Solidny PROMETEUSZ Scotta na Blue-ray NASZA RECENZJA

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

„Prometeusz” był zapowiadany jako jeden z najwybitniejszych filmów s-fi. Film jest solidnym produktem, który nie dorównuje jednak „Obcemu” i „Łowcy Androidów”, ale trzyma klasę Ridleya Scotta.

W 2089 roku naukowcy Elizabeth Shaw (Noomi Rapace) i Charlie Holloway (Logan Marshall-Green) na jaskiniowych malowidłach w różnych zakątkach świata odkrywają powtarzający się motyw kilku planet ustawionych w dziwnej konfiguracji. Badacze zdają sobie sprawę, że takich konfiguracji planet nie mogły namalować nie spotykające się nigdy ze sobą różne cywilizacje. Na dodatek malowidła odwzorowują układ planet, który może być widoczny jedynie dzięki najnowocześniejszemu sprzętowi. Kilka lat później naukowcy wyruszają na ekspedycję by poznać planetę, z której pochodzą istoty, podejrzewane o to, że dały życie ludziom. Naukowcom towarzyszy m.in. cyniczny kapitan statku w stylu Hana Solo (rozwijający skrzydła Idris Elba z „Luthera”), robot ( znany ze „Wstydu” Michael Fassbender) i zimna szefowa ( jak zwykle lodowato seksowna Charlize Theron). Pieniądze na ekspedycję ( czyżby tylko naukową?) wykłada korporacja umierającego Petera Weylanda (Guy Pearce nie do poznania). Po przybyciu na planetę ekspedycja trafia w sam środek piekła. Brzmi znajomo?

Pewnie, że tak. Bo ten film jest złożony ze znanych kinomanom klisz, które zostały wrzucone do kotła, i z niego wyjęte. Scott nie jest mistrzem zamieniania odgrzewanych dań w dzieła godne ręki kucharza Gordona Ramseya. Natomiast potrafi on nie rozczarować nas przerobionym posiłkiem. Takie wrażenie można odnieść podczas seansu „Prometeusza”. W kinie film zachwycał umiejętnie zastosowaną techniką 3D. Jednak bez tego „wizualnego gadżetu” nie można nie docenić znakomitych zdjęć Dariusza Wolskiego, który stworzył mroczną wizję dalekiej planety, chcącej dosłownie pożreć nieproszonych przybyszów. Scott ma dodatek nie epatuje zbędnymi efektami specjalnymi. Jego film jest wyważony zarówno w emocjach, jak i scenariuszowym napięciu. Ma to oczywiście swoje minusy. Ridley Scott porzucił bowiem już dawno indywidualny styl znany z „Łowcy Androidów” czy „Obcego”, i robi kino poprawne. Kino, które dobrze się ogląda, ale nie ma ono w sobie wariacji, którą miał nawet do ostatnich swoich dni jego mniej utytułowany brat Tony. Każdy ostatni film Scotta („American Gangster”, „W sieci kłamstw”) nie spada poniżej wysokiego poziomu, ale jednocześnie nie porywa oryginalnością.**

Mimo tego, że niektóre sceny z „Prometeusza” na zawsze wejdą do klasyki kina ( cesarskie cięcie i własnoręczne usunięcie kosmity z brzucha przez główną bohaterkę), to film Scotta jest w pewnym stopniu jedynie dodatkiem do kultowego „Coś” Johna Carpentera. Jest to jednak bardzo atrakcyjny dodatek. Bez wątpienia brawa w filmie należą się głównym aktorom. Znany z „Wstydu” Michael Fassbender tworzy ciekawą postać pragnącego odczuwania ludzkich emocji androida, który nie jest ani tak drażniący jak robot o twarzy Willa Smitha, ani patetyczny jak Jude Law w „AI” Stevena Spielberga. Ciekawie zagrała również ( swoista młodsza wersja Ripley z „Obcego”) Noomi Rapace, która emanuje ukrytym i naturalnym pięknem, co w fabryce snów jest rzadkie. Nie zgadzam się z recenzentami, którzy piszą, że aktorzy w tym filmie zostali zmarnowani przez głupawy scenariusz. Film Scotta ma kilka dziur, które wytrawnemu widzowi przyzwyczajonego do klaustrofobicznych i psychologicznych horrorów mogą psuć zabawę, jednak aktorzy wychodzą z nich obronną ręką. Szczególnie ciekawie wygląda dosyć istotny wątek religijny w życiu głównej bohaterki, która niemal przez cały film jest narażona na przeciwstawienie wiary w Jezusa, wierze w naukę. Elizabeth kilkakrotnie ostentacyjnie broni swojego krucyfiksu, który przypomina jej, że nawet odkrycie „dawców” życia nie oznacza negacji istnienia Boga. Ktoś bowiem stworzył dawców życia, nieprawdaż? Kto? Dlaczego?

Scott nie daje nam kubriockowej, intelektualnej wycieczki na inną planetę, ani pesymistycznej wizji ludzkiej kondycji a la Carpenter. „Prometeusz” nie ma w sobie podtekstów też „Łowcy Androidów”. I o tym powinniśmy pamiętać przed seansem. Wówczas nie poczujemy rozczarowania.

Łukasz Adamski

„Prometeusz”- reż. Ridley Scott, wyst. Noomi Rapace, Michael Fessbender, Charlize Theron, Idris Elba. USA 2011. Dystr. Imperial – Cinepix. Premiera Blue-Ray 14 listopada 2012. Premiera DVD 26 listopada 2012.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych