Jak ANDRZEJ WAJDA zniszczył MUZEUM PRL historia niestety prawdziwa

Krystyna Zachwatowicz i Andrzej Wajda niczym ponurzy decydenci z pamiętnego filmu „Ucieczka z kina Wolność”, doprowadzili do likwidacji cieszącej się powodzeniem i stojącego ponad podziałami Muzeum PRL. Ludzie z muzeum i tak mają szczęście, bo filmowi urzędnicy chcieli kopię filmu z buntującymi się aktorami spalić. Ich tylko przekształcą poprzez likwidację.

Filmowa opowieść Wojciecha Marczewskiego, partnera filmowego ze studia i szkoły Wajdy, o załamaniu nerwowym cenzora, podobnie jak ironiczna sztuka teatralna duetu Monika Strzępka i Paweł Demirski „Był sobie Andrzej, Andrzej, Andrzej i Andrzej” o zblazowanych elitach i autorytetach III RP, pasuje jak ulał do historii walki o odzyskanie kontroli przez małżeństwo Wajdów nad Muzeum PRL w Nowej Hucie.

Jak w PRLu

"Spodziewaliśmy się" - słychać w biurze muzeum w odpowiedzi na pytanie o przejęcie władzy nad instytucją przez krakowską radę miasta od 1 stycznia 2013 r. Doszło do niej dzięki dogadaniu się ministra kultury Bogdana Zdrojewskiego z prezydentem Krakowa Jackiem Majchrowskim. „Odnośnie oddziału Muzeum Historii Polski w Warszawie informuję, że podjęte zostaną działania związane z jego likwidacją, o ile powstanie miejska instytucja muzealna w Nowej Hucie. Możliwe będzie wówczas przekazanie zbiorów oddziału nowo utworzonej placówce.” - wyjaśnia MKiDN. Jednak nie bez znaczenia przy przejmowaniu muzeum przez miasto miał długoletni nacisk i ingerencja państwa Wajdów.

"Historia z Muzeum PRL pokazuje, że w Polsce nie można funkcjonować bez zgody i aprobaty autorytetów. Wobec takich praktyk, okazuje się, że państwo polskie jest całkowicie bezradne" - stwierdza Robert Kostro, dyrektor Muzeum Historii Polski, w rozmowie z portalem wNas.pl. Muzeum organizowało atrakcyjne wystawy mimo minimalnego budżetu w wysokości 500 tys. złotych rocznie i zatrudniania dwóch osób na etacie. Jest to budżet o wiele mniejszy niż przeciętnej instytucji miejskiej. - Niszczy się instytucję, która naprawdę dobrze działała - dodaje.

Pomysłodawcami i animatorami powstania Muzeum PRL-u są Krystyna Zachwatowicz i Andrzej Wajda. Zachwatowicz jest przewodnicząca rady programowej muzeum. Placówka dotychczas była krakowskim oddziałem Muzeum Historii Polski. Siedziba muzeum mieści się w dawnym kinie Światowid. Nie ma stałej ekspozycji, zaprasza jedynie na wystawy czasowe.

Muzeum kierowała p.o Jadwiga Emilewicz, kojarzona z konserwatywnym skrzydłem Platformy Obywatelskiej. Konflikt Emilewicz z Zachwatowicz zaczął się od wystawy o stanie wojennym w grudniu 2009 r. - Już sam tytuł ekspozycji „Wojna polsko-jaruzelska” wzbudził jej kontrowersje - wspomina Krosto. „Nie wiem, czy mogę mieć nadzieję, że ktoś poprzez to, co jest tu pokazane odczuje w jakiś sposób atmosferę tej grozy, bo to naprawdę była groza, te pierwsze dni stanu wojennego” - stwierdziła na wernisażu wystawy Zachwatowicz.

Przedmiotem zarzutów był też tekst katalogu napisany przez historyka z IPN. Po wystawie odbyło się posiedzenie rady programowej. Przyjęto wyjaśnienia, a pluralistyczna Rada nie zgodziła się przyjąć zaproponowanej przez Zachwatowicz uchwały wymierzonej przeciwko Jadwidze Emilewicz.

Emilewicz obecnie przebywa na urlopie macierzyńskim. - Nie potrafię powiedzieć co było powodem konfliktu pani Zachwatowicz ze mną - mówi nam kierowniczka Muzeum PRL. Ostatni raz panie widziały się na wystawie o stanie wojennym w grudniu 2009 r. - Mimo wielokrotnych prób nawiązania kontaktu i zaproszeń na wystawy nie było odpowiedzi - dodaje.

