Ruch „Wolność i Pokój” uważał, że los, skazujący narody mieszkające na wschód od Łaby na komunizm, może zostać odmieniony

fot.Wydawnictwo ipn.gov.pl
fot.Wydawnictwo ipn.gov.pl

To jest książka o tym, jak hasła pacyfistyczne zmieniły w Polsce w połowie lat 80. swoją funkcję polityczną.

Do tej pory pacyfiści na Zachodzie przeważnie byli pożytecznymi idiotami Kremla, a ci na Wschodzie po prostu funkcjonariuszami reżimu. Ale oto nastał WiP i coś się w tej materii zmieniło.

Ruch „Wolność i Pokój” nie wyrażał pacyfizmu w stylu „raczej czerwoni niż martwi”, przeciwnie: uważał, że los, skazujący narody mieszkające na wschód od Łaby na komunizm, może zostać odmieniony. W pacyfizmie typu „raczej czerwoni niż martwi” widział polityczną naiwność i intelektualną płyciznę.

W tym duchu Jan Maria Rokita pisał w 1987 r. na łamach krakowskiego podziemnego periodyku „Arka”:

Pacyfizm zakłada […], iż wieczny pokój można wprowadzić w empiryczną rzeczywistość. Odrzuca więc całkowicie rzeczywistość faktyczną, której trwałym składnikiem od początków dziejów człowieka jest mniejsze lub większe zagrożenie dla pokoju, wraz ze wszystkimi jej właściwymi, skomplikowanymi problemami dotyczącymi sposobów politycznego i militarnego zapewnienia bezpieczeństwa państw i jednostek. Pytanie, jak zwiększyć owo bezpieczeństwo, jest dla pacyfisty pytaniem zawierającym ukrytą intencję wywołania wojny: nie należy bowiem zabezpieczać się przed ewentualnymi konsekwencjami wojny, lecz proklamować jej likwidację w ogóle.

Zatem WiP (bo trzeba pamiętać, że Rokita był jednym z najważniejszych działaczy tego ugrupowania) nie miał – i nie chciał mieć – nic wspólnego z pacyfizmem prosowieckim. Sam budował siłę polityczną atakującą blok komunistyczny w Europie (nie tylko komunizm w Polsce). Był to pacyfizm, ale taki, który sprzeciwiał się militaryzmowi Układu Warszawskiego, postulując prawo do odmowy składania przysięgi wojskowej i prawa do służby zastępczej. WiP zaatakował w tych miejscach, które „Solidarność” omijała szerokim łukiem, postrzegając je jako swego rodzaju „domeny zastrzeżone” władzy komunistycznej. Ale WiP chciał zrobić krok do przodu w stosunku do politycznego paradygmatu „Solidarności”. Żeby rzucić takie wyzwanie, trzeba było ludzi zuchwałych.

Baza społeczna tego nowego ruchu opozycyjnego składała się z żywiołu raczej anarchistyczno-ekologicznego niż z ludzi analizujących stan ZSRR i planujących nastanie Polski niepodległej  na jego gruzach. A jednak ta baza społeczna przez pewien czas zgodnie koegzystowała w WiP-ie z ludźmi takimi jak Rokita, Barłomiej Sienkiewicz, czy Konstanty Miodowicz –a więc z „państwowcami”.

Ta mieszanka postaw i temperamentów stanowiła o oryginalności tego kolorowego towarzystwa. Naturalnie rok 1989 musiał oznaczać kres tej wspólnoty. Ale to, co razem przeżyli, to ich. A Polska – bądź co bądź – też coś im zawdzięcza.

Monika Litwińska, WiP kontra PRL, Instytut Pamięci Narodowej, Wydawnictwo Wysoki Zamek, Kraków 2015.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.