"Chce pan wiedzieć, dlaczego tkwiłem w tym gównie? Powiem panu"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Bogdan Rymanowski „Ubek. Wina i skrucha”, Zysk i S-ka 2012, opr. miękka

U nas - Prolog.

— Czego pan ode mnie oczekuje? — zapytał na powitanie.

— Może pan opowiedzieć o SB dużo więcej niż inni.

I chyba nie ma pan interesu w tym, żeby mną manipulować

— odpowiedziałem bardziej dla zachęty niż z przekonania.

— To prawda. Co najwyżej odczuwam strach.

— Czego się pan boi?

— Tego, że to nie jest zamierzchła historia. I nie każdy z moich dawnych kolegów będzie zadowolony. Od naszego pierwszego spotkania minęło kilka lat. Spędziłem z nim, rozmawiając, dobrych kilkadziesiąt godzin. Scenariusz był zawsze taki sam. Zajmowałem stolik w jednej z knajp w okolicach Dworca Centralnego, po chwili wchodził mężczyzna w wojskowych spodniach i kurtce moro. Silnie zbudowany, w okularach, z lekkim zarostem. Nie wyglądał na kogoś, kto ma na karku sześćdziesiątkę.

Zrobił się z tego prawie rytuał. On zamawiał makaron z kurczakiem albo schabowego, ja wyciągałem dyktafon, długopis i notatnik. Rozmowa po rozmowie, miesiąc po miesiącu wiedziałem o nim coraz więcej. Poznawałem jego mroczną historię i powoli przyzwyczajałem się do języka, którym mówił.

Nie bawił się w subtelności.

— Chce pan wiedzieć, dlaczego tkwiłem w tym gównie? Powiem panu. Bo byłem skurwysynem. Oddanym sługą reżimu. Ideowym i ofiarnym ubekiem. Człowiekiem bezwzględnym i cynicznym.

Miałem wrażenie, że siedzi przede mną twardy typ, z którym nie chciałbym się spotkać w ciemnej ulicy. Wiedziałem, że jest mistrzem prowokacji i nie takich jak ja potrafił podejść. Starałem się nie tracić czujności. Przed każdą rozmową karmiłem wątpliwościami własną podejrzliwość. Były jednak momenty, gdy jego chropowaty, nieco drażniący głos łamał się nagle w pół słowa, a oczy zachodziły szklaną mgłą.

— Cholera, powinienem być profesorem historii, a nie ubolem. Nie sądzi pan? — wyrzucił z siebie z rozpaczą.

Tylko wybitny aktor potrafi łby tak zagrać wściekłość, żal i rozgoryczenie. Janusz Molka nie jest aktorem. Za to ubekiem był wybitnym. Choć on sam żachnąłby się zapewne, że słowo „wybitny” jest tutaj nie na miejscu. To prawda. Był kimś więcej. Był geniuszem zła. I nie jest to komplement. To oskarżenie.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych