Stuhr i Najsztub tropią "piętno katolicyzmu" KURIOZALNY WYWIAD o "Pokłosiu"

mat. prasowe
mat. prasowe

Piotr Najsztub w najnowszym numerze "Wprost" przeprowadza obszerny wywiad z Maciejem Stuhrem, odtwórcą głównej roli w filmie "Pokłosie" Władysława Pasikowskiego. Filmie rzekomo opartym na faktach, a tak naprawdę powielającym klisze o Polakach-żydożercach, filmie określonym już przez część historyków mianem "piramidalna bzdura". Najsztub i Stuhr próbują pospołu nie tylko przekonywać, że "Pokłosie" opowiada prawdziwą historię, ale także egzorcyzmować to, co - ich zdaniem - w Polakach najgorsze: "piętno katolicyzmu".

Maciej Stuhr nie ma żadnych wątpliwości, że "Pokłosie" to film oparty na faktach:

uważam, że udział w „Pokłosiu”, które jest oparte na historii mordu Żydów w Jedwabnem, był moją powinnością patriotyczną. Bo nakręcenie tego filmu jest po pierwsze, oczyszczeniem, a po drugie, wyrazem wiary w nas, że to już się nie powtórzy. Bo jeśli powiemy sobie, że Polacy takich rzeczy nie robią, to kiedyś się okaże, że jednak robią, i będzie nam znowu bardzo przykro. A nieporozumienie wokół tej sprawy polega chyba na tym, czy mamy się czuć winni. W żadnym z tych filmów nie chodzi o to, żeby komuś dokopać i powiedzieć, że Polacy są straszni.

Może i Polacy nie są straszni, ale tylko czasami. Bo jak się okazuje, podczas prac nad filmem ekipa musiała mieć się na baczności przed strasznymi antysemitami:

człowiek, który miał użyczyć swojego domu jako jednego z głównych obiektów, po zapoznaniu się ze scenariuszem wycofał się z podpisanej już umowy. Nawet nie był przeciwko, tylko się bał, że go spalą. Albo np. przychodzili statyści, pytali: „Co wy kręcicie? Aha, no to wezmę udział, tylko żebym Żydka nie musiał grać”.

Nawet wśród znanych polskich aktorów zalęgł się antysemityzm i antypasikowskizm:

reżyser zaproponował jedną z głównych ról jakiemuś swojemu koledze, na co ten odpowiedział, że to się nie może zdarzyć. (...) Bo nie wolno takich filmów kręcić.

Piotr Najsztub pomaga dzielnie Stuhrowi w analizie pytaniem:

A może mamy problem ze swoimi uczynkami, bo zawsze bardziej czuliśmy się Polakami niż ludźmi?

A Stuhr podchwytuje:

Może coś w tym jest. A może jest w tym też jakieś piętno katolicyzmu, poczucia winy i obowiązku wskazania winnych? (...) Cały czas chyba się strasznie czegoś boimy po prostu.

Najsztub jest konsekwentny: czego się niby boimy? "Może tego, że się wyda, jak mało jesteśmy ludźmi, a jak bardzo Polakami?" sugeruje.

Może. (...)

Nie chodzi tutaj o rozdrapywanie ran. W ogóle nie o to chodzi. I nie chodzi nawet o tę przeszłość, choć powiedzmy sobie, dotrzyjmy do tego, jak było. Ustalmy to, wyciągnijmy dla nas wnioski i zostawmy to. Nie chodzi o to, żeby potępiać naszych... Jeżeli dotrzemy do faktów, to będziemy musieli wskazać winnych. Oni mają imiona, nazwiska...

Niespodziewanie młody Stuhr zeskakuje z historii na współczesną politykę:

u nas facet, który chciał zostać prezydentem, nie został nim tylko dlatego, że ktoś powiedział, że miał dziadka w Wehrmachcie! W Niemczech każdy miał dziadka w Wehrmachcie i jakoś żyją, poszli dalej, patrzą w przyszłość, są świetnym narodem. Nikt im nie mówi, że są antysemitami albo filosemitami.

Niemcy lepiej od Polaków rozliczyli się z antysemicką przeszłością? Tak wynikałoby ze słów aktora.

Jak przy okazji "Pokłosia" wykreować się na "centrystę" prześladowanego przez ekstremistów?

To dziwne, ale na przestrzeni dwóch miesięcy mój ojciec odnalazł siebie w broszurze „Poznaj Żyda” jako Joska Feingolta, a ja w tym samym czasie na faszyzującej stronie internetowej Red Watch znalazłem moje zdjęcie obok fotografii Adolfa Hitlera. Bo udzieliłem wywiadu, w którym powiedziałem, że kocham swoją ojczyznę i chciałbym dla tego kraju coś jednak zrobić. I tak jestem zawieszony między Joskiem Feingoltem a Red Watchem.

Co ciekawe, choć zdaniem Stuhra film "Pokłosie" jest oparty na prawdziwej historii i obiektywnie opowiada o polskiej przeszłości, to jednak:

film będzie kijem wetkniętym w mrowisko. Na pewno będą dyskusje i jesteśmy na to przygotowani, bo udział w nim, nawet ze strony aktora, zakłada dość mocne zadeklarowanie się po jednej stronie.

A więc jednak "zadeklarowanie się"? "Po jednej stronie"? To jest jeszcze jakaś inna strona? No jest - nawet wiadomo, po tym wywiadzie jaka - to ci, którzy są dotknięci "piętnem katolicyzmu" i wolą być "bardziej Polakami niż ludźmi".

Więcej w najnowszym numerze tygodnika "Wprost".

cis

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych