wpływu na sytuacje polityczna w jego ojczyźnie. Moja mama głosowała w ostatnich wyborach prezydenckich na Olechowskiego tylko dlatego, ze jest przystojny i dobrze się prezentuje. Tak zachowała się wiekszość Polaków. Kierowanie państwem nie jest zajęciem prostym i dla każdego. Jak mówi Janusz Korwin-Mikke, wyobraźmy sobie, ze w lecącym samolocie pasażerowie zaczynają głosować, kto ma usiąść za sterami...
W 2003 roku Kazik nie przyjął nagrody MTV i nagrał piosenkę Idol, w której sparodiował każdego z 4 jurorów tego programu.
Oczywiście w latach 1984-1994 wielu Polaków próbowało rapować - Franek Kimono, BAD MASTER C (Break, Adami, Doc – autorzy kasety Sny), SALEM, 100% BAWEŁNY czy T-RAPERZY ZNAD WISŁY, ale to właśnie Kazik, choć nie wierzył w polski rap, miał na niego w latach 90-tych największy wpływ.
W 2007 roku Kazik uległ antypisowskiej panice, jednak po 4 latach rządów PO i katastrofie smoleńskiej uznał, że prezydent Lech Kaczyński powinien mieć pomnik
Kazik: Oczywiście, że powinien. Bez względu na opinie o nim – zginął na posterunku, pełniąc obowiązki głowy państwa, a nie u siebie na działce zabijając się szpadlem. A poza tym – czy nam się to podoba, czy nie – był najlepszym prezydentem Polski ostatniego 20-lecia. Bo jeśli nie on? Jaruzelski? Wałęsa? Nie wygłupiajmy się... A może Kwaśniewski, który do Charkowa na groby polskich żołnierzy pojechał pijany? Długo nie dostrzegałem niestosowności tej sytuacji. Do czasu, aż uświadomiłem sobie taką rzecz: a gdyby to prezydent Izraela przyjechał do Auschwitz i się zataczał?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/246829-kazik-staszewski-pierwszy-raper-rzeczpospolitej-prawdziwa-historia