W najnowszym "Wprost" jeden z ostatnich wywiadów z Dorotą Masłowską - jak twierdzi wydawca, pisarka zmęczona i zniechęcona promocją książki "Kochanie, zabiłam nasze koty" nie zamierza w najbliższym czasie udzielać wywiadów.
Patrycja Pustkowiak pyta między innymi:
nie kusiło cię, żeby wreszcie stworzyć naprawdę poważnego, myślącego, mądrego bohatera?
Nie! Kiedy tworzysz bohatera dobrego, mądrego i głębokiego, siłą rzeczy utożsamiasz go ze sobą i wystawiasz na aukcję wszystkie najlepsze rzeczy, jakie w sobie masz. Najlepsze przemyślenia, motywacje, całe swoje wewnętrzne piękno i dobro – które przecież posiadasz. Ale jednocześnie masz też w sobie syf, lęk, skurwysyństwo, małość – no i wtedy musisz je ukryć, gdzieś pospychać. Idea takiej prozy jest oczywiście godna pochwały, ale wydaje mi się, że to jest megatrudne w obsłudze. Ja przynajmniej tego nie potrafię. Moim zadaniem jest śmieszenie, a smutek i tak sam wyłazi ze szpar. Jednak gdy próbujesz przywołać treści bolesne, to paradoksalnie często wychodzi śmiesznie, jeśli nie żałościwie.
Czy Masłowska próbowała kiedy pisać "na poważnie"?
Oczywiście, zapytaj mojego pierwszego wydawcę, Pawła Dunina-Wąsowicza. Wszyscy licealiści tego próbują. Nie byłam jednak w stanie utrzymać godności literackiej, starając się pisać o ludziach dobrych i głębokich, walczących przeciwko ludziom złym i płytkim
Masłowska o duchowości XXI wieku:
Ludzie niezbyt mądrzy łykają bezrefleksyjnie dzieła kultury masowej i lepią z tej kupy swoje gniazdka umysłowe. Jeśli się temu przyjrzeć i potraktować to poważnie, można dostrzec bardzo ciekawe rzeczy. Na przykład takie, że człowiek– istota głęboko duchowa, o bardzo rozwiniętym mózgu, mająca duże potrzeby metafizyczne, potrzebę Boga, kontaktu z bezkresem, z absolutem – realizuje je poprzez jakieś newage’owe gusła albo dietę makrobiotyczną. Im bardziej wydaje się to głupie i niewarte uwagi, tym bardziej w tym tkwimy.
Pustkowiak chce się więc dowiedzieć, jak Masłowska wypełnia swą pustkę duchową:
Co w twoim życiu odgrywa rolę metafizyki? Pisanie?
Tak, pełni u mnie funkcję zagłębiania się, zanurzania w świecie, w innych ludziach. Dla mnie to jest religijne. Nie wyobrażam sobie, że uczestnictwo w jakimś obrzędzie religijnym sprawiłoby, że bardziej uczestniczyłabym w świecie niż wtedy, kiedy piszę. W okresach, kiedy pracuję, zupełnie zanikają u mnie tendencje konsumpcyjne. Wtedy nie muszę nic kupować, jeść nic wysublimowanego, nigdzie chodzić, w nic się ubierać, z nikim konkurować. Czuję pełnię swojego istnienia w świecie. Ale kiedy mam przestój twórczy, to zaczynam kupować ubrania, wymieniać meble. Widzę po sobie samej, jak konsumpcjonizm jest napędzany wewnętrzną pustką, jałowością.
Zatem w skrócie: pisanie zamiast doznań metafizycznych i konsumpcja zamiast pisania - oto magiczne koło, z którego wzięła się powieść "Kochanie, zabiłam nasze koty".
Więcej w najnowszym numerze tygodnika „Wprost”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/246423-maslowska-pisanie-zastepuje-mi-religie-a-zakupy-zastepuja-pisanie
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.