Panuje powszechne przekonanie, że żona Wajdy poczuła, że traci kontrolę nad osobami kierującymi muzeum i nie może ręcznie sterować nimi. Zachwatowicz by sparaliżować rozwój muzeum przestała organizować spotkania rady muzeum. Tym samym doprowadziła do zamrożenie całego procesu związanego z rozpisaniem konkursu na dyrektora muzeum. W związku z tymi przepychankami i zakulisowymi działaniami pani Zachwatowicz miasto nie mogło również dofinansowywać muzeum. - Po posiedzeniu Rady w styczniu 2010 r. współpraca praktycznie zamarła. Pani Zachwatowicz, która w większości sama zaproponowała kandydatury jej członków, przestała Radę zwoływać przez co zablokowała pracę nad scenariuszem wystawy stałej - informuje Krosto.

Muzeum PRL był instytucja ponad prostymi podziałami politycznymi dzielącymi na co dzień PO i PiS. W Muzeum PRL spotykali się ludzie, którzy normalnie ze sobą nie rozmawiają od lat. Pojawiali się tam i Jan Rokita i Krzysztof Kozłowski, poseł Ryszard Terlecki, i Jan Lityński, kontrkandydaci do fotela prezydenta Stanisław Kracik i Jacek Majchrowski. Dla potrzeb wystawy o Komitecie Obrony Robotników „PROjekt hardKOR” swoich wypowiedzi udzielali i Antoni Macierewicz i Seweryn Blumsztajn, redaktor „Gazety Wyborczej”.

Wszystko pod kontrolą

Zwycięstwo Wajdów, którzy nie skomentowali podjętych decyzji, może jednak okazać się pyrrusowe. Kraków tonie w długach i nie stać go na budowę miejskiego muzeum Nowej Huty bez wsparcia z budżetu centralnego. Czy likwidacja muzeum PRL nie jest stratą dla MHP? - To nie jest problem Muzeum Historii Polski, a nawet w pewnym sensie odciążenie. To jest strata z punktu widzenia dobra publicznego, ponieważ tego rodzaju muzea istnieją w większości krajów naszego regionu i taka placówka jest potrzebna również Polsce. Jest to również problem Krakowa, bo traci świetną placówkę kultury. Nie znam wielu tak zdolnych menedżerów kultury jak pani Emilewicz, która realizowała wystawy na najwyższym poziomie - mówi dyr. Krosto. - Liczę się ze stratą pracy po powrocie z urlopu macierzyńskiego. My jako muzeum nie mamy żadnego wpływu na nasze dalsze losy - zaznacza Emilewicz. - Szkoda mi wreszcie młodych, zdolnych ludzi, realizujących program muzeum, którzy na samym starcie kariery dostali brutalną lekcję życia od ludzi, których wcześniej podziwiali - podsumowuje Kostro.

Warto przypomnieć, że to nie jedynie muzeum, które kontrolują Wajdowie. Zasiadają oni w radzie programowej Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej „Manggha” w Krakowie. Placówka była ich pomysłem i zajmuje się promowaniem japońskiej kultury, sztuki i techniki. W niedawnym głośnym wywiadzie były redaktor „Gazety Wyborczej” Roman Graczyk wspominał jak Wajda doprowadził do zbudowania siedziby muzeum.

„Jego otwarcie miało wypaść 30 listopada – czyli w dniu imienin Wajdy. I rzeczywiście otwierają to centrum, organizują konferencję prasową, ale „Manggha” jest cały czas w budowie, stoją maszyny, relacje telewizyjne są robione tak, żeby nie było widać, że prace nie są ukończone. Sytuacja jak za czasów Gierka. I jedna z koleżanek napisała o tym, zresztą delikatnie. W tekście zaznaczyła, że budowa centrum nadal trwa, co mogło mieć negatywny wpływ na funkcjonowanie instytucji. Michnik się wkurzył. Wysłał więc do Krakowa Andrzeja Osękę, z ogólnopolskiej redakcji „Gazety Wyborczej”, który miał wpłynąć na poprawne ujęcie tematu w nowym tekście o centrum”. Na łamach „Tygodnika Powszechnego” w związku z „Mangghą” można było przeczytać, że „Andrzejowi się nie odmawia i nie krytykuje”.

Instytucja początkowo był oddziałem Muzeum Narodowego w Krakowie. Wajdowie w 2005 r. doprowadzili dzięki decyzji ministra kultury do wyodrębnienia Centrum „Manggha” ze struktur muzeum. Centrum działało jako samodzielna placówka kultury. A następnie od 1 września 2007 r. „Manggha”, dzięki śp. wiceministrowi kultury Tomaszowi Mercie, stało się muzeum, które ma być europejskim centrum dla artystów z Dalekiego Wschodu. Jak widać w Polsce autorytety mogą dosłownie wszystko i nie ma na nich mocnych.

Marcin Kuberka

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych