Leopold Tyrmand (1920-1985) znakomity pisarz i eseista polityczny, autor „Złego”, „Dziennika 1954” czy „Życia towarzyskiego i uczuciowego” zamieszkał w USA w roku 1966. Przez pięć kolejnych lat współpracował m.in. ze znanym pismem „The New Yorker”. W latach 70. XX wieku mniej zajmował się literaturą, więcej publicystyką, publikując wiele ostrych, celnych i kąśliwych artykułów, w których z pozycji konserwatywnych krytykował współczesną kulturę i politykę. „Cywilizacja komunizmu”, jego najbardziej znana książka z tego okresu, ukazała się w roku 1972.
Tamte lata wspomina Mary Ellen, trzecia i ostatnia żona Leopolda Tyrmanda, która przyjechała właśnie do Polski by poznać ojczyznę swego męża pomóc w promocji książki Agaty Tuszyńskiej „Tyrmandowie. Romans amerykański”. Co mówi Monice Brzywczy w pierwszym wywiadzie, jakiego udzieliła od 15 lat?
Że zainteresowała się Tyrmandem – jego błyskotliwą inteligencją i umysłem -„po wielomiesięcznej lekturze tego, co pisał. Można powiedzieć, że zaczęło się od głowy”. Oto fragmenty rozmowy z najnowszego „Przekroju”:
To była końcówka lat 60. Nie lubił kierunku, w którym zmierzają Stany – degeneracji kultury, mocnego politycznego skrętu w lewo. Tylko on to komentował. Wysłałam do niego list, który niestety nie przetrwał. Szkoda, bo jestem ciekawa jak brzmiało to, co napisałam.
W odpowiedzi na list Tyrmand poprosił o telefon. Potem przyszło spotkanie.
To był koniec maja 1970. Właśnie skończyłam zajęcia. Lolek zaproponował Cooper Square, gdzie spotykali się młodzi rewolucjoniści (powiedział to w typowy dla siebie, ironiczny sposób). Jest tam do dziś taka trójkątna rzeźba. Piękny majowy dzień, szliśmy z różnych kierunków w swoją stronę.
Jak Tyrmand odnajdował się w Ameryce?
Przyjechał do Stanów jako polski pisarz, jego angielski nie był perfekcyjny. W najśmielszych marzeniach nie przypuszczał, że zostanie autorem „New Yorkera”. Sądził chyba, że będzie publikował w polskich pismach emigracyjnych. , „Kulturze”, „Wiadomościach”, i dodatkowo będzie portierem.
Czego Tyrmand nie akceptował w Ameryce?
Bardziej niż spraw politycznych nie znosił barbarzyństwa w kulturze. Myślę że przeraziłby go dzisiejszy rap. A prezydent, który zamiast rozmawiać z głowami państw występuje w talk-show ciągle gra w golfa przyprawiłby go o ostry ból brzucha. Mawiał, że przyjechał do Ameryki ocalić ją przed nią samą. (…) Widział siebie jako komentatora w stylu Alexisa de Tocqueville.
Za czym szczególnie mocno tęsknił?
Za kręgiem zaprzyjaźnionych intelektualistów. Europejska inteligencja jest niepowtarzalna. (…) Bardzo brakowało mu Stefana Kisielewskiego, jednego z jego najlepszych warszawskich przyjaciół. W Stanach nie miał kogoś tak bliskiego. No, może oprócz mnie
Pełna wersja wywiadu Moniki Brzywczy z Mary Ellen, żoną Leopolda Tyrmanda, w najnowszym numerze „Przekroju” (42/2012).
Obejrzyj film o Tyrmandzie zrealizowany w cyklu "Errata do biografii":
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/246376-tyrmand-najgorsze-jest-barbarzynstwo-w-kulturze-niezwykly-wywiad