PREMIERA DVD. „5 dni wojny” - film, z którego wycięto prezydenta Polski. NASZA RECENZJA

"5 dni wojny" przybliża światu czym jest rosyjski imperializm i znakomicie pokazuje jak mały kraj musiał walczyć o swoją wolność z agresywnym niedźwiedziem. W polskiej wersji filmu pojawia się również postać Lecha Kaczyńskiego. Niestety świat nie zobaczył działań naszego prezydenta.

Większość amerykańskich krytyków określiła film „5 dni wojny” jako propagandę. Mieli w dużym stopniu rację. Film Rennego Harlina ociera się o propagandę w klasycznym rozumieniu tego słowa. Twórcy pokazują nam więc Gruzję, która wygląda jak każdy zachodni kraj, mamy rozmowy dziennikarzy o nowej zimnej wojnie ze strony Rosji i imperializmie Putina. Łopatologia w tym filmie jest jednak niezbędna by dobrze „sprzedać” ten przemilczany onflikt zachodniemu widzowi. Można podejrzewać, że z tego też powodu reżyserię filmu powierzyli Rennemu Harlinowi, który jest znany z filmów akcji takich jak „Szklana Pułapka II” czy „Długi pocałunek na dobranoc”. Twórcy chcieli mieć solidny film akcji, który przyciągnie do kin masy i przemyci ważne dla gruzińskiej władzy treści. Na dodatek Harlin wie czym jest rosyjski imperializm bowiem ojciec reżysera doświadczył wojny Związku Radzieckiego z Finlandią.

„5 dni wojny” bez wątpienia można nazwać filmem akcji w najlepszym wydaniu. Pierwsza, do bólu realistyczna i brutalna, scena ataku irackich rebeliantów (film otwiera scena ratowania dziennikarzy przez gruzińskich żołnierzy w Iraku) na samochód z korespondentami wojennymi naprawdę zapada w pamięć. W filmie takich scen jest więcej. Niestety przy okazji twórca infantylizuje historię i korzysta z klasycznych zabiegów kina klasy B. A to nie do końca pasuje do takiego rodzaju kina. Film Harlina nie jest bowiem tylko obrazem o napadzie Rosji na Gruzję, ale również opowiada o bohaterstwie korespondentów wojennych i ich bohaterskiej walce o prawdę. Obraz ma w sobie wiele ze znakomitego dzieła Olivera Stone’a „Salvador”, który jest do tej pory największym hołdem dla reporterów wojennych. Niestety Herlin nie jest twórcą pokroju Stone’a i częściej kładzie nacisk na „rozwalankę”, niż na pogłębienie dramatów jakie przeżywają korespondenci wojenni. Na szczęście niedoróbki scenariuszowe giną w zestawieni z naprawdę znakomitymi scenami dramatu jakiego doświadcza prezydent Gruzji zagrany fenomenalnie przez Andiego Garcię.

Do roli Saakaszwilego naprawdę potrzeba było świetnego aktora, który pokazałby dramat oblężonego przez Rosjan i zapomnianego przez sojuszników z Ameryki prezydenta. Garcia wywiązał się ze swojego zadania znakomicie. Aktorowi udało się uniknąć patosu, który aż cisnął się na ekran w takim filmie i umiejętnie balansował na jego krawędzi. Widzimy więc jak prezydent ze łzami w oczach walczy o wolność i robi wszystko by nie zaogniać konfliktu. Garcia znakomicie pokazał również wewnętrzny dramat coraz mocniej opuszczonego polityka. Niestety ten wątek sprawi najwięcej przykrości polskiemu widzowi. Oglądając amerykańską wersję tego filmu (polska nie różni się niczym w tej części) odczuwamy wielki niedosyt i zadajemy sobie pytanie: dlaczego nikt nie wspomina o polskim udziale w tych dramatycznych dniach? Dlaczego mowa jest jedynie o Bushu, Sarkozym i Unii Europejskiej? Nazwisko Kaczyńskiego w ogóle nie pojawia się w filmie. Ba, w obrazie Harlina nie widać nawet na placu w Tibilisi polskich flag! Amerykańcy widzowie nie dowiedzieli się, że to Kaczyński zabrał ze sobą 5 innych prezydentów wschodnioeuropejskich krajów, by pomóc osamotnionemu Saakaszwilemu, za po 10 kwietnia 2010 roku prezydent Gruzji polecił nadać pośmiertnie Lechowi Kaczyńskiemu tytuł i order Narodowego Bohatera Gruzji. Wszystkie nakręcone sceny z Lechem Kaczyńskim, którego grał Marshall Manesh zostały wycięte podobno z powodu właśnie katastrofy smoleńskiej. Tak tłumaczył się polskim mediom producent filmu. Niestety spójność scenariusza na tym traci. **Przez chaotyczne nożyczki montażystów nie wiadomo skąd nagle na placu obok prezydenta Gruzji pojawiają się politycy innych krajów i z jakich krajów pochodzą.

Należy się cieszyć, że polscy dystrybutorzy filmu postarali się o jego nową wersję z wmontowanymi archiwalnymi nagraniami z Lechem Kaczyńskim. Niestety ujęcia te nie pasują do obmyślonej przez reżysera struktury filmu. Wydaje się również, że odsunięcie prezydenta Gruzji od władzy kilka tygodni temu przez Gruzinów powoduje, że "5 dni wojny" pozostaje tylko jednym z wielu filmów akcji, które powstają co roku w Hollywood. Szkoda. Ten film mimo wszystko warto zobaczyć, by lepiej zrozumieć niebezpieczeństwo rosyjskiego imperializmu, i przede wszystkim pochylić się nad losem korespondentów wojennych. To im reżyser zresztą dedykuje ten film.

Łukasz Adamski

Autor

Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych