Olbrychski: Bohater „Pokłosia” jak Gary Cooper

screenshot z YouTube
screenshot z YouTube

Daniel Olbrychski jest zachwycony kontrowersyjnym filmem Władysława Pasikowskiego „Pokłosie”, i uważa, że ten film wyda „dobry plon” w Polsce.

Fantastyczny film, cieszę się, że polski reżyser odważył się coś takiego nakręcić. Pasikowski udowodnił, że jest znakomitym reżyserem i scenarzystą. To było trudne zrobić film o relacjach polsko-żydowskich, który trafi do szerokiej publiczności. Świetnie, że osadził wszystko we współczesności, dzięki temu film jeszcze bardziej wstrząsa.

Według Olbrychskiego Amerykanie potrafili potępić grzechy swojej przeszłości ( nie wiadomo dlaczego aktor zestawia wymordowanie Indian i rasizm z wojną w Wietnamie, która potępiona jest częściej przez komunizujących artystów, niż poważnych historyków), a Polacy tego zrobić nie umieją.

Wygląda na to, że nie mamy wciąż jeszcze takiej odwagi krytycznego spojrzenia na własną historię, jaką mają choćby Amerykanie. Proszę spojrzeć: potępili wymordowanie Indian, potępili rasizm i wojnę w Wietnamie. Krytykują patologię w swoim społeczeństwie. Weźmy western "W samo południe", przecież to jest jedno wielkie oskarżenie społeczeństwa przesiąkniętego złem. Dokładnie tak jak w "Pokłosiu", w miasteczku znajduje się tylko jeden sprawiedliwy, który ma odwagę przeciwstawić się bandytom. Ten film powinien wywołać napaści i plucie na Gary'ego Coopera, tymczasem należy dzisiaj do klasyki kina amerykańskiego.

Garym Cooperem jest według Olbrychskiego bohater grany przez Macieja Stuhra. Aktor ujawnia, że sam chciał kiedyś zrobić film o Jedwabnem, i nie wyklucza powrotu do tego projektu.

Tak, robiłbym po oczach. Miałem być narratorem: ja, Daniel Olbrychski, opowiadam o historii mojego kochanego, świętego Podlasia, bo mam do tego prawo, stąd pochodzę. Chciałem, aby jednego z chłopów wpychających Żydów do stodoły zagrał ktoś łudząco do mnie podobny. Jeżeli to ma być rachunek sumienia, musi być osobisty.

Olbrychski opowiada, że zakończeniem obrazu miałaby być współczesna scena ze śmigusa dyngusa w Kazimierzu nad Wisłą, gdzie straż pożarna polewa wodą zwiedzających rynek turystów, w tym Żydów.

Taka miała być puenta: woda, która może zagasić ogień z płonącej stodoły

mówi aktor. „Kmicic” opowiada również o doświadczeniach swojej rodziny w ratowaniu Żydów, i przyznaje, że w narodzie polskim jest więcej porządnych ludzi niż antysemitów. Trudno się więc dziwić, że słyszy od dziennikarza „Gazety Wyborczej” pytanie o współudział Polaków w holokauście i pomoc nazistom.

Tak jak wiele osób z mojego pokolenia po lekturze "Sąsiadów" Jana Tomasza Grossa. Ta książka była dla mnie wielkim wstrząsem. Wcześniej skakałem ludziom z Zachodu do gardła, kiedy oskarżali Polaków o antysemityzm. Kłóciłem się, że jak to, przecież Żydzi przyjechali do Polski, bo tu była tolerancja, u nas nie było nigdy pogromów! Myliłem się. Książka Grossa i druga, "My z Jedwabnego" Anny Bikont, otworzyły mi oczy. Trzeba docenić bohaterstwo Polaków, którzy mimo groźby kary śmierci pomagali Żydom, ale mówienie, że byliśmy tylko szlachetni, jest haniebne i nieprawdziwe.

mówi aktor o rozjechanej przez poważnych historyków książce Grossa. Olbrychski opowiada też o swojej znajomości z Władimirem Putinem.

Prezydent Putin gratulował mi przyznania Nagrody Stanisławskiego. Zaprosił mnie w tym celu m.in. z Emirem Kusturicą i Nikitą Michałkowem do swojej rezydencji w Rublowce w 2008 roku. Polscy politycy mieli w tamtym czasie pretensje do Rosjan, że ich prezydent nie odwiedza Polski. Podczas spotkania wręczyłem Putinowi moją książeczkę o Wysockim wydaną po rosyjsku i powiedziałem po rosyjsku: "Panie prezydencie, to krótka książka o moim przyjacielu, na pewno zdąży pan przeczytać w samolocie do Warszawy". Roześmiał się i powiedział: "Z dyplomacji - piątka". Przyjechał dopiero rok później na Westerplatte.

Dyplomata Olbrychski odnosi się również po raz kolejny do oceny filmu o Smoleńsku Antoniego Krauze. Jego zdaniem Marian Opania, który odmówił zagrania Lecha Kaczyńskiego powinien to przyjąć rolę, bo jest wielkim aktorem i nadaje się do niej. Zdaniem Olbrychskiego Opania nie chce mieć nic wspólnego z reżyserem tego filmu, i ma racje nie chcąc grac w obrazie, który promuje teorie zamachu.

Mogę zagrać Makbeta, wielkiego zbrodniarza, albo Księcia Konstantego w "Nocy listopadowej", czemu nie? Ale pod warunkiem, że to nie będzie film propagandowy, szkodliwy dla społeczeństwa i ośmieszający Polskę. A mam powody przypuszczać, że taki może być film pana Krauzego o Smoleńsku.

Ł.A/Gazeta Wyborcza

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.