Kino zapomniało o wartościach, mówi TOM HARDY odtwórca głównej roli w filmie GANGSTER

W najbliższy piątek na ekrany polskich kin wchodzi "Gangster"(Lawless), film w reżyserii Johna Hillcoata do scenariusza Nicka Cave, opowieść o braciach Bondurant - przestępcach ery prohibicji. Grają ich Tom Hardy, Jason Clarke i Shia LaBeouf.

W dzisiejszej "Rzeczpospolitej" o filmie opowiada Tom Hardy

O wracającej w kinie modzie na twardych facetów:

Złoty wiek metro-seksualistów odszedł z końcem naszej prosperity. Czasy są ciężkie, znów liczą się siła, odpowiedzialność, umiejętność podnoszenia się z upadku. Trzeba dowartościowywać ideały, o których zapomniało kino artystyczne opowiadające głównie o zagubieniu i samotności. Co zresztą niekoniecznie oznacza promowanie kultury macho. Mój bohater w „Gangsterze" jest twardym typem. 
Z wrogami radzi sobie twardą pięścią, nie uciekając od okrucieństwa. Ale jednocześnie to człowiek o złotym sercu, z cechami idealnej matki. Oferuje bliskim szorstką czułość, troskę, opiekę. Ponad karkołomne czyny stawia ostrożność. Bo odwaga zawsze idzie w parze ze strachem, z mądrością i cierpliwością. Kiedyś może ktoś powie nad jego trumną: „To był dobry facet".

O kinie gangsterskim i powrocie na ekranie do ery prohibicji:

Fascynują mnie stare filmy gangsterskie, mają tę samą chropowatą elegancję co stara whisky. Ale nie chcieliśmy niczego naśladować. Jazzmani sięgają po Mozarta oraz Rachmaninowa i interpretują ich muzykę po swojemu. Nas interesowało, jak w zwierciadle lat 30. odbije się współczesność. Kino jest ciągłym recyklingiem myśli, konwencji, stylów. Nie wiem, czy udało nam się doścignąć ideał, ale wiem, że „Gangster" to film śmiały i odważny. Coraz trudniej o taki w czasach, kiedy Hollywood proponuje głównie bajki o superbohaterach.

O aktorstwie:

Przy każdej roli moja wyobraźnia pracuje na najwyższych obrotach. Aktor musi mieć w sobie instynkt policyjnego wykrywacza kłamstw i wrażliwość dziecka. Ja czasem czuję się tak, jakbym nie miał skóry. Świat mnie atakuje i nieustannie stymuluje. Obserwuję zachowania ludzi, ale też ich tiki i natręctwa. Podkradam im drobne gesty, które potem wykorzystuję przed kamerą. I zawsze prowadzę prywatne śledztwo, próbując zrozumieć swojego bohatera. Niezależnie, czy gram w dramacie społecznym, czy w science fiction.

Więcej w dzisiejszej "Rzeczpospolitej".

cis

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych