„Kochanie, zabiłam nasze koty” to przemyślnie skonstruowana, precyzyjna pułapka na krytyków i czytelników. Pułapka tak dobrze zastawiona, że wpadła w nią sama autorka - tak najnowszą książkę Doroty Masłowskiej w "Uważam Rze" (numer który ukaże się 22 października) recenzuje Piotr Gociek. Pisze między innymi:
Reakcje na nową prozę Masłowskiej dowodzą pewnego upadku sztuki czytania: otóż nie polega ono jedynie na podążaniu za zakrętami fabuły i ocenie, czy książka jest napisana zgrabnie, czy ciężko.
Medium jest przekazem, nauczał McLuhan, a w literaturze medium jest język. Nim sięgnąłem po „Kochanie, zabiłam nasze koty” z przymrużeniem oka traktowałem wyznania Masłowskiej z wywiadów o tym, jak bardzo cyzelowała każde słowo – w końcu każdy autor tak mówi. Po lekturze nie mam wątpliwości, że autorka zastawiła na czytelników i krytyków misterną językową pułapkę; tak misterną, że obróciła się przeciw autorce.
To prawda, bohaterki są banalne, bez właściwości i po prostu głupiutkie: zagubione, płaskie, bezkrytycznie łykające przekaz swego ulubionego magazynu lajfstajlowego „YogaLife”, porady z książek typu „”Życie pełne cudów” z której dowiadują się, że otaczają je tysiące wspaniałych rzeczy, „wystarczy wyciągnąć ręce i czerpać garściami”, „rozpuścić toksyczne uczucia w oddechu” oraz „uświadomić sobie, ile szans codziennie zaprzepaszczasz”. Ale właśnie dlatego, że takie są, nie potrafią do opisu swego życia i otaczającej je rzeczywistości użyć języka innego od bełkotu kolorowych magazynów, gładkich formułek z telewizji, banalnych mądrości z poradników. Masłowska odtworzyła/wykreowała ten język z premedytacją – w końcu o rozterkach młodych, aspirujących z wielkich miast nie da się mówić językiem dresiarzy z blokowisk – a już na pewno nie wtedy, kiedy opowiada się historię z punktu widzenia tych postaci.
Bohaterki Masłowskiej mówią więc fałszywym językiem imitacji świata, bo to, co je otacza jest imitacją. Nie potrafią wznieść się ponad, bo brakuje im słów – o najboleśniejszych uczuciach mówią gotowymi formułkami brzmiącymi jak dialogi z telenowel, szczytem autorefleksji są wyznania w stylu porad telewizyjnego psychoterapeuty.
Wiadomo więc, że fani klimatów z "Wojny polsko-ruskiej pod flagą biało-czerwoną" nie mają w tej książce czego szukać. Do czego zatem porównać "Kochanie, zabiłam nasze koty"?
Nowa książka Masłowskiej jest „dickowska” w tym sensie, że podobnie jak Philip K. Dick autorka kwestionuje realność otaczającego nas świata. Dla Dicka rzeczywistość była podróbką, tworem demiurga, który oplątał nas fałszem, jego bohaterowie niestrudzenie szukali prawdziwego świata, prawdziwego Stwórcy, prawdziwej rzeczywistości. Masłowska pokazuje, że sami zbudowaliśmy sobie świat, który jest podróbką: świat sztucznych emocji, sztucznych kontaktów międzyludzkich, sztucznych podniet.
Jest w książce „Kochanie, zabiłam nasze koty” zapadający głęboko w pamięć obraz syren, niepokojącego zjawiska „…przez które syrenom grozi wyginięcie. Opanowane fascynacją ludźmi i ich światem, dziesiątki tych stworzeń opływają rokrocznie całe nabrzeże, znosząc do swoich siedzib wszystko, co wyrzucą ludzie, konstruując na dnie oceanu przedziwne, mające imitować ludzki świat koczowiska. Budują je między innymi z czarnych skrzynek rozbitych samolotów, puszek po coca-coli, starych butów, drutu kolczastego i kawałków pianek do windsurfingu”.
Imitujące świat „prawdziwych ludzi” syreny „zakładają porwane przez fale góry od kostiumów, próbują wtykać na koniec ogona zdeparowane klapki i zmiecione przez ocean okulary przeciwsłoneczne”. Syreny wręcz uzależniły się od resztek z ludzkiego świata.
Bohaterki nowej Masłowskiej są takimi syrenami, ba, jakże wielu pośród otaczających nas bliźnich nimi jest, budując post-nowoczesny świat z rzeczy reklamowanych jak najnowsze osiągnięcia cywilizacji, a tak naprawdę nieistotnych śmieci: fejsbuków, twitterów, diet-cud, protez duchowych oferowanych przez szarlatanów podających się za naukowców lub kapłanów nowych religii. Obraz strojących się w odpadki syren od razu przywodzi na myślowe rzesze bezkształtnych (w porównaniu z nierzeczywistym światem modelek) nieszczęśniczek i nieszczęśników próbujących oblec się w resztki ze stołu haute couture. Tak samo stroić się próbujemy w intelektualne mody i proste rozwiązania rodem z pop-psychologii i pop-religii.
Więcej w najnowszym numerze tygodnika "Uważam Rze".
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/246419-gociek-o-maslowskiej-smutni-trzydziestoletni-w-swiecie-wielkiej-imitacji
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.