"Smoleńsk" jak "Człowiek z żelaza"? Bardzo ciekawy tekst KŁOPOTOWSKIEGO

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
wpolityce.pl
wpolityce.pl

"Obraz o Smoleńsku może łatwo wpaść w tryby propagandy PiS. Realizatorzy mają wybór: zrobić dzieło łatwe do wykorzystania w propagandzie partyjnej lub wykazać determinację w dochodzeniu prawdy" – pisze znany krytyk filmowy

W „Rzeczpospolitej” pojawia się niezwykle ciekawa analiza tego jak powinien wyglądać film o katastrofie smoleńskiej, który realizuje Antoni Krauze. Krzysztof Kłopotowski zestawia ze sobą projekt Krauzego z „Człowiekiem z marmuru” Andrzeja Wajdy.

Film o katastrofie smoleńskiej planowany przez Antoniego Krauzego mógłby odegrać podobną rolę w najnowszych dziejach Polski co Andrzeja Wajdy „Człowiek z marmuru”. Wajda obnażył zdradę ideologii PRL – panowania klasy robotniczej – przez nomenklaturę partii komunistycznej. Tak przygotował grunt na wystąpienie robotników w „Solidarności” cztery lata później.

pisze krytyk filmowy, który zauważa, że w przypadku obu filmów mamy wyraźny kontekst rosyjski.

W obu wypadkach działa taka sama rosyjska wymówka. Oto socjalizm w Polsce nie mógł mieć „ludzkiej twarzy”, gdyż nie pozwalali „Radzianie”, jak partyjniacy określali między sobą towarzyszy radzieckich. A dzisiaj Polska nie może być w pełni suwerenna, bo Putin nie pozwala. Ma na miejscu wystarczająco silne wpływy oraz poparcie na Zachodzie, żeby realizować swoją wolę. Zarówno wtedy, jak i dzisiaj prawdziwy argument za ograniczeniem suwerenności podaje się w sugestiach, nigdy wprost. W odpowiedzi na to w PRL powstał autentyczny ruch robotniczy i patriotyczny. Natomiast w III RP powstaje ruch narodowy, jak pokazał finał Marszu Niepodległości 2012.

Kłopotowski również porównuje główną bohaterkę filmu Krauzego, dziennikarkę Ewę do postaci granej przez Krystynę Jandę w filmie Wajdy.

To materiał na wielką rolę dla młodej aktorki, która postawi na jedną kartę swą karierę. Establishment III RP szybko jej nie wybaczy. Janda, debiutantka z talentem i temperamentem, tak właśnie postawiła i wygrała w wielkim stylu. W podjęciu ryzykownej decyzji pomógł jej fakt, że Andrzej Wajda miał mocną pozycję u władz PRL, o wiele mocniejszą niż Antoni Krauze ma w III RP. Film był także zgodny z oficjalną ideologią; mieścił się w kategorii zwalczania „błędów i wypaczeń” socjalizmu.

Według Kłopotowskiego w przypadku filmu o Smoleńsku mamy do czynienia z jeszcze innym problemem.

Natomiast film o Smoleńsku zmieści się w tej kategorii dopiero po zmianie rządu i „kapitalistycznej odnowie” na wzór periodycznych „odnów socjalizmu”. Wtedy względnie bezpiecznie będzie można wskazać winnych katastrofy.

pisze publicysta, i dodaje, że nie powinno się z góry potępiać Mariana Opanii za odmowę zagrania roli Kaczyńskiego. Według krytyka Opania sam wie najlepiej, na co może sobie pozwolić, i brak jego pewności siebie by się odbiła na jakości filmu. Krytyk zauważa też, że polityka Lecha Kaczyńskiego była na tyle kontrowersyjna, że film wywoła sprzeciw jednej części widzów, i przypomina, że scenarzysta filmu Marcin Wolski napisał tuż po katastrofie smoleńskiej głośny wiersz „Na kolana!”, w którym potępił przeciwników tragicznie zmarłego prezydenta .

Występ w filmie oznacza więc poparcie polityki Lecha Kaczyńskiego, a nawet jego brata, choć jest najbardziej kontrowersyjnym z poważnych polityków kraju.

zauważa krytyk filmowy, i radzi jak film o Smoleńsku powinien wyglądać.

Krauze i Wolski powinni zmierzyć się z najpoważniejszymi pytaniami o braci Kaczyńskich, a nie tylko o Donalda Tuska i jego pomocników. Film czysto polityczny byłby płaski jak deska. Trzeba analizy psychiki głównych bohaterów. Czy Jarosław był cieniem Lecha, mając złe cechy, które Lech tłumił w sobie? Jaki to ma sens, że dwóch niskich, nieładnych bliźniaków chce wielkości Polski? Czy PiS rzeczywiście jest „partią brzydkich mężczyzn”, którzy szukają w polityce wzniosłej kompensaty?

Zdaniem Kłopotowskiego twórcy powinni również pokazać drugą stronę politycznego konfliktu, i przestrzega przed spłaszczeniem historii.

Film o Smoleńsku może łatwo wpaść w tryby propagandy PiS. Ma być sfinansowany w wielkiej mierze ze zbiórki społecznej zwolenników partii i zapewne przychylnych PiS instytucji. Realizatorzy mają wybór: zrobić film łatwy do wykorzystania w propagandzie partyjnej lub wykazać determinację w dochodzeniu prawdy.

zauważa Kłopotowski.

Cały tekst „Ach, co to był(by) za film!” w jutrzejszej „Rzeczpospolitej”.

Ł.A/rp.pl

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych