W weekendowym wydaniu "Polska The Times" warto spojrzeć na tekst Rhysa Blakely - relację z wizyty u Erica Idle, aktora, komika, scenarzysty, niegdyś podpory grupy Monty Pythona, dziś zajętego własnymi, równie zakręconymi przedsięwzięciami.
Co dziś robi i gdzie mieszka sławny Python?
Od mniej więcej dwóch dekad Idle uważa Los Angeles za swój dom i wszystko wskazuje, że miasto dobrze go traktuje. (...) Tłumaczy, że do Stanów przeprowadził się ze względu na drugą żonę Tanię Kosevich, Amerykankę, z którą pobrał się 31 lat temu i z którą ma 22-letnią córkę Lily. Twierdzi, że jest za stary, by męczyć się z brytyjskimi zimami. Ma 69 lat i pracuje tak samo ciężko jak zawsze. Np. jego musical "Spamalot" nadal wystawiany jest na West Endzie w The Playhouse. (...) Mimo miażdżącej opinii kolegi Pythona Terry'ego Jonesa ("czcza gadanina całkowicie pozbawiona sensu") i oburzenia purystów, oskarżających go o bezwstydne łupienie spuścizny Pythonów, "Spamalot" okazał się ogromnym hitem. W 2005 r. zdobył nagrodę Tony w kategorii dla najlepszego musicalu; w ciągu pierwszych czterech lat tylko na Broadwayu przyniósł 180 mln dol. zysku.
A najświeższe przedsięwzięcie Erica Idle?
Swój najnowszy pomysł, "What About Dick?", porównuje do "Oscara Wilde'a na kwasie" i mówi, że to "»Downton Abbey«, tylko jeszcze śmieszniejsze". Przedstawienie jest czymś w rodzaju hołdu dla teatru radiowego z lat 40. Idle napisał scenariusz i dobrał gwiazdorską obsadę. Akcja rozgrywa się w latach świetności brytyjskiego imperium; w bohatera, młodego Dicka, studenta filozofii i ginekologii na Oksfordzie, wciela się Russell Brand. Obok niego na scenie pojawiają się Eddie Izzard (jako wynalazca wibratora), Billy Connolly, Tim Curry, Jane Leeves (Daphne w serialu "Frasier") i Tracey Ullman. Idle gra fortepian - tak, zgadza się, gadający fortepian, co chyba wyjaśnia więcej niż wszelkie streszczenia, jakie mógłbym tu zamieścić. (...) To zmyślne przedsięwzięcie komercyjne. Gwiazdy zgodziły się pracować za symboliczne honorarium, ewentualnymi zyskami podzielą się po równo. Nie ma żadnych sponsorów, którym trzeba by się kłaniać w pas; Idle jest swoim własnym szefem. Idle, jak to ma w zwyczaju, jest inżynierem całego projektu, dzięki czemu zachowuje niezależność.
Idle o fenomenie "Latającego cyrku Monty Pythona":
Idle wciąż twierdzi, że był to "taki mały programik, który nadawano w niedzielę wieczorem, bo BBC nie mała nic lepszego do pokazania o 22.30", i że ich sukces to kwestia przypadku. BBC zaczęła nadawać w kolorze i to pomogło im przetrwać, zapewnia. Mieli szczęście, bo byli pierwszymi komikami, którzy otrzymali szansę eksploatowania pokładów surrealizmu. - Nie łączyło nas nic oprócz miłości do tego samego rodzaju humoru - dodaje. - W zasadzie odkryliśmy to przez przypadek: zeszliśmy się spontanicznie i okazało się, że do siebie pasujemy. Idle wierzy, że geniusz Pythona rozwinął się, bo wszystkim rządzili autorzy skeczy. Zwariowane animacje Gilliama "łączyły dwie rzeczy, które tak kochają Amerykanie: cycki i przemoc". Komplement wcale nie jest taki dwuznaczny, jak może się zdawać. - Tworzy naprawdę dobrą sztukę - mówi o Gilliamie. - Sądzę, że przetrwa. Więcej, uważam, że z nas wszystkich przetrwa tylko on.
O swoich relacjach z Johnem Cleese i o tym, jak wyrzucił go z pracy:
Cleese żenił się cztery razy, ostatni rozwód kosztował go, bagatela, 12 mln funtów. - Sam już nie jeżdżę w trasę - mówił w ubiegłym roku Idle. - Siedzę w domu i inkasuję spływające tantiemy. A potem przesyłam czeki Johnowi, na wypadek gdyby znów chciał się żenić.
Brukowce pękały w szwach od plotek o tym, że stosunki między komikami rzekomo się popsuły. Cleese użyczał głosu Bogu w "Spamalocie", gdy Idle zapowiedział, że sam zagra tę rolę. - Zwolniłem Johna Cleese'a. Usunąłem go chirurgicznie - oświadczył w ubiegłym roku. - Nie było w tym złośliwości. Zarabia na tym miliony dolarów. Żąda fortuny za
użyczenie głosu, a wiecznie brakuje mu pieniędzy. Pojawiły się też pogłoski, że Idle czuje się urażony. - Dałem mu milion dolarów. Czy przysłał mi kartkę z życzeniami na Boże Narodzenie? Nie. Nie miał czasu, bo był w trasie - mówi Idle.
Czy możliwe jest zejście Pythonów po latach i wspólne występy?
Pracowaliśmy razem 30 lat temu - wyjaśnia rzeczowo. - Dziś właściwie nic nas nie łączy. - Urywa, szukając odpowiedniej metafory. - To tak jak z drużyną Liverpoolu z 1972 r. Kiedy znów razem zagrają? No cóż, nigdy. OK? Tak to było. Grało się nam świetnie. Robiliśmy dobrą robotę. Byliśmy zespołem przez długi czas. Ale czy moglibyśmy znów razem pracować? To mało prawdopodobne.
I smaczek na zakończenie - Eric do dziś uważa, że niechcący sabotował kiedyś "Gwiezdne wojny":
Idle urządził bardzo głośną i wrzaskliwą imprezę dla ekipy w swoim domu w St John's Wood, wynajętym na czas zdjęć dla Harrisona Forda. Wpadli Stonesi... Koniec był taki, że następnego dnia Carrie Fisher pojawiła się w Elstree Studios w kiepskiej formie. Idle zapewnia, że w filmie jest na to dowód - scena, w której wyraźnie zamroczona księżniczka Leia wita Lando Calrissiana słabiutkim "Hej".
Więcej w "Polska The Times".
Eric Idle o pracy z Johnem Cleese:
cis
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/246683-eric-idle-podpora-monty-pythona-mowi-o-nowym-spektaklu-i-jak-sabotowal-star-wars