250 fotografii Marylin Monroe autorstwa Miltona Greene'a można kupić na licytacji domu aukcyjnego Desa unicum. Ceny wywoławcze wynosić będą od 500 do kilku tysięcy złotych. Licytowane zdjęcia pochodzą z kolekcji FOZZ. Czytaj recenzję najlepszego filmu opowiadającego o istotnym fragmencie życia legendarnej aktorki. Pisze Łukasz Adamski
„Mój tydzień z Marilyn” musiał rozzłościć filmowców, chcących opowiedzieć o całym tragicznym życiu bogini Hollywood. Oparta na podstawie dwóch wspomnieniowych książek Colina Clarka, pisarza i dokumentalisty, który opisał w nich swój romans z aktorką na planie filmu Laurence’a Oliviera „Książę i aktoreczka” z 1957 r. jest doskonałą opowieścią o życiu wielkiej gwiazdy. Mimo, że film skupia się na kilku tygodniowej relacji 23 letniego dziecka angielskiej arystokracji, który pragnie zaistnieć w przemyśle filmowym z największą ówczesną gwiazdą kina, to w perfekcyjny sposób odsłania on tragiczne losy Marilyn i jej skomplikowane życie. Można nawet postawić tezę, że niepotrzebny jest już żaden film o Marilyn. Zresztą chyba nikt nie wyobraża sobie by zagrał ją ktokolwiek inny niż wielkie odkrycie- Michele Williams, której Oscara zgarnęła sprzed nosa Meryl Streep za rolę w „Żelaznej damie”.
Marilyn w wykonaniu Williams jest zagubioną w wielkim świecie filmu, prostą dziewczyną, która nie miała nigdy normalnej rodziny. Na dodatek nie może się ona pozbyć łatki „męskiej maskotki”, która wykańcza dziewczynę nie tylko zawodowo, ale również prywatnie. Marylin w końcu decyduje się by zagrać u boku samego sir. Lawrence Olivera, korzystając ze słynnej metody Stanisławskiego. Marylin nie znajduje jednak uznania u brytyjskiej legendy ekranu (znakomity Kenneth Branagh), który gardzi aktorskimi nowinkami Eli Kazana i Lee Strasberga. Mój tydzień z Marylin” ukazuje prawdziwą wojnę starej szkoły aktorskiej, która została zmieciona przez aktorskie tsunami z Nowego Jorku. Kilka scen z filmu znakomicie koresponduje m.in z tym, co pisał o wpływie metody Stanisławskiego, która polegała na zerwaniu z klasycznym odgrywaniem scen i zmuszeniem aktora do identyfikacji z rolą, w swoich wspomnieniach Marlon Brando. Jest to jednak poboczny smaczek filmu Simona Curtisa, który może być odpowiednio odczytany chyba tylko przez kinomanów.
Najważniejsza w jego filmie jest sama Marilyn, której mit zostaje obnażony, ale jednocześnie z pewnym stopniu wytłumaczony. Dzięki kreacji Williams można zrozumieć mężczyzn, którzy ulegali magii zjawiskowej blondyneczki."Mój tydzień z Marilyn” jest filmem magicznym, inteligentnym i ciepłym. Na dodatek dzięki tej historii możemy przyjrzeć się realizacji jednej z najsłynniejszych komedii wszechczasów, dzięki której Marilyn przeszła do legendy kina. Dziełko Curtisa nie jest jednak jedynie filmową opowieścią o kulisach powstawiania filmu. Nie zgadzam się z opiniami, iż nie ma sensu patrzeć na aktorów wcielających się w Marilyn i Olivera, skoro można mieć oryginały. Oryginały nie pokażą rozterek aktorów, którzy mieli tak ogromny wpływ na kinematografię. Na dodatek zagranie tak charyzmatycznych postaci, jak bohaterowie omawianego filmu jest niezwykle trudnym zadaniem. Curtis zdołał nie tylko pokazać wnętrze ikony amerykańskiego kina, ale również obnażył przemiany kulturowe w świecie filmu w latach 50- tych ubiegłego wieku.
Dzięki Williams, Branaghowi czy Judi Dench (znów smakowity epizod) możemy przenieść się w utracony świat, w którym voyeryzm miał jeszcze magiczny wymiar.
„Mój tydzień z Marylin”, reż. Simon Curtis. Wyst: Williams Michelle, Redmayne Eddie, Clark Colin, Dench Judi.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/246600-w-warszawie-licytacja-unikatowych-zdjec-marylin-zachecamy-do-obejrzenia-moj-tydzien-z-marylin-recenzja
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.