MONEYBALL - PREMIERA TV Brad Pitt dobry, Jonah Hill - lepszy NASZA RECENZJA

Brad Pitt i Jonah Hill w "Moneyball" (mat. dystrybutora)
Brad Pitt i Jonah Hill w "Moneyball" (mat. dystrybutora)

Poszedłem na ten film do kina tylko dlatego, że powstał na podstawie książki Michaela Lewisa - amerykańskiego autora którego po "Wielkim szorcie" i "Pokerze kłamców" cenię sobie bardzo (choć nie aż tak, by - jak Amerykanie - obwoływać go nowym Normanem Mailerem). "Moneyball" okazał się jednak jednym z najlepszych filmów roku 2011 - choć na pewno nie dla każdego.

Rzecz jest o baseballu, ale i nie o baseballu. Ale po kolei: to historia Billy'ego Beana (naprawdę dobry Brad Pitt, aczkolwiek okrutnie podrabiający miny Roberta Redforda), menedżera zespołu z Oakland, który "odmienił oblicze gry". Jak? Bo po raz pierwszy w historii baseballu zbudował prawdziwą drużynę - to znaczy nie zlepek wysoko opłacanych gwiazd, ale właśnie drużynę. Jego ludzie kosztowali niewiele i łoili skórę finansowym potentatom. Jak Bean tego dokonał? Stosując metody analizy statystycznej wynalezione na Wall Street przy okazji wyceniania rynku derywatów.

Obok Beana głównym bohaterem opowieści jest Peter Brand (Jonah Hill), którego wielu pamięta z "Supersamca", a ostatnio z "Idola z piekła rodem" czy "21 Jump Street". To on jest mózgiem operacji - gościem od liczenia statystyk, żmudnego mnożenia współczynników i podpowiadania Beanowi decyzji, które wprawiają w osłupienie doświadczonych skautów i trenerów. Sam dziwię się pisząc te słowa, jak wszystko to mało ciekawie brzmi, ale prawda jest taka, że udało się z tego zrobić świetny film, w którym wcale nie o baseball chodzi, ale o naukę stawania na własnych nogach, żegnania się z pięknymi złudzeniami i stawiania na swoim. Obserwujcie uważnie, jak Bean zmaga się z własną przeszłością (był obiecującym zawodnikiem, ale jakoś mu nie wyszło), a Brand z pierwszym zadaniem w "poważnym" życiu (robota w zalatujących stęchłym potem i testosteronem szatniach to jednak nie liczenie baranków za biurkiem).

To nie jest film z gatunku tych, w których nieuchronnym finałem jest zdobycie przez bohaterów mistrzostwa świata, fury pieniędzy i uznania wielotysięcznego tłumu skandującego twe imię. Bardziej o tym, jak trudno jest dorosnąć ludziom dorosłym. A jeszcze trudniej - pamiętać o tym, co w życiu naprawdę ważne.

W obsadzie nie ma ani jednego chybionego nazwiska, klasą dla siebie jest na drugim planie Philip Seymour Hoffman,robota reżyserska jest bardzo porządna (za film odpowiada Bennett Miller, choć początkowo reżyserować miał Steven Soderbergh - co ciekawe, film i tak wydaje się bardzo "soderberghowski").

"Moneyball" dostał 6 nominacji do Oscarów, ale ani jedna nie zamieniła się w statuetkę. Szkoda, bo na pewno w kategorii "scenariusz adaptowany" był to najlepszy kandydat (wygrał film "Spadkobiercy"). Kto czytał książkę Lewisa, ten wie, jak trudna była to robota. Kto włączy dziś wieczór telewizor - zobaczy, jaki dobry to film.

Piotr Gociek

"Moneyball", USA 2011, reż. Bennett Miller, wyst. Brad Pitt, Jonah Hill, Philip Seymour Hoffman i inni, premiera TV w HBO, niedziela, 4.11.2012, godz. 20:10.

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych