"Mój rower": Prosta historia? Zbyt prosta. NASZA RECENZJA

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Nowy film twórcy „Ediego” nie rozczaruje wielbicieli pozytywnego, ciepłego i sentymentalnego kina. Natomiast wszyscy, którzy liczą na polską „Prostą historię”, albo „Broken Flowers” będą czuli niedosyt.

Od Włodka, 70 letniego byłego jazzmana- amatora ( debiutujący wybitny muzyk Michał Urbaniak), nagle odchodzi żona. Mężczyzna trafia do szpitala. Z Niemiec przyjeżdża do niego syn Paweł ( Artur Żmijewski), który jest znanym europejskim kompozytorem. Do Włodka pędzi również z Londynu wnuk Maciek. Kiedy Paweł dowiaduje się o odejściu matki, niezwłocznie decyduje się wyruszyć w podróż by ją odnaleźć i namówić do powrotu. Nie chce sam zajmować się schorowanym ojcem. Cieplejszym uczuciem starszego mężczyznę darzy hipsterowski wnuk, który jednak czuje jawną niechęć do własnego ojca. Mężczyźni wyruszają więc w drogę na Suwalszczyznę, by odnaleźć kobietę, która będąc w wieku emerytalnym przeżywa prawdziwy romans. Podróż zamieni się w drogę przez skrywane latami pretensje, żale i frustracje. Paweł nie może wybaczyć Włodkowi, że ten był surowym ojcem, który pił zamiast zajmować się synem. Maciej zarzuca ojcu, że dla kariery zostawił rodzinę. Grzechy ojca przechodzą na syna? Powiedzenie, że syn jest zawsze jak ojciec nie jest bezpodstawne?

Piotr Trzaskalski wydaje się nam mówić, że nie jest. Twórca świetnego „Ediego” nie zamierza jednak prezentować skomplikowanego dramatu psychologicznego, w który zatopiony jest męski tercet- dziadek-syn-wnuk. Trzaskalski idzie w stronę Paolo Coelho i daje nam pokrzepiającą serce, słodko-gorzką historię grzechu, wybaczenie i odkupienia. Wszystko jest przewidywalne i poprawne. Jak w każdej bajce.

Jeden z recenzentów nazwał film „wydmuszką”. Nie zgadzam się z tak ostrą oceną. „Mój rower” nie jest ładnie opakowanym pustakiem. Trzaskalski przekazuje nam wiele prawd życiowych, które mogą na pierwszy rzut oka wyglądać banalnie. Psychologowie zajmujący się dysfunkcjonalnymi rodzinami zwracają uwagę na to jak bardzo rozwód rodziców czy zachwiana pozycja ojca, odbijają się na dzieciach, i wpływają na ich przyszłe życie. Widać to również w filmie Trzaskalskiego. Problem polega jednak na tym, że reżyser w opowieści o trzech facetach z problemami emocjonalnymi w pewnym momencie zatrzymuje się.

W jednej z ostatnich ( przepięknie sfotografowana) scen filmu widzimy płynących w jeziorze mężczyzn. W pewnej chwili najmłodszy z nich wyznaje, że sam będzie miał dziecko. Grzechy dziadka i ojca zostają więc przerzucone na wnuka. W tym momencie widz oczekuje zanurzenia się głębie zranionych dusz mężczyzn. Nic takiego się jednak nie dzieje. Trzaskalski zostaje na powierzchni. Tak jest prościej? Cóż, jest z pewnością bardziej bajkowo i w duchu alchemicznych recept Coehlo. Na początku filmu ma się wrażenie, że dostaniemy polską wersję „Prostej historii” Davida Lyncha, albo „Broken Flowers” Jima Jarmusha. Już po kilku minutach okazuje się, że to nie ten rodzaj kina. Mimo tego, że Trzaskalski konstruuje swój film jako prostą historię, to odpowiada widzom na zbyt wiele pytań w sposób oczywisty. Jarmush penetrował w swojej prostej historii psychikę bohatera, i prowadził go w ślepe uliczki. Oglądając film Trzaskalskiego, chce się krzyknąć do bohaterów: zrozumcie w końcu jakie były intencje waszych winowajców! Nie wiecie po co w piwnicy jest ukryty rower? Nawet ta przenośnia jest zbyt płaska. Na dodatek każdego kinomana może drażnić zbyt częsta gra filmowymi schematami. Objawia się to nawet w charakterystyce głównych bohaterów którzy są łudząco podobni do bohaterów „Dużej Ryby” Tima Burtona. Te same pretensje, to samo rozczarowanie. Burton w założeniu robił jednak baśń.

Niemniej jednak seans filmu „Mój rower” należy do bardzo przyjemnych. W czasach, gdy polskie kino jest albo drastycznie realistyczne, albo komiksowo głupawe, potrzeba jest spokojnej i ciepłej opowieści jaką chce się obejrzeć z rodziną przy kubku gorącej czekolady. Film Trzaskalskiego podtrzymuje na duchu i opiera się na pozytywnym przekazie. I jest jedna rzecz, która łączy go z przywołanym wcześniej specem od statecznego kina drogi. Trzaskalski obsadził w głównej roli wybitnego polskiego jazzmana Michała Urbaniaka. Jak wypadł ekranowy debiut tego muzyka? Urbaniak nie sili się na tworzenie na ekranie kreacji aktorskiej. On po prostu jest na ekranie, i przypomina swoją naturalnie amatorską manierą Toma Waitsa, Iggy Popa czy Johna Louri, którzy występowali w filmach Jarmusha. Warto film Trzaskalskiego obejrzeć choćby dla luzu Urbaniaka. Jest on uroczy jak baśń twórcy „Ediego”.**

Łukasz Adamski

„Mój rower”, reż. Piotr Trzaskalski. Wyst: Michał Urbaniak, Artur Żmijewski, Krzysztof Chodorowski. Premiera 16 listopada. Dystrybucja: ITI Cinema .

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych