Świat czeka na premierę najnowszego filmu Stevena Spielberga o prezydencie Lincolnie. Po zaprezentowaniu trailera, niektórzy krytycy zwracali uwagę, że możemy mieć do czynienia z kanoniczną wersją biografii wielkiego Abe’a. Pierwsi widzowie filmu rozwiewają te wątpliwości.
Film Spielberga jest oparty na książce laureatki Pulitzera Doris Kearns Goodwin "Team Of Rivals: The Political Genius of Abraham Lincoln". Za scenariusz odpowiada Tony Kushner ( również zdobywca Pulitzera), autor genialnego dramatu "Anioły w Ameryce". Pierwsi widzowie filmu podkreślają, że widać w nim rękę tego autora. Mimo tego, że film trwa grubo ponad dwie godziny, każda scena jest wypełniona treścią i stanowi spójną całość z resztą historii. W Lincolna wciela się dwukrotny zdobywca Oscara Daniel Day Lewis, który według krytyka „The Hollywood Reporter” jest tak samo wielki jak Henry Fonda w Young Mr. Lincoln (1939). Danielowi Day Lewisowi ( kto wie, może dogoni Nicholsona i dostanie trzeciego Oscara?) partneruje dawno nie widziana na ekranie Sally Field jako żona prezydenta, Tommy Lee Jones, który gra Thaddeusa Stevensa, największego politycznego oponenta Lincolna oraz Joseph Gordon-Levitt jako syn prezydenta.
Autorzy filmu koncentrują na ostatnich miesiącach życia zamordowanego w zamachu prezydenta, podczas wojny secesyjnej i prób zniesienia niewolnictwa. Trailer filmu jest dosyć standardowy i wygląda jak reklama klasycznej hagiografii wielkiego przywódcy. Jednak Bilge Elbiry z „New York Magazine” zauważa, że “Lincoln” jest „najlepszym filmem jaki Roberto Rosselini nigdy nie zrobił, I najlepszym filmem Spielberga jaki ten zrobił”. Trzeba przyznać, że to bardzo dobra rekomendacja. Według „New York Post” film został natomiast skradziony przez Day-Lewisa i Lee Jonesa. Większość recenzji jest entuzjastyczna i pozwalają one wierzyć, że mamy do czynienia z wielkim obrazem. David Fueller pisze, że „Lincoln” może być uznany przez fanów Spielberga za najnudniejszy film tego twórcy. Jednak bloger nie traktuje tego jednak jako zarzut, a zaletę nowego filmu twórcy „Szczęk”.
Zajęło mi to sześć lat i to zdecydowanie najcięższa rzecz, nad jaką kiedykolwiek pracowałem. Ogromnie skomplikowane były zarówno wszystkie ówczesne konflikty, jak i sama prezydentura Lincolna. Amerykanie niby dużo o nim wiedzą, ale mam wrażenie, że nie do końca pojmują, z czym musiał się zmagać
wyjaśnia autor scenariusza. Kushner dodaje, że ogarnięcie postaci Lincolna równa się wysiłkowi, jakiego podjęli się Mozart tworząc "Don Giovanniego", a Szekspir "Hamleta". Jeżeli dramaturg w taki sposób ujął postać Lincolna, to możemy spodziewać się wielkiego kina. W czasie gdy Robert de Niro poszedł na emeryturę i rozdrabnia swoją legendę, pozostaje nam czekać na wielkie role Daniela Day Lewisa. Bez wątpienia od kiedy wystąpił on ( zamiast Bobbego) w „Gangach Nowego Yorku” mamy do czynienia z prawdziwym geniuszem. Choćby z tego względu warto obejrzeć ten film.
Łukasz Adamski
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/246302-trailer-lincolna-nie-powala-jednak-pierwsze-opinie-o-filmie-sa-bardzo-dobre