Trzy pożegnania z Przemysławem Gintrowskim

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

20 października po długiej i ciężkiej chorobie odszedł Przemysław Gintrowski - jeden z ostatnich polskich bardów, wspaniały interpretator polskiej poezji, znakomity pieśniarz, wybitny kompozytor, autor muzyki filmowej. 29 października Przemysław Gintrowski spoczął na cmentarzu w warszawskim Wilanowie.

Oto wybrane pożegnania artysty opublikowane w polskiej prasie w ostatnich dniach:

GINTROWSKIEMU ZAMIAST ELEGII

(…) Nie musiałem nigdy pisać wierszy, może dlatego, że pan je za mnie zaśpiewał.

Nie znaliśmy się, nie przyjaźniliśmy, bo też i jak miałbym przyjaźnić się z pomnikiem. A dla mnie, dla mych kolegów od przegrywanych, rzężących kaset pan zawsze był i na zawsze pozostał pomnikiem, głosem pokolenia, uczciwie mówiąc – głosem kilku pokoleń. I tak to już, cholera, jest, że jak nie pretensjonalność, to patos się wdziera, gdy piszę o panu.

Przyznam się na koniec, że przez cały ostatni tydzień słuchałem tylko pana. I nie mogłem, nie mogę uwierzyć, że to koniec. Co mam powiedzieć prócz „dziękuję”? Że też mam nadzieję, iż coś być musi do cholery za zakrętem? (Robert Mazurek, „Rzeczpospolita”)

MOCARZ DŹWIĘKU

Herbert, Kaczmarski, Sieniawski, Holm, Tercz; wiele osób trzeba by wymienić jeszcze, aby złożyć w całość księgę tekstów, które dzięki muzyce Przemysława Gintrowskiego stały się pieśniami. I próżno tu szukać wierszy błahych czy ulotnych. Słowa poetów jak nici wiążą zdania w mocne tkaniny ważnych, poetyckich obrazów. Mówią o uniwersalnych wartościach, stoją na straży prawdy, przyzwoitości, umiłowania wolności i piękna. Dźwięki jak obręcze wiążą słowa i będą ich obroną, zbroją i tarczą, które oprą się czasowi i przypomną je następnym pokoleniom. Taki właśnie wymiar ma pisanie muzyki, ożywianie nieznającego barier kodu emocji i czystego piękna. W muzyce Przemysława Gintrowskiego słychać wierność słowu i słychać pokorę wobec treści. I jak dach świątyni nie może ostać się bez kolumn podtrzymujących sklepienie, tak pieśń nie zostanie pieśnią, jeśli odejmie się jej dźwięk. Podziwiamy czasem dach, nie pamiętając, że podtrzymuje go mocna podstawa. Więc teraz jest pora, aby zapisać tę siłę w naszej pamięci. A jeśli pamięci – to świętej: Przemysław Gintrowski. Mocarz dźwięku”. (Jan Pospieszalski, „Gazeta Polska Codziennie”)

PUENTY JAK ZWYKLE STRASZNE

Najpierw był dla mnie starszym kolegą Kaczmarskiego, który ma dużo większe pojęcie o muzyce. Pamiętam, jak wiosną 1979 r. pojawili się obaj z Jackiem w mieszkanku Carlosa Marrodána na Marymoncie, żeby posłuchać płyt Lluísa Llacha. Jacek miał już za sobą pierwsze wykonania „Murów”, napisanych parę miesięcy wcześniej na bazie piosenki Llacha. Teraz jak urzeczony słuchał innych nagrań katalońskiego pieśniarza. A siedzący z boku Przemek co chwila rzucał „Ale tu powinna być wielka tercja, a nie mała!” albo „Co on tam w basach gra?”. Wtedy myślałem, że to poza. Potem zrozumiałem, że raczej głęboko przemyślana obrona przed łatwą euforią i potrzeba doskonałości. (…) Nie lubił epitetu „legenda”, bo jest jak mafijny wyrok: oblewa nogi cementem i koniec. Zamieniasz się we własny pomnik. Wolał kilka prostych zasad. Jak choćby ta, zobrazowana w wykonywanym przezeń wierszu Zbigniewa Herberta „Kołatka”: „suchy poemat moralisty / tak – tak / nie – nie”. (Filip Łobodziński „Wprost”)

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